poniedziałek, 26 lipca 2010

Boogie Brain Festival 2010 - dzień drugi (24.07)

Sobota. Dzień drugi of the Boogie Brain Festival. Zaczęła się tak jak (B)rainowe dni zwykły się zaczynać - pieprzonym urwaniem wszystkich chmur świata nad skrawkiem Zachodniopomorskiego. Lało jak z cebra, jakby aniołki i inni mieszkańcy nieba postanowili w jednym momencie odcedzić kartofelki nad Szczecinem. Ciurkiem z siurków prosto na Nabrzeże, plum, plum, plask. Nic to jednak, bo organizatorzy, wyposażeni w pompy, ekipę i pozytywne nastawienie ogarnęli temat z jakimś afrykańskim szamanem z lokalnej katedry i po południu woda przestała się lać. Oczywiście czarne chmury straszyły aż do zmroku, niemniej jednak sobotni wieczór, wbrew pozorom, okazał się najbardziej suchym wieczorem w historii Boogie Brain. Czy aura miała takie znaczenie? A czy czytaliście moja ostatnią notkę? Oczywiście, że ewentualny deszcz latałby nam koło dupska, niemniej jednak sucha noc w perspektywie line-up'u, który Benji B nazwał w swojej audycji mianem "serious", była więcej niż pożądana. W tym miejscu należy definitywnie zakończyć temat aury - nie ma co marnować cennego internetowego miejsca na tak nieważne pierdoły. Powtórzę się - najważniejsza była muzyka, a sobota, mimo wszystkich przegapionych występów zrobiła mi w uszach seks życia. Niestety nie dane mi było posłuchać wszystkich zaplanowanych koncertów (jedna, jedyna, maluśka, tycia niedogodność związana z byciem w "organizacji"), ominąłem Jahcoozi (jedyny "berliński act", który chciałem zobaczyć), nie sprawdziłem Intalexa, w trakcie setu Benji'ego byłem w Tesco i przegapiłem Actressa. Na dobrą sprawę uczestniczyłem tylko w dwóch koncertach na UK Stage, ale to co usłyszałem mogłoby równie dobrze być jedyną atrakcją wieczoru, a i tak uznałbym go za wyjątkowo udany. MJ Cole i Zed Bias z Foxem. Fox z Zed Biasem i MJ Cole. O ile piątek zawładnął mi uchem przez duet Dynamite/Three, o tyle ci trzej goście wbili mnie w Łasztownię po sam czubek łysej głowy. Najpierw Cole. W pierwszych latach po Y2K byłem wielkim fanem nurtu UK Garage/2Step. Połamane dźwięki, połamane wokale i skoczne, pozytywne melodie podbite basem zdominowały na pewien czas mój gust muzyczny. Szukałem dosłownie wszystkiego z etykietką "2Step Remix", nagrywałem na płyty i dręczyłem w discmanie 24h na dobę. Odpowiedzialnością za tę chwilę radosnego muzycznego obłędu obarczam oczywiście dwie "instytucje" - kolektyw Artful Dodger i właśnie MJ Cole'a. "Sincere", "Wondering Why", "Crazy Love", remixy dla Dido, Jill Scott, Bran van 3000 - produkcje, którymi się zachłystywałem, kompozycje producenta, którego pseudonim był wtedy dla mnie po prostu synonimem jakości. Chłonąłem dosłownie wszystko co wypuszczał, a co udało mi się zdobyć. Potem oczywiście nadszedł czas lekkiej ewolucji gustu, 2Step zapadł w śpiączkę, ja poszedłem dalej i słuch po Cole'u zaginął. Kiedy dowiedziałem się, że MJ ma zagrać na Boogie miałem mieszane uczucia. Trochę z ignorancji, trochę z lenistwa, trochę z fascynacji innymi wykonawcami nie byłem na bieżąco z jego działalnością. Słyszałem, że wciąż produkuje, że gra, że jest aktywny - niestety dla mnie wciąż był "tym gościem od tustepów" sprzed ponad pięciu lat. Jakie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem jego set w trakcie festiwalu. JAKIE BYŁO MOJE ZDZIWIENIE! Nie dość, że zagrał "TE" numery, za którymi szalałem za młodu, nie dość, że w mojej głowie kołatało się wciąż "MJ Cole gra na żywo 2Stepy - how fucking cool is that", nie dość, że współtwórca gatunku uraczył nas selekcją najlepszych "staroci", to jeszcze opakował to wszystko w taką świeżość, że poczułem się głupio nie będąc z nim na bieżąco. Świeżością były oczywiście dupstepowe brzmienia, do których Cole przeszedł prawie niezauważenie. Publiczność, w środku której stałem, reagowała każdą kończyną i gardłem zarówno na wspomniany już remix "Astouned", przypominający piątkowe pląsy "Wile Out" jak i na cięższe dźwięki podbite pierdzącym basem jak wojskowe buty blachą. Punktem kulminacyjnym zaś było wejście na scenę Pana z Radia. Benji B wziął w pewnym momencie mikrofon i już jego pierwsze słowa sprawiły, że poczułem się jakbym słuchał na żywo audycji w Radio1. "You are now listening to the sound of legendary MJ Cole". "Are you ready to party?". Benji krzyczał ze sceny, MJ Cole zmiksowanym w szaleńczy sposób "Pon De Floor" niszczył uszy słuchaczy, a ja czułem, że na to czekałem, że to jest to i że ja nie chce już nic więcej. Nie ukrywam, że nie jestem w stanie wymienić wszystkich kawałków, przy których robiłem "uuuuuu" - byłem po prostu w stanie tak ciężkiego wyprania mózgowia, że po zakończeniu setu zostało mi w głowie jedynie wielkie "wow'. Tak jak w piątek Ms Dynamite zamknęła festiwal, tak MJ miał go zakończyć w sobotę. Miał, bo zaraz po nim na UK Stage pojawił się drugi z muzycznych buldożerów - Zed Bias w towarzystwie MC Foxa. Z czym mi się zawsze kojarzył Zed? Neighbourhood? Tylko? Niestety tak. Nie miałem zielonego pojęcia co ten przesympatyczny mieszkaniec Manchesteru może zagrać, ominąłem nawet początek jego setu w celu spożycia napoju wyskokowego marki Red Bull. Wystarczył mi jednak pierwszy takt "You Got To Know" Flux Pavilliona, żebym popędził pod scenę na złamanie wszystkiego. Teoretycznie line-up był dość ubogi w dubstepowe dźwięki. Teoretycznie. To co Zed Bias i Fox wydobyli z głośników, cały ten bas, kakofonie, piski, skrzeki, wobble, rozniosło nabrzeże w drobny mak. Publiczność reagowała jakby właśnie skończyła grubą kreskę i zabierała się za worek tablet. HUGE! Stałem z tyłu sceny, wspólnie z Fatsem gibając się do każdego kolejnego kawałka, z moim ulubionym remixem "Gold Dust" na czele. Patrząc na Zeda nie mogłem wyjść z podziwu jak gość zachowujący taki spokój za deckami może jednocześnie wypuszczać spod palców takie bangery. Godne przedłużenie setu MJ Cole'a i jednocześnie jeden z trzech najlepszych gigów na festiwalu. Zdaję sobie sprawę, że to mocno subiektywne zdanie, że składające się na tą notkę wypowiedzi są sklecone dość koślawo, że przez co drugie słowo przebijają pozostałości wrażenia pod którym wciąż jestem i które długo mnie nie opuści. Nie tylko mnie zresztą - na zakończenie selekcja facebook-wpisów artystów po zakończeniu festiwalu. Miłej lektury i do zobaczenia na Boogie Brain 2011:


"If u ever know how Poland just went down!!!... Thank u POLAND, that was honestly AMAZIN! Can't wait 2 come back!!! Xx" - Ms Dynamite

"Wow! Wot a night! Poland is NUTS! Rain, sleet or snow, they go in HARD! So much luv & many thanks2every1 accept the blasted mosquito's KMT!x" - Ms Dynamite

"WhatYouTalkinAbout" went OFFinPoland@BoogieBrainFest last nyt! Seriously! Only ever performed it twice bt both times, reaction was NUTS!X☺X - Ms Dynamite

"great. nice one guys. had a great night!" - MJ Cole

"Szczecin, Poland, Boogie Brain wid Zed Bias....twas da sheeeeeeeeeeeeet!!!! MJ Cole, Marcus intalex, Benji B ..absolute salute!! Ta to the promoters n erbody who showed us love!!! soon come again seen!!" - MC Fox

"Boogiebrain festival in Poland was a cold one last night,but heavy line up, Actress, MJ Cole, Zed Bias, Marcus Intalex, Dixon, Shed,Henrik S" - Benji B

"cheers boooogie brain festival .... we had fun up there... and so did that one security guard i guess! next time no anti-audience barriers please... i need to feel u Polish people in the vicinity!" - Jahcoozi

"Man we absolutely mash down Poland YAKSHAMAAASH with @Ms_Dynamite we also dropped Magnetic man - I need air & it went BONKERS NO JOKE" - DJ Three

"That was SERIOUS fun. Thanx." - Dixon

"I've got boogie brain" - Envee

"Szczecin, jak się bawiliście?" - Maria Peszek

"THANK YOU BOOGIE BRAIN" - Supra1

"Szczecin do morza ma kawałek, ale Wrocław przywozi falę. Basu." - My Head Is Dubby

"day one . The venue was amazing. Even in total rain our City knows how to Party :)" - Catz'n'Dogz

"Dzięki wszystkim za drugi dzień Boogie brain :) oraz tym którzy wytrwali do afterparty.!!!" - Catz'n'Dogz

"thank you all for comming and dancing yesterday ! :-) love !" - Maximilian Skiba


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wszystko o czym piszesz plus Hyph Mngo Joy Orbison'a i to chyba dwukrotnie. Najlepsza edycja Boogie Brain.

owiec pisze...

jak mówię - kładąc się spać po afterze (o którym nie wspomniałem, do cholery!) o 10 rano parę rzeczy może wypaść z łepetyny :)

czekam na kolejne przypominki :)

Anonimowy pisze...

no tak,po takim afterze parę rzeczy mogło wypaść z głowy:)