czwartek, 9 lipca 2009

Paula i Pan Śmieciuch

Do raka mam stosunek osobisty. Moja mama walczy z tą chorobą od dobrych kilku lat, były chemioterapie, radioterapie, cofnięcia, wznowy, obawy o przerzuty, operacje, peruki, oparzenia, był nawet wywiad do artykułu w Gazecie o różowej opasce, symbolu walki z nowotworem. Jednym słowem mówiąc - było wszystko. Nowotwór mojej Graży został zdiagnozowany jako wyjątkowo złośliwy typ, dzięki temu jednak została włączona w program NFZ'u refundujący kurację herceptyną - lekiem najnowszej generacji, stworzonym do walki z najzłośliwszymi odmianami raka piersi. Koszt miesięcznej kuracji to 8tys. zł. Oczywiście nie udałoby nam się uzbierać podobnej kwoty własnoręcznie - program refundujący spadł z przysłowiowego nieba, a dzięki niemu moja mama żyje i nie jest to zbędny patos. Przy takim rodzaju raka, jaki ją zaatakował, przerzuty i w efekcie zgon byłby tylko kwestią czasu. Całe szczęście herceptyna pojawiła w odpowiednim czasie.

Czemu to piszę? Jakiś czas temu media obiegła informacja o Paulinie Pruskiej, 23letniej dziewczynie, u której zdiagnozowano wyjątkowo rzadko rodzaj nowotworu, którego przypadki w Polsce są tak sporadyczne, że nie ma możliwości leczenia go w naszym kraju. Nie dlatego, że nasza medycyna stoi na niskim poziomie (wystarczy wspomnieć wyczyny naszych kardiologów i transplantologów). Problem jest inny - po prostu nie ma lekarzy, którzy mieliby jakiekolwiek doświadczenie praktyczne w tej materii. Jedyną nadzieją dla dziewczyny jest kuracja w Bostońskim Mass General Hospital, gdzie lekarze dają szanse na pozbycie się "śmieciucha", jak Paulina nazywa swojego raka. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, wszystko rozbija się o pieniądze, w tym przypadku ZAJEBIŚCIE DUŻE pieniądze.

Z zasady jestem przeciwnikiem wszelkich łańcuszków zachęcających do pomocy ofiarom wszelkich klęsk i nieszczęść tego świata, w tym jednak wypadku czuje jakiś wewnętrzny przymus przekazania tej informacji. Zdaję sobie sprawę, że przypadków beznadziejnych, w których pieniądze są potrzebne, jest tysiąc pięćset sto dziewięćset. Tu jednak zadziałała prywata i osobiste doświadczenia. Wiem, że gdyby nie pomoc z zewnątrz, moja mama na pewno dzisiaj nie zamęczałaby mnie telefonami z przypomnieniem, że trzeba iść do urzędu i na kosza, bo gruby jestem, nie chodziłbym do niej na obiady, na których przeprasza, że nie ma obiecanych naleśników ale zdążyła zrobić tylko tego kurczaka w rękawie, nie pomagałbym jej w zakupach w Lidlu i nie przekonywał do zapuszczenia włosów, bo w końcu ile można nosić krótkie, mimo, że wyglądają fajnie, ale dłuższe by wyglądały lepiej. Wiem to, bo lekarze są w swojej opinii zgodni - herceptyna ratuje życie kobiet z rakiem piersi. Kropka.

Dlatego właśnie zdecydowałem się na notkę o Paulinie. To podobna sytuacja, tyle że żaden NFZ nie ma programu refundującego wyjazd, leczenie i rehabilitację w Bostonie dla jednej osoby. Stąd apel, a w zasadzie prośba (apel brzmi jakoś zbyt patetycznie) - pomóż chociaż przysłowiowym złotówkiem. Wszelką potrzebną informację uzyskasz na blogu Pauliny pod tym adresem - www.paulapruska.blogspot.com. Jeśli zaś nie chcesz, nie lubisz, nie masz czasu, wolisz inne sposoby pomagania, nie pomagasz w ogóle, czy nie interesuje cie temat i czekasz, aż napiszę jakąś śmieszną pierdołę, albo wrzucę film czy muzykę do ściągnięcia, to... trudno :)

Nie traktuj tego, jak kolejnego internetowego łańcuszka, wymuszającego współczucie i wyciskającego łzy z oczu i złotówki z portfela. To zwykła informacja, opatrzona nieco osobistą notką. I tyle. W "Post Scriptum" będzie luźniej i weselej.

P.S. Skoro już w tym "P.S." jesteśmy to się pochwalę się (bądź, co bądź, jutro minie tydzień od wizyty u Wolfa, a ja kitram informację w zanadrzu). Moje nowe "naruszenie ciągłości skóry" (cytat z mojej Mamy). Enjoy.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

tatuaż zdecydowanie lepszy od tego na ramieniu

owiec pisze...

na ramieniu? nie posiadam...

misiek pisze...

dlatego lepszy;p

owiec pisze...

logiczne :)

Anonimowy pisze...

ciesze się że herceptyna pomogła twojej mamie w przypadku mojej żony też podali lecz przez rok i okazało sie że powinna brac cały czas i znów walczy tym razem z przeżutami(oszczednosć NFZ)33 lata z czego 10 to walka .Rozumiem Paule