poniedziałek, 19 lipca 2010

ułańscy fantaści

Trzeba mieć fantazję dziadku, bez fantazji ani rusz, bo fantazja jest od tego. To nasza cecha narodowa, obok pracowitości za granicą, tolerancji na etanol i talentu w dziwnych dyscyplinach sportowych. Polak jest żywiołowy, porywczy, spontaniczny, nie myśli o konsekwencjach, ma wiatr we włosach, konia pod dupą i jedzie do przodu choćby się waliło i paliło. Wszędzie węszy spisek, wszędzie czuje niedocenienie, wszędzie słyszy szepcących za jego plecami wrogów, umniejszających jego wartość. Dlatego właśnie Polak robi wszystko, żeby udowodnić całemu światu, że gęsią nie jest, ma swój język i nie tylko. Z genetycznie wszczepioną manią wielkości, kulom się nie kłaniając, mając w świadomości spuściznę Wielkiej Rzeczypospolitej Obojga Narodów Od Morza Do Morza Miłościwie Nam I Innym Kiedyś W Regionie Panującej, pamiętając Cedynię, Grunwald, Kłuszyn, Kircholm czy Wiedeń, Polak wie, że w jego DNA drzemie wyjątkowość. Niestety, oprócz wyjątkowości drzemie tam też jawiemnajlepszyzm, nicwamdotegizm i mogęwszystkoza. Te dość oryginalne cechy, połączone z nieszczęsnym sarmackim "rodowodem", awanturnictwem wrodzonym i nabytym oraz zamiłowaniem do wymachiwania szabelką w kierunku bliżej niezidentyfikowanym (byle pomachać) sprawiają, że dumny Polak w końcu traci tą piękną "Kiedyś W Regionie Panującą". Niestety, choć rzuca się w geście Rejtana na środek framugi i gestem Mikołajka wali pięściami w podłogę i krzycząc, że się zabije i będą go żałować, niewiele może zrobić. Na 123 lata jego domem będzie Der Haus tudzież Дом. Nic to jednak, bo Polak, jak już wspomniałem ma fantazję i wie, albo raczej WIE, że brak stałej armii, zaplecza, pieniędzy, jednolitej polityki, zgrania, wizji i strategii nie przeszkadza w niczym, że wystarczy podnieść szabelkę, nabić flintę i już można w pył roznieść dowolnie wybrane mocarstwo, a najlepiej 3 w 1. Klęska Konfederacji Barskiej, Powstania Kościuszkowskiego, Listopadowego, Krakowskiego, Wielkopolskiego (tu była historyczna skucha, zauważona i poprawiona) i Styczniowego w niczym jednak tej wierze nie przeszkadza. Ok, studzi nieco zapędy ewentualnych inicjatorów podobnych wyskoków, przynosi nieprzeszczepialną na nasz grunt "pracę organiczną" i "pracę u podstaw", niemniej jednak w Polaku wciąż tli się ogień. Przecież jak to, przecież Sommosiera, przecież Za Wolność Naszą i Waszą, przecież Pułaski, przecież Kościuszko, przecież Legiony! Całe szczęście Historia, mimo bycia niezrównaną w swojej klasie dziwką, ma też tę dobrą cechę, że daje drugie szanse. Polak korzysta, uwalnia się na trochę, odżywa, reperuje nadwątlone poczucie własnej wartości i znowu dochodzi do wniosku, że nie będzie Niemiec pluł mu Wehrmachtem w twarz, ni Rusek Czerwoną Armią. Niestety rzeczywistość dość boleśnie weryfikuje to stwierdzenie i mimo bohaterskich koni przeciwko Tygrysom, Polak znowu dostaje łupnia. Tu kończy się żart, bo przełom lat 30tych i 40tych to tak poważna katastrofa i zlepek niezależnych od Polaka układów, że zwalać cokolwiek na niego byłoby poważnym błędem i zwykłym kurewstwem. Tym bardziej, że na Zachodzie Polak radzi sobie świetnie - Dywizjon 303, Narwik, Monte Cassino - polski wojak pokazuje pazur, udowadnia, pokazuje i przekonuje. Cóż jednak z tego, skoro to wszystko dzieje się pod skrzydłami niepolskiego elementu dowódczego, w składzie niepolsko zarządzanych sił zbrojnych. W macierzy, Polak znowu kombinuje, znowu planuje, znowu przygotowuje i znowu wszystko to w oderwaniu od rzeczywistości. Powstanie Warszawskie, tu i ówdzie kreowane na zwycięską batalię, jest w rzeczywistości jazdą bez głowy, pięściami przeciw lufom, bez zaplecza, bez szans na powodzenie, z jajami większymi niż strusie, ale bez pomysłu. Przecież skoro polski lotnik i na drzwiach od stodoły poleci, to i polski powstaniec mołotowem dywizję czołgów rozmontuje. Mickiewiczowskie "mierz siły na zamiary" w najczystszej postaci - romantyczny zryw, boleśnie wgnieciony w ziemię kolejnym ciężko podkutym butem.

