środa, 10 grudnia 2008

mini

zainspirowany... nie czekaj, to zbyt głebokie słowo... a że innego w mojej przepastnej głowie znalezc nie moge, to zrobie szybkie "cut the bullshit" i przejde od razu do rzeczy. pare dni temu, nie wiedziec czemu popadlem w rozkminkę na temat miniaturyzacji. nie chodzi mi rzecz jasna o eksperymenty rodem z "kochanie zmniejszyłem dzieciaki" czy "fantastic voyage" ale o powszechne w dzisiejszym swiecie dązenie do zmniejszania doslownie wszystkiego, od samochodow przez telefony komorkowe az do strojow kapielowych - wszystko staje sie coraz nizsze, węższe, lzejsze i krótsze. wraz z utratą rozmiaru nie idzie wszakze utrata wlasciwosci, wrecz przeciwnie - mniejsze gadżety maja nieporównianie lepsze "fjuczersy" niz ich wielgachni poprzednicy - telefony ewoluujące z cegieł w male centra rozrywki multimedialnej, komputery pod postacią palmtopów (a moze juz niedlugo i fingertopów albo nailtopów), twarde dyski z terabajtami miejsca zgromadzonego na centymetrach kwadratowych, zwrotne i ekonomiczne samochody ktore mozna zaparkowac w przedpokoju, czy stroje kapielowe... o zaletach miniaturyzacji tychze chyba mowic nie musze :) slowem - technika przyswoila sobie powiedzonko "male jest piekne" i uczynila z niego motto rozwoju. oczywiscie ja, jako odbiorca tych cudeniek nie moge narzekac, w koncu do posiadania kompa nie potrzebuje juz biurka, telewizor, mimo ze milioncalowy mozna powiesic na scianie, w kieszeni da sie z telefonem upchnac tez portfel i paczke spice gold a citroen c1 lepiej poradzi sobie z miejscem na podziemnym parkingu niz renault 19 chamade bez wspomagania. ale wspomniana miniaturyzacja nie odnosi sie tylko do technologicznych wynalazkow - zmniejszeniu, chociaz bardziej przenosnemu, ulegaja odleglosci, które, chociaz w kilometrach takie same, nie sa juz tak odczuwalne. w koncu co to za problem w ciagu jednego dnia poleciec do londynu i z powrotem, a w miedzyczasie poinformowac kolege pracujacego w kanadzie o wygranej jego ukochanego dolcana ząbki, przeprowadzic telekonferencje z kontrahentami z dżakarty czy wyslac mmsowe zyczenia ciotce elżbiecie z nowego targu. wszystko w mgnieniu oka, na szybkiego, jakby nie dzielilo nas tysiac kilometrow, ale pare centymetrow. swiat maleje w ekspresowym tempie, ale, o ironio, coraz wiecej sie w nim miesci, slowa reklamy "duzy moze wiecej" sa juz przestarzale i kompletnie nieadekwatne. zyjemy w epoce "nano", gdzie maly moze tyle, ile duzemu sie nigdy nie snilo.
tylko gdzie tu cos odkrywczego? po co ten akapit, przeciez to same truizmy, banały nudne do wyrzygania. otoz chwile myslac o tych wszystkich zminiaturyzowanych zaczalem sie zastanawiac kiedy echa miniaturyzacji dotrą do strefy otoczonej zewsząd znakami "zakaz wjazdu pojazdom poniżej (...)". o jakiej strefie mowie? ano oczywiscie o strefie intymno-prywatno-łóżkowo-przyjemnosciowej. nie wiem czemu (tzn. wiem doskonale, ale wstyd sie przyznawac :D) myslac o mini-telefonach czy mini-samochodach od razu pomyslalem o mini-kunach czy mini-bimbałkach. czy nadejdzie kiedys moment ewolucji, w ktorym facetowi wystarczy "2 inches of hard dick" zeby laska krzyknela "WIECEJ!!!"? czy kiedykolwiek gazeta z deską do prasowania w ksztalcie kobiety (albo na odwrot) na okladce bedzie miala wieksza sprzedaz niz TAKI magazyn? czy do ksiegi guinessa wpiszą kobietę z najmniejszym biustem? czy okreslenie "smutny korniszonek" straci swoje pejoratywno-przesmiewcze zabarwienie? nie zebym wyczekiwal takiej chwili - to zwyczajna owcza ciekawosc, bo taka chwila predko nie nadejdzie. na calym swiecie laski chca miec coraz mniejsze nokie do coraz mniejszych torebek przy coraz krotszych spodniczkach, a do tego facetow z coraz wiekszymi kutongami (plus coraz wiekszymi rachunkami na koncie - wtedy mozna odwiedzic jakiegos najblizszego plastycznego). a faceci? jak to faceci - oczywiscie ogladaja sie za laskami z wydatnie eksponowanym bufetem a jak juz zasiada do swoich mini-lapsow z mini-dyskami to ich skrzynki mailowe bombardują zachęty w stylu "enlarge-your-penis". tak tak moi drodzy, swiat maleje, ale ta jedna strefa pozostaje niezwruszona. oaza wielkosci na pustyni miniaturek. otoczeni mini-gadzetami wciaz szukamy maxi-ksztaltow, wciaz kreci nas "wenusowy cyc" czy "murzynska kuna", nie ma sie co oszukiwac. w tej materii duży nadal moze wiecej, a "size DOES matter".
i nie zanosi sie w najblizszej przyszlosci na jakiekolwiek zmiany :)

to wszystko oczywiscie tytulem wstępu gdyż bo ponieważ dzisiaj w kąciku filmowym prawdziwa gratka. a wlasciwie GRATKA przez duze R. ale najpierw, zeby nie bylo tak na tacy wszystko ladnie podane, najnowszy zwiastun, najnowszego terminatora, w ktorym najnowszym wcieleniem johna connora będzie christian-bruce-batman-wayne-bale. film, cale szczescie, stylistycznie odcina sie od kompletnie nieudanej (oprocz kristianny loken) "trójki" i zwiastuje zupelnie nową trylogię (zaczynającą się juz po niesławnym "judgement day"). niestety gubernator arnold nie będzie "al bi bak" ale za to mamy nadzieję na kawalek naprawde dobrego, post-apokaliptycznego science fiction w dobrze znanej scenerii:

a teraz wisenka na torcie. kto z was (nie pytam urodzonych w latach 90tych, ci pewnie nie pamietaja) nie spedzal popoludniowych poszkolnych godzin wpatrujac sie w kanal Polonia1 i czekajac na pasmo japonskich kreskowek z wloskim dubbingiem i polskim lektorem? ktory chlopak nie chcial grac jak tsubasa, ktora dziewczyna nie chciala scinac jak jean hazuki, kto nie usilowal dotknac jezykiem nosa i pokazujac trzy palce mowic "biale majteczki"? ktory chlopak nie trenowal ciosow generala dajmosa, nie podspiewywal "calendar, calendar man", nie czekal az Miss Dronio pokaze cyca czy wreszcie nie zakrzyknal "yatta" kiedy cos mu sie udalo? tych ktorzy odpowiedzieli "ja, a o co chodzi" zapraszam do wyjscia, a reszte z calego serca namawiam - sprawdzcie TO:

mhm, oczy was nie mylą. jedna z najlepszych kreskowek naszego dziecinstwa W KONCU w wersji filmowej. juz w 2009 roku bedziemy mogli obejrzec zmagania Yattamana z trójką Drombo, kibicowac jednym albo drugim, obejrzec yatta-zwierzaki wypluwajace yatta-robociki i wyczekiwac podstepow Dokuro Bei.

yattaman, yattaman... (klik klik jesli znasz japonski... jesli nie znasz to klik klik na chybil trafil :)

p.s. szczecin dawaj na majka. mixtape soboty a na nim zwrotki smietanki szczecinskiej sceny rapowej. juz niedlugo, juz niedlugo... jjjjaram sie :)


p.p.s. Kibicuj Falconowi. namawia Ciastko (o TUTAJ, zaraz pod recenzją płyty) i ja wraz z nią :)

4 komentarze:

Cookie pisze...

Słowem - Hauka wyprzedza trendy!

a smetne korniszonki zawsze sa fajne, nawet gdy sa smetne i TO sie nie zmieni :P

Anonimowy pisze...

Mini Morris na ten przykład jest zajebisty :)

Ewa, współczuję :D

owiec pisze...

czulem ze KTOS poszuka ukrytego drugiego frojdowskiego dna w tym wpisie :) dziekuje joanno ze mnie nie zawiodlas :D

Cookie pisze...

alez Joanno, lepiej zazdrosc:D