dzisiaj bedzie kulturalnie, w sensie o filmach, muzykach i innych takich. bez zbednego jak zwykle pierdolenia, w sensie gadania bo kulturalnie mialo w koncu byc.
zaczne od swiezynki, informacji z przedostatniej chwili dotyczacej przyszlorocznej edycji Openera. nie wiadomo jeszcze kto wystapi ALE wiadomo ze zmienia sie formula festiwalu. Alter Art podpisal umowe z radiem RMF MAXXX w wyniku ktorej powstanie scena POP na ktorej prezentowac sie bede artysci szeroko rozumianej muzyki popularnej, czyli Dody, Gosie Andrzejewicz i inne tego typu wynalazki.... nie no dobra, żartowałem :) żadne rmfmaxxxy ani eski nie zagoszcza na festiwalu, przynajmniej nie na najblizszej decyzji - nie zmienia to faktu ze formula sie zmienia - zamiast 3 dni Opener 2009 bedzie trwal tych dni 4. od 2 do 5 lipca przyszlego roku na lotnisku Babie Doły (Kosakowo) bedzie mozna posluchac JESZCZE wiecej zajebistych wykonawcow ze wszystkich zakątków muzycznego świata. na trzy cztery zbieramy pieniazki na karnet :)
druga muzyczna sprawa wieść historia dotyczy Kanye West'a. nie ukrywam ze mam do pana sentyment i lubie jego dokonania tak solowe jak goscinne, o producenckich nie wspominajac. dlatego też niemalymi obawami przyjmuje kolejne informacje na temat jego nowego albumu "808s & Heartbreak". kto sie interesuje ten wie, innym moze ta informacja gdzies przez ucho sie przewinela - Kanye przezyl jakis czas temu osobista tragedie, zmarla jego matka, z ktora mial mocny kontakt i ktorej odejscie mocno "odchorowal". na tyle mocno, ze ta strata ma sie odbic dosc mocnym pietnem na nadchodzacym albumie. zalozenie jest takie: kazdy numer na nowej plycie ma byc oparty o bebny 808, to raz. dwa - na plycie nie bedzie ze strony kanye ani kawalka rapowania. "album producencki"? bynjamniej. nowe wcielenie kanye to... wokalista! pamietam, kiedy pare lat temu west zaczynal solowa kariere - byly glosy ze to przede wszystkim swietny producent, współautor wielkiego sukcesu plyty Blueprint, że bity a i owszem ale rap? pewnie pojdzie w kierunku dr. dre czy diddy'ego, ktorzy brak swoich umiejetnosci "lirycznych" musieli nadrabiac na plytach zapraszajac rzesze gosci. kanye wypial sie na krytykow i pokazal ze oprocz reki do bitów ma tez jezyk do tekstow. moze brakuje mu dosadnosci Nasa czy charyzmy Jay-Z, moze nie pluje rymami jak Busta i nie ma flow Commona, ale nie mozna mu odmowic pomyslu na siebie, tego chicagowskiego dystansu do zgnilizny nowego jorku, tych wersow, po ktorych przewijasz na poczatek numeru zastanawiajac sie "co autor chcial przez to powiedziec". do tego geniusz operowania samplem, nawet tak ryzykownym jak "diamonds are forever" czy "harder better faster stronger" - to wszystko w sumie dalo efekt jakiego niewielu spodziewalo sie na poczatku kariery pana Westa. tyle tylko ze Kanye lubi uznawac sie za czlowieka renesansu, za kogos, kogo nie dotycza normy (jak w przypadku nagrania przy okazji ataku huraganu Katrina), kogos kto sam sobie wytycza nowe drogi, nawet jesli otoczenie puka sie w glowe. do tej pory wygrywal taka strategią, wygral przerzuceniem sie na rap, wygral ryzykownymi samplami, wygral wspolpracą z wykonawcami zupelnie nierapowymi jak Fall Out Boy czy Maroon 5 - i za kazdym razem te posuniecia mi sie podobaly. niemniej jednak ostatnio cos zaczelo sie psuc. a dokladnie zaczelo sie psuc w momencie kiedy uslyszalem remix do kawalka "lollipop" Lil Wayne'a (ktorym sie jaram, zeby nie bylo) gdzie kanye ŚPIEWA swoją zwrotkę na vocoderze nieudolnie nasladując niejakiegbo T-Paina (jesli mozna go nasloadowac jeszcze nieudolniej niz sam to robi). o ile skrzekliwy lekko zalatujacy podspiewywaniem rap Wayne'a pasuje jak ulal, o tyle zwrotka Kanye mnie najpierw rozsmieszyla a potem zazenowała. puscilem to jednak kolo ucha, myslac ze to jednorazowy wyskok. niestety, minelo pare miesiecy i okazalo sie ze "spiewanie na vocoderze a'la T-Pain" to po prostu nowa "dróżka" Kanye. do internetu wylal sie singiel promujacy nowe wydawnictwo Westa "love lockdown", potem "heartless" a ja sie pytam - o co kurwa chodzi? jestem w stanie zrozumiec potrzebe zmiany ekspresji, przewartosciowania tresci tekstow, szukania nowej drogi, ale na litosc boska panie West... przeciez te numery brzmia jak kulawe ballady ktore nie dostaly sie na plyte Chrisa Browna, a na takie plyty za reguly dostaje sie wszystko. nie komentuje teledysku bo moze jest w nim jakas glebia ktorej nie rozumiem, ale muzycznie Kanye nie postawil ani jednego kroku w przód. co wiecej, nie postawil kroku w bok, to raczej kilka skoków do tylu. do "graduation" wyznaczal nowe trendy w mainstreamowym rapie, w momencie gdy Jay nagral koncept album scisle zwiazany z filmem, kiedy Dr Dre po raz kolejny przekladal premiere Detoxu, Diddy zapadal sie a bagnie pop piosenek, a Nas oznajmial ze Hip Hop umarl - w takim momencie Kanye rozpierdalal w pyl "billboardowego ulubienca" 50Centa i pokazywal ze mozna nagrac swieza komercyjna plyte nie bedaca kalką kalki kalki plyty poprzedniej. teraz natomiast postanowil znowu pobawic sie z konwencją - o ile jednak jego poprzednie zabawy mialy charakter progresu, to te aktualne, to po prostu zanurzenie sie w bardzo modnym aktualnie w stanach pop-bagnie, ktore ogarnelo "czarny-mainstream" za sprawą wspomnianego juz T-Paina i jemu podobnych muzycznych eunuchów. proste jak melodyjka z katarynki podklady (przy ktorych bity No-Limit z konca lat 90tych to Bachowskie kompozycje), pretensjonalne teksty, "vocoderowe" efekty tlumiace braki wokalne - tym sie teraz jara Ameryka. od kogo jak kogo, ale od Kanye moznaby sie spodziewac jakiegos zwrotu, przelomu, a nie przytakniecia i pogodzenia sie z tym trendem. dlatego mimo ze do numeru "robocop" zostal zaproszony Herbie Hancock, mimo ze na plycie ma sie pojawic i Jeezy i Lil' Wayne "spiewajacy jak Axl Rose", mimo ze Common powiedzial "I love it" - ja do nowego albumu podejde z zajebistą rezerwą. w to, ze plyta odniesie komercyjny sukces i sprzeda Westowi miliony egzemplarzy, nie watpie. boje sie tylko ze bedzie to raczej zasluga jego aktualnej pozycji w grze niz wartosci jego albumu. zeby ja zdobyc musial sie ostro naharowac i produkowac naprawde rewelacyjne plyty. majac ją rozmienia sie na drobne w dziwacznych eksperymentach.
obym sie mylil. premiera "808's and heartbreak" planowana jest na 25 listopada.
zeby jednak nie bylo tak bardzo negatywnie, to mam dla was dobra plytke. rok 1998. aphrodite. n.w.a. luniz. roni size. jeru the damaja. mack 10. jungle brothers. ice cube. need to say more?
p.s. kulturalnie filmowo bedzie kiedy indziej gdyz bo poniewaz sie nie zmiescilo :)
czwartek, 23 października 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
zamawiam antresole!
Urban Jungle wymiata :D
Prześlij komentarz