Tu przerwę, bo niejeden z Was może się zastanawiać po co ta lekcja historii. Otóż zniesmaczony żenującą atmosferą wokół mitycznej już "katastrofy smoleńskiej" zacząłem się zastanawiać jaką teorię uważam za najbardziej prawdopodobną. Spisek? Wypadek? Błąd wieży? Pilotów? Myślę, myślę, czytam opinie, sprawdzam prawdopodobne scenariusze, wycinki rozmów w kokpicie i nagle dochodzę do wniosku, że jest jedna wersja, którą autentycznie mogę sobie wyobrazić i która w świetle tego co napisałem wydaje się (mi, Owcy) najbardziej prawdopodobną. 9 Kwietnia. Spotkanie w Pałacu. Pewnie winko. Bez przesady (nie wierzę w teorię zapijaczenia). Późna pora, trzeba spać. Poranek. Budzik nie zadzwonił. Prysznic się zaciął. Gosposia spaliła jajecznicę. Spóźnienie. 30 minut. Wylot. Pokład. Przylot. Złe warunki. Bardzo złe. Czy pół godziny wcześniej były lepsze? Podobno. Nawet jeśli nie, to spóźnienie jest ewidentne. "Nie możemy lądować". "Musimy". "Nie możemy, złe warunki. Bardzo złe". "Musimy, bo się spóźnimy", "Nie", "Tak! Jak ktoś się dowie, że się spóźniłem z powodu spotkania wieczornego, to będzie chryja, cios wizerunkowy. Domysły czy był alkohol? Ile? Jaki? Znowu Palikot. Musimy.", "No dobrze, to patrzcie jak lądują debeściaki!". Tragiczne skutki jawiemnajlepszyzmu, nicwamdotegizmu i zaawansowanej mogęwszystkozy. Znowu.

P.S. To oczywiście tylko moje przemyślenia, nie znam szczegółów, procedur, rozkazów i przebiegów. Nie jestem ekspertem awioniki, to tylko teoria, w którą jest mi najłatwiej uwierzyć. Don't hate.

P.P.S. Jako, że notka jest w jakiś sposób polityczna, a politologa to ja mam w rodzinie i to nie byle jakiego, bo z wyróżnieniem ogarniającego sprawy bezpieczeństwa, zapraszam niniejszym zainteresowanych na konferencję "System niepolarny w sktrukturze współczesnego świata", która odbędzie się w dniach 24/25 września 2010 r. w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Ja wiem, że daleko, ale kto wie - może przeczyta to jakiś zainteresowany Częstochowianin. W szczególności polecam wykład "Unia Europejska wobec wybranych zagrożeń bezpieczeństwa. Aspekt prawny i działalność praktyczna" autorstwa mgra Piotra Krawczuka. Kuzyna mojego w sensie, z którego dumny jestem jak sto pięćdziesiąt.


7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

lubieto. tylko drobna poprawka - powstanie wielkopolskie, zarowno jedne, jak i drugie, nie zakonczylo sie kleska, panie Owco, gdyz byly to jedyne, ktore udalo sie nam ogarnac i wygrac. ale notka jedna z bardziej wciagajacych, i w ogole jak juz sie zebralam na komentarz, to pochwale ta godna podziwu czestotliwosc! takze pochwalam.

pozdrawiam, sandra

owiec pisze...

true pani Sandro, biję się w pierś, ja maturzysta z historii i były student politologii.

poprawiam i cieszę się, że uważnie czytasz :D

Anonimowy pisze...

a tak zupelnie z innej beczki. 'swiezym' tematem jest obrona, nie czestochowy, a krzyza w wiadomym miejscu plus snucie teorii spiskowych przez pisowcow i im podobnych. mam zlosliwa satysfakcje, to musialo sie tak skonczyc. po wielkich przemianach, metamorfozach, ludzie skupieni wokol czlowiek, cierpiącego na paranoje (urojenia wielkosciowe - jestem mezem stanu, urojenia przesladowcze - to byl zamach), malo sie nie zakrztuszą jadem wylewajacym sie z ich slow. zapewnienia o milosci do blizniego, o wielkim pojednaniu poszly w zapomnienie i wrocilismy do tego samego miejsca sprzed pamietnym dniem kwietnia anno domino 2010. pocieszajace jest tylko to, ze moze 40 pare procent oprzytomnieje. albo chociazby znaczaca czesc.

Anonimowy pisze...

prosze wybaczyc bledne koncowki, sedno jest oczywsite. w ogole, sama najchetniej stanelabym i bronila krzyza. zeby se ZYDY i KOMUCHY nie myslaly!! a plyte big boia polecam.

Anonimowy pisze...

zanim dotrzesz do big boia: http://www.youtube.com/watch?v=2pPooi6hdy8 wybierasz sie na dam-funka?

owiec pisze...

niestety finansowo się na dam-funka nie wyrobię, już mi audioriver przepada, ehh money is a bitch :)

a co do krzyża, to nawet nie mam siły komentować, świeżych politycznych notek nie należy się spodziewać - chyba, że Palikot dostanie się do tego zespołu Macierewicza. Wtedy możliwe, że coś skrobnę, bo jak już napisałem na facebooku "macierewicz vs palikot to lepsze niz wszystkie polskie "walki stulecia" razem wziete. pierdole, to by przebilo nawet westerplatte"

Anonimowy pisze...

macierewicz tez cierpi na chorobe, rzeklabym, psychiczna :P moze kiedys powstana komisje badajace 'przypadlosci' niektorych mezow stanu ;> 'co pan widzi na tym obrazku?' 'rosjanie (ruskie?..) majstruja w kokpicie' 'jak to?' 'jak samolot byl sprawdzany na zlowrogiej, piekielnej ziemi, agenci obcego wywiadu w kombinezonach mechanikow, dostali sie na poklad. to byl zamach. zamach stanu!' i pierwszy raz bedziemy w czyms naprawde dobrzy - chyba nigdzie nie bedzie takiego zageszczenia osob z paranoja jak u nas.
co do dam-funka, wszystko wskazuje, ze jade. oby.