piątek, 5 września 2008

bez tytulu

już już dzieci, Dziadek Patryk był na badaniu prostaty, ale juz zaklada okulary i siada w fotelu zeby opowiedziem wam bajeczke, przysuncie sie i usiadzcie dookola... piotrze, przestan ciagnac ewe za warkoczyki... a wiec daaawno daaawno temu....


... w sensie w poniedziałek, czyli jakby nie bylo az dwa dni temu mialem napisac o wolnym. jakim wolnym? no wolnym, wolnym Tybecie, wolnym rzucie, wolnym żarcie czy też wolnym moim od pracy. jako że tak powiem od tylu, wolne moje w pracy zostalo przesuniete na tydzien pozniej, a pozostałe wolne nie potrzebują kolejnych chałupniczych 'rozpraw nad', stad temat 'wolnego' i zwiazanego z nim spedzania czasu zostanie przeniesiony w blizej niezidentyfikowana przyszlosc. czyli do nastepnej linijki. okazalo sie ze wspominany przeze mnie 'tydzien na ochloniecie' zostal przesuniety na dni 8-15 wrzesnia. niestety kupilismy juz z Ciasiem (a raczej kupil Ciaś a ja kibicowalem temu wydarzeniu telefonicznie) bilety do i z Warszawy na czwartek na 9.05 bodajże. jedziemy tam oczywiscie oficjalnie na darmowe koncerty Wyclefa i Apollo 440 na pl. Defilad w sobote (Orange Warsaw Festival), a tak naprawde jedziemy sie lansowac znajomoscia z Dj'ami (bo Twister gra w piatek w Harlemie a Koval w sobote w Mono). piorą się juz wszystkie metkowe lacosto-polo-sporto-fredo-perry gadzety, prowincja jedzie do Stolycy BEWARE :) a po weekendzie tydzien wolnego pod znakiem 'intensywnych poszukiwan pracy' takze jakby ktos cos gdzies slyszal to znowu żebrzę 'daj znac elo elo' :)

to tytulem wstepu, zebyscie wszyscy byli na biezaco z moim kolorowym nieprzecietnym zyciem. glownym tematem juz w niedziele.... nie sorry w niedziele nie bylem w stanie wymyslic jak dostac sie do lazienki, juz w poniedzialek mial byc kawalerski wieczor niejakiego Żebrusia. jak wygląda Żebruś i kim Żebruś ów jest? otóż Żebruś wygląda tak:
a jest... hmmm znam ta mordę od 1993, razem pialiśmy w Chórze Dziecięcym Politechniki Szczecinskiej DDD (nie rozwine skrotu bo sie wstydze i nikomu nic nie zaspiewam, nie proście :P), z ktorym zjechalismy ze ćwierc Europy, USA oraz Słupsk i Bydgoszcz. potem sypnął się wąs oraz mutacja ale z wyżej wymienionym panem w dresie spotkalismy się na jednym roku nieszczęsnej kurwa jej mać Politologii na US. Żebruś OCZYWISCIE ją ukonczyl w terminie (jednoczesnie zaczynajac a potem konczac drugi kierunek... ehhhh) ja OCZYWISCIE wciaz babram sie w tym edukacyjnym szambie i sklaniam sie coraz czesciej ku opcji zakupu dyplomu na jakims markecie czarnym :) wracajac jednak do Pawła, bo tak w istocie Żebruś ma na imie. otoz Paweł nie rozstał się z darciem mordy, co wiecej zapisal sie do Chóru Akademickiego Politechniki Szczecinskiej (CHAPS - taka hmmm pierwsza jedenastka ekstraklasy dla trampkarzy z DDD) i tam jako bas wyrwal sobie (a moze i ona jego ktoz to wie :P) dzierlatke. ogarnial ogarnial ogarnial az ogarnął i postanowil sie zaobraczkowac. kazda kobieta w tym momencie powie "och jak slodko, slub, wesele, pierwszy taniec, suknia z welonem", kazdy facet powie "jeeeeeeeeeeeeeee kawalerski!!!!). jako ze naleze do gruby XY mozecie sobie moja reakcje wyobrazic. 'ostatni wieczor wolnosci' odbyl sie w ostatnia sobote i... i WOW, nie ukrywam ze dawno nie bylem na takiej imprezie :) wiadomo z czym nam sie takie eventy kojarza... ale do tego pozniej :)
zaczelo sie od spotkania z (jak sie okazalo) niespodziewajacym sie jakis szalenstw Kawalerem na deptaku. od razu kazalismy mu sie przebrac w stroj roboczy (widoczny na zdjeciu) i... zarabiac :) pieprzony farciarz zarobil jakies 35zł, grajac na gitarze i spiewajac jak bardzo nas nie lubie, sprzatajac przystanek i chodnik przed kwiaciarkami ze Sprzymierzonych oraz myjac szybe samochodu na skrzyzowaniu. do tego zarobil buziaka za kwiata do nieznajomej blondynki, szota absolwenta od wyraznie ubawionych i nieco najebanych kolesi czekajacych na tramwaj, wystapil w toi toi'u, przed zespolem na deptaku, popchnal za zlotowke komorke bez baterii w lombardzie... jednym slowem mowiac mielismy nielichy ubaw patrzac jak Kawaler staje sie glowna atrakcja rozrywkowa na obszarze wojska-deptak-sprzymierzonych-niedzialkowskiego. potem oczywiscie nastapila bardziej tradycyjna czesc wieczoru, rozpoczeta w udostepnionej siedzibie CHAPS gdzie dostal prezent (pluszowe cyce) i w towarzystwie pijaków spozyl wodke, pizze, chipsy i milion chamskich dowcipów. nastepna w planie byla wizyta w... taaak taaaak w havanie :) nie bede sie rozpisywal na tych lamach o zaletach tego lokalu, bo kazdy zdrowy, 9-miesieczny, wychowany na zdrowym cycu mezczyzna wie ze rozbierajaca sie i fajnie tanczaca laska to cos co lubimy prawieże najbardziej. oczywiscie wpadlsmy tam ekipą, