środa, 28 kwietnia 2010

Boogie Brain Festival 2010

Dzieje się! Dzieje się znowu i znowu na naszych oczach się dzieje. W przeciwieństwie jednak do poprzedniego "dziania", teraz dzieje się pozytywnie, wakacyjnie, muzycznie i przede wszystkim w Szczecinie. Co się dzieje? Sporo. Inspiracje, Kontrapunkty, Music Festy i "niktnicniewie" spod znaku Ery. Przede wszystkim zaś dzieje się już trzeci raz z rzędu festiwal, którego ze świecą szukać w innych zakątkach nad Wisłą. Zaznaczę na wstępie, że nie piszę tego z przyczyn zawodowo-profesjonalistycznych. Jak niektórym wiadomo zahaczyłem się w tym roku w biurze organizacyjnym festiwalu, w sekcji kontaktu i współpracy z mediami - można więc wnioskować, że to sponsorowana, przesłodzona notka na życzenie/prośbę/rozkaz przełożonych. Otóż nic z tych rzeczy. Inicjatywę popieram i wspieram (jak mogę) od pierwszej edycji w odległym roku 2008. Bywało źle - był deszcz, była licha frekwencja, były idiotyczne komentarze lokalnej GieWu, były insynuacje dotyczące dofinansowania. Cześć z tych tematów miała zaczepienie w rzeczywistości (deszcz faktycznie lał, a tłumów faktycznie nie było), część była kompletną bzdurą (tematy finansowe), niemniej jednak swoje wyboje festiwal zaliczył. Dobrze, że zaliczył, bo każda inicjatywa rozbija się czasem o nieprzewidziane przeszkody. Za to sposób, w jaki z takich stłuczek wychodzi, pokazuje jej prawdziwą wartość. Kolejna edycja Boogie Brain udowadnia, że wartość przedsięwzięcia jest wysoka i wciąż rośnie. To wszystko jednak tematy zastępcze, bo od pierwszego dnia w Boogie Brain chodziło i wciąż chodzi o jedną rzecz - MUZYKĘ. Ta zaś występuje w Szczecinie co roku w najlepszym składzie. Czy to gwiazdy formacji "defensywnych" jak londyńscy Digital Mystikz, kreatywni wszechstronni rozgrywający w stylu Roya Ayersa i Marka de Clive-Lowe, czy wreszcie elita ataku - Scratch Perverts, LTJ Bukem czy Nookie - dobre brzmienie zawsze występowało w Szczecinie w swoim najsilniejszym zestawieniu. Nie inaczej jest w tym roku. Kolejne lato, kolejna edycja festiwalu i kolejny raz usłyszymy dźwięki z wyższych półek. Przede wszystkim jednak, kontynuując metaforę piłkarską (w końcu Liga Mistrzów wczoraj zaprzątała głowy większości), w tym roku rozgrywki przeniosły się na inne boisko. To miejsce to Łasztownia Stadium, ulokowana w samym centrum Szczecina, nad wodą, w okolicy poniemieckich budynków dawnej rzeźni miejskiej. Tak, dobrze przeczytaliście - dawnej rzeźni miejskiej. Klimat, otoczenie, widoki - z całą moją miłością do Teatru Letniego w parku - Łasztownia przerasta swojego poprzednika o głowę. Dwie sceny dziennie, duży festiwalowy plac, miejsca gastronomiczne z widokiem na główne wydarzenia, dobry dojazd, bliskość do centrum - wszystko to czego brakowało amfiteatrowi, Łasztownia wnosi w pakiecie startowym. Wspomniane zaś przeze mnie "główne wydarzenia", to w tym roku sobotni przekrój przez dwa najbardziej prężne ośrodki muzyki elektronicznej w Europie - Londyn i Berlin. Nie oznacza to bynajmniej, że gościć będziemy wykonawców tylko z dwóch miast, co to, to nie. Pokazuje to tylko, jak wielki wpływ na nowoczesną muzykę klubową mają trendy zakorzenione w tych dwóch stolicach. Pisałem kiedyś notkę o muzyce brytyjskiej, moja fascynacja wyspiarskimi wynalazkami jest znana wszem i wobec - nie dziwi więc fakt, że występy wykonawców spod szyldu "Londyn" interesują mnie najbardziej (mimo, że jeden z nich pochodzi z Manchesteru, a inny pewnie i skądkolwiek). Współautor mojej niegdysiejszej fascynacji 2stepem i UK Garage - MJ Cole, pierwsza dama brytyjskiej muzyki miejskiej - Ms Dynamite, enigmatyczny Actress, stojący za sukcesami takich wykonawców jak Zomby czy Starkey, wyborny selektor i autor wpływowej audycji "Deviation" w BBC 1Xtra - Benji B czy znany z nieśmiertelnego hitu "Neighbourhood" Zed Bias w towarzystwie MC Fox'a; line-up, czy raczej skład-zestaw wykonawców (bo to Polska, nie elegancja Francja) wygląda doprawdy imponująco, nawet dla kogoś, kto z szeroko pojętą londyńską sceną nie jest za pani siostra (w dobie pań posłanek i sędzin, pan brat wygląda dość szowinistycznie, wybaczcie). To zaś tylko część, co więcej, niewielka część tego, co specjaliści do spraw bookingów wysmażyli na końcówkę lipca. Scenę berlińską rozsadzą legenda deep house'u i niemieckiej elektroniki w ogóle Henrik Schwarz, eklektyczny basowo-kwaśno-połamany kolektyw Jahcoozi czy świetnie znany z projektu Wahoo, reprezentant legendarnej Sonar Kollektiv - Dixon. Do tego dochodzą Laif Stage i Red Bull Tourbus - niemniej ważne i równie mocne muzycznie sceny prezentujące polskich wykonawców. Fisz/Emade, Łona & the Pimps, Supra1, Jacek Sienkiewicz, czy wreszcie Maria Peszek w swoim nowym projekcie klubowym - najlepsze miejskie brzmienia znad Wisły na najwyższym poziomie zawładną w tym roku uszami gości festiwalu już w piątek 23.07. Czy powinienem jeszcze marnować piksele i namawiać kogokolwiek do przyjazdu? I think not. Do zobaczenia zatem w lipcu na Nabrzeżu Starówka na Łasztowni, a w międzyczasie zapraszam na nowe notki, które jeszcze się w temacie ukażą.

Poza tematem również, to w końcu wciąż owczy blog, a nie reklamo-promo-serwis :)

Brak komentarzy: