niedziela, 26 października 2008

poniedziałek / zagłosuj se na openera

jako ze weekend, jak to weekend ma w zwyczaju, sie skonczyl i nadchodzi tydzien, a tydzien zawsze nadchodzi od poniedzialku, to pomyslalem sobie, ze z tej okazji napisze nowa notke. nie chodzi o to ze to jakas specjalna okazja, w koncu co tydzien w niedziele jest taka sama historia, ale fajnie raz na jakis czas napisac cos "z okazji" a nie ot tak, bo wypadaloby cos skrobnąć. dlatego też dzisiejsza notka jest z okazji poniedzialku.

poniedzialek to specyficzny dzien tygodnia. chyba zaden inny powszedni dzien nie ma tak mocnej pozycji jak on. nie mowie tu o piatku, bo piatek, a w zasadzie jego druga polowa zalicza sie juz wlasciwie do weekendu, a wiec klasycznym dniem powszednim nie jest. przyjmijmy wiec ze dni powszednie to pierwsze 4 doby tygodnia (dla katolików to doby od 2-5). niby zwykle 4 dni, z nazwy i definicji "powszednie" - w koncu zaden wszechmocny dziadek nie odpoczywal po uciazliwej robocie w czwartek, ani john travolta nie mial goraczki srodowej nocy, ani powiedzonko "thank fuck it's tuesday" nie zrobilo oszalamiajacej kariery. powszednie dni nie maja co sie rownac z weekendem pod wzgledem famy i medialnosci. to jakby ubodzy kuzynowie, plawiacy sie w blasku bogatszej i bardziej slawnej rodziny - "hej to ta kuzynka niedzieli, środa... ale szpetna lafirynda, tylko popatrz...". o tak, dni powszednie sa nijakie, wręcz "żadne". z jednym wyjątkiem - poniedziałek. ten dzien obrosl juz legendarną wręcz otoczką - wszyscy wiedza ze w poniedzialki sa najwieksze korki, najdluzsze kolejki, najbardziej upierdliwi interesanci, najgorsza pogoda, po drodze mijamy najbrzydsze kobiety i mezczyzn, w poniedzialek nigdy niczego nie wygralismy, nie udalo nam sie pozytywnie zalatwic, za to wlasnie w poniedzialek ugryzl nas kiedys pies, potracilo auto, trafil piorun, dostalismy mandat, zgubilismy portfel z dokumentami i gotówką, zostalismy oblani z setek wiader (w lany, a jakże, poniedziałek) i zmarła siostra kuzynki cioci gieni od strony ojca, ta z Elbląga. poniedzialek emanuje tak negatywna energia, ze nawet złowieszczy piątek 13go patrzy na niego z mieszaniną podziwu i zazdrości. fenomen poniedzialku zostal nawet poddany wielu badaniom, z ktorych wyniklo niezbicie, ze poniedzialek, pod wzgledem kłód rzucanych Ci pod nogi przez zycie nie rozni sie specjalniec (o zgrozo!) od innych dni tygodnia. wspomniany fenomen to idealny przyklad negatywnego "wishful thinking" (jesli ma to swoją nazwę wlasną to proszę o oswiecenie mnie) - budzac sie rano WIESZ ze ten dzien bedzie do dupy. ze szef bedzie marudzil w pracy, ze nic ci sie nie bedzie chcialo, ze spotka cie masa nieprzyjemnych rzeczy, ze co 10 minut bedziesz patrzyl na zegarek myslac: "niech ten dzien juz sie skonczy". wstajesz oczywiscie lewą nogą, przeciagasz sie, idziesz do lazienki zmyc z japy resztki weekendu (a działo sie, oj działo), patrzysz w lustro i w myslach wymieniasz te wszystkie tytuly filmow i piosenek, ktore oddaja twoj stosunek do rozpoczynajacego sie dnia. on bedzie najgorszy - WIESZ to.

dlatego wlasnie za nic w swiecie nie dasz sobie w poniedzialek wmowic ze portfel zgubiles nawalony w niedziele rano w taksowce, mandat dostales wyprzedzajac na trzeciego w drodze nad morze w piatkowy wieczor, w totka nigdy nie wygrales miliarda w srode miliarda w sobote, a pies ugryzl cie w czwartek, jak szedles wyniesc butelki po piwach po srodowej lidze mistrzow. przeciez wiesz ze to niemozliwe, w inne dni zdarzaja sie same pozytywne rzeczy.

...tylko żeby przetrwac ten cholerny poniedzialek...

p.s. z zasady w ten chujowy dzien nic nie pomaga, ale moze ktos przeczyta to we wtorek i taki prezent muzyczny bedzie jak znalazl - stary jak swiat (1997) album, ktory jest w mojej scislej 20stce ulubionych płyt długogrających. "electro glide in blue" - autorstwa apollo 440. zawsze kiedy mysle o ich karierze to nasuwa mi sie analogia z jednym z semestrów w moim liceum, a konkretnie z fizyką, z której to miałem na koniec roku oceny: 1, 5, 1, 1. ta piątka to oczywiscie odpowiednik ponizszego albumu, o reszcie nie ma co wspominac. za to "electro glide in blue" to wg mnie pozycja obowiązkowa.
i na koniec - jesli chcesz miec wplyw na to kto wpadnie w lipcu na Openera to zaglosuj w ponizszej ankiecie. Zaglosuj, a nuz przyjadą. a nawet jesli to tylko marketingowo-promocyjna akcja Alterartu, to, cytując Adama Z. ps. Zielu - "warto wierzyć w ten optymistyczny wariant" (kliknij sobie w obrazek ponizej. o!)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kocham Cię za tą płytę. Właśnie uczyniłeś mój poniedziałek lepszym. Rewelacyjne płyta, przypomniała stare czasy :) LOWE!

owiec pisze...

dziebruć, dla ciebie wszystko, szykuje juz dyskografie fasolek :)