poniedziałek, 13 września 2010

pod wąsem z przekąsem

Lubię poniedziałkowe notki. Z reguły pogoda jest jakoś bardziej do dupy, morale w okolicach poziomu wody w rzekach Sudanu, energii tyle, co w Duracellu wyciągniętym z wibratora topowej gwiazdy filmów XXX, ciemno, zimno i do domu daleko. Wtedy właśnie mam największą ochotę na oderwanie się od biometrycznie niekorzystnego otoczenia i zatopić się w klawiszach, kursorach, zakładkach i linkach. Ok, wstęp zaliczony, rozwinięcie czas zacząć.

Dziś, drogie dzieci dziadek Owca opowie Wam o rzeczy bardzo ważnej. Ważniejszej niż to, gdzie jest krzyż, ważniejszej niż podwyżka VAT, ważniejszej nawet od tego jak bardzo subito Karol będzie santo. Tematem przewodnim będzie "zarost nad górną wargą u mężczyzn (i nie tylko - przyp. aut.)", zwany popularnie wąsem tudzież wąsami. Bujny, lub rzadki, zaczesany lub zmierzwiony, przytrybowany tudzież wolno rosnący - odważę się powiedzieć, że wąs to najważniejsza część męskiej tożsamości, wyprzedzająca na podium nawet majtający się między nogami rodzinny klejnot. Nawet ci z nas, którzy wąsem się brzydzą, wąsa nie noszą, a nawet przypisują mu cechy obciachowo-jarmarczne muszą przyznać, że ta kępa kłaków nad górną wargą odpowiada za najbardziej wyraziste i zapadające w pamięć wizerunki w historii. Czyngis-Chan, Adolf Hitler, Józef Piłsudski, Salvador Dali, Aldo Reine, Lech Wałęsa, Józef Stalin, Burt Reynolds, Jacek Soplica, Tom Selleck, Ron Jeremy, Albert Einstein, Charlie Chaplin, Hulk Hogan, Hercules Poirot, Freddy Mercury - od Polski do Mongolii, od postaci historycznych do fikcyjnych, od malarzy do naukowców, od aktorów oskarowych do aktorów porno - wąs sypie się gęsto i w każdym środowisku, jest egalitarny, dostępny za darmo, nie ma uprzedzeń rasowych czy religijnych, ba - niekiedy przełamuje nawet bariery płciowe, o czym jednak lepiej nie wspominać, bo to już temat na poważną akademicką dyskusję, a nie blogowe banialuki. Oczywiście, wąs może przeszkadzać w intymnych kontaktach damsko męskich, może drapać, drażnić i niemiło smyrać. Co więcej, większość codziennego wąsa jaki widzimy, to wąs zaniedbany, pokolorowany dymem papierosowym i rosnący dziko niczym chwast. Nie jest to jednak wina wąsa samego w sobie - osobnik prezentujący tak niechlujny zarost, ma z reguły problemy z higieną jamy ustnej, prezentuje wyraźny wstręt do zabiegów spod znaku "manicure" oraz w większości wypadków pała uwielbieniem dla kontrowersyjnego zestawu "sandał + skarpeta frotte". W takim wypadku wąs jest jedynie emanacją ogólnego podejścia do samego siebie - jeśli nie dbasz o 99% swojego ciała, to wąs będzie tego najjaskrawszym przykładem, pierwszym widocznym i z góry nadającym ton reszcie zestawu. Nie ma zmiłuj.

Wąs jest ważny. Ważny na tyle, że tej ważności nie muszę tu udowadniać, to ważność broniąca się sama, nie podlegająca dyskusji i patrząca z góry na wszelkie próby jej umniejszenia. Nie namawiam oczywiście do masowych aktów zapuszczenia, nie namawiam do nagłego wąsa pokochania, czy też w przypadku płci pięknej, do zmiany upodobań w jego względzie. Wąs nie może rosnąć na siłę, wbrew ogólnemu wizerunkowi. To wąs wybiera właściciela, nigdy na odwrót i tylko doskonała symbioza wąsa z resztą wąsatego jegomościa może pomóc właścicielowi w awansie w poczet wąsów kultowych. Poza tym dobrze by było, żeby ów wąsacz dysponował dodatkowo jakimś talentem - beztalencia próbujące na samym wąsie zrobić karierę uwłaczają godności tego fenomenalnego zjawiska. Na to wąsy nie zasługują.


Brak komentarzy: