czwartek, 20 sierpnia 2009

stopa wody pod kilem

M/F Polonia, Świnoujście - Ystad, Cafeteria na 7 pokładzie, przynieś, podaj, pozamiataj, nałóż kotleta, podaj bigos, uzupełnij lodówkę, zbierz tackę, zmyj podłogę, kawa w mesie, prysznic w kabinie, łóżko na górze, przykimaj parę godzin, dośpij z rana, dośpij po południu, wstawaj, ziewaj, nie ziewaj, czasem kiwa, czasem nie. Tak w skrócie telegraficznym można podsumować moje ostatnie 2 tygodnie. Zaokrętowałem dupsko na promie, którym codziennie tabuny ludzi podróżują w tę i nazat. Nie wiem po co to robią, w końcu na lądzie o tej porze roku jest całkiem przyjemnie, niemniej jednak oni swoje ważne powody mają i nic mi do tego. Gastronomiczny profil pracy przekreśla raczej szansę na spełnienie moich intelektualnych aspiracji, chociaż z drugiej strony nie dotarłem jeszcze do momentu, w którym mółbym te aspiracje jasno sprecyzować (tak, tak, mam 27 lat i czas najwyższy, bla, bla, bla). Praca jest fizyczna, bywa męcząca i nie pozwala się wykazać, chyba że wykazywaniem nazwiemy polerowanie sztućców, żeby świeciły się jak przysłowiowe jajka należące do równie przysłowiowego psa. Irytuje czasem fakt, że zamiast "would you mind, if I check if that lady's meal is already prepared", muszę mówić "wait a second", bo inaczej pan nie zrozumie czemu spierdalam sprzed jego oczu, kiedy on jest gotów złożyć zamówienie za pomocą palca wskazującego na kotlet. Są jednak i miłe momenty, sympatyczni klienci, wesołe "small-talki", żarty, bardzo smaczne żarcie i na tych pastelowych odcieniach roboty staram się skupiać. Najważniejsze wydaje się jednak to, że dzięki 14-dniowej haróweczce na pokładzie moje konto zasili się przyjemną sumką, pozwalającą przyjemnie spędzić przyjemne 14 dni w domu, tudzież poza nim. System "dwa na dwa", czyli dwa tygodnie na statku, dwa tygodnie w domu, ma tę jedną, zasadniczą zaletę, że odpadają mi wnioski o urlop, wkurwiające poniedziałki (tu każdy dzień może wkurwiać, zależy od humoru - nazwa "poniedziałek" nie ma większego znaczenia), czy za krótkie weekendy. Jest czas zapierdalania i czas opierdalania i jak na razie system wydaje mi się dość rozsądny. Minusem niewątpliwym jest brak dostępu do sieci, co mocno ogranicza moją aktywność na blogu i pozbawia mnie wirtualnego dostępu do moich wiernych czytelników (wiem że tam jesteście, nie wstydźcie się do tego przyznać). Niniejszą notkę piszę podczas porannej przerwy przedostatniego dnia tzw. "czternastki" (środa), a opublikuję ją zaraz po powrocie, czyli w czwartek, czyli dzisiaj, na dzień dobry. Niewykluczone, że w najbliższym czasie zaopatrzę się w jakiś najtańszy mobilny internet, dzięki któremu będę mógł snuć wywody na temat co bardziej pierdolniętych pasażerów, wesołych kucharzy czy niezrozumiałych decyzji menadżerów, a może i znajdzie się czas na jakies egzystencjalne przemyślenia, krótkie komentarze dotyczące tego i owego, a nawet zabawne notki z mnóstwem śmiesznych określeń, które tak bardzo lubię i życ już bez nich nie mogę. Szkopuł w tym, że doba na statku to 3h pracy, 3h przerwy, 3h pracy, 3h przerwy, 6h pracy, 6h przerwy. Jak już napisałem we wstępie, przerwy upływają tu pod znakiem "dośpij", co mocno ogranicza czas na kreatywne zajęcia, a już na pewno nie pozwala na swobodne przeszukiwanie sieci w celu znalezienia godnych polecenia kąsków. Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że korzystać z sieci będę mógł jedynie podczas postoju w Świnoujściu (9-12 rano, później wpadnę w objęcia roamingu), który z reguły poświęcam tu na krótką drzemkę, bez której nie ogarniam potem rzeczywistości i wyglądam jak znoszony kapeć. Na pewno więc zapanuje posucha w kategorii muzycznej i filmowej - czasu na poszukiwanie nowinek, mieć z pewnością nie będę. Na pewno jednak znajdę chwilę czy dwie na poskrobanie po klawiutarze w celu przelania na laptopa kotłujących się w łysej łepetynie myśli. To akurat mogę Wam obiecać. Mogę też obiecać, że Usain Bolt powalczy jeszcze o pobicie własnego, rozpierdalającego mnie na łopatki rekordu świata, a Gosia Andrzejewicz nigdy nie dorobi się miana "niezłej sztuki". Są po prostu rzeczy na niebie i ziemi, które są pewne i warto, żebyście o nich pamiętali. Tymczasem jednak witam wszystkich po przerwie i obiecuję aktywność, która zrekompensuje to niewielkie zawieszenie.

P.S. Delikatnych przepraszam za wulgaryzmy, ale skoro "na" kuchni każą mi mówić "frytki, kurwa!", to nie ma się co dziwić, że rynsztok pojawia się tu i ówdzie i ciężko go jednym ruchem usunąć. Poza tym to właśnie elokwencja + wulgarność jest znakiem rozpoznawczym tego bloga, więc nie dajmy się zwariować.

4 komentarze:

królowa jęczybuła. pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
królowa jęczybuła. pisze...

Owieczko, z ponad 4letniego doświadczenia mego szanownego bliźniaka wynika, że teraz już będzie tylko lepiej, a zaznaczę, ze szanowny drugojajowy rozpoczął od ścierania rzygowin ze ścian kabin więc jazdajazdabiałagwiazda!! as well;]]]] a btw. za ten hajs warto. trzymam kciuki jol

Cookie pisze...

sluchaj Kali, bo ona jest madra blondyna i wie co mowi :] btw Kalino mam h&m,pisz kiedy miting

królowa jęczybuła. pisze...

wszyscy ciągle o tym blond;]] doprawdy. koleżaneczko kochanieńka, to aj mesydż ju abałt a cigi brejk ajjj ;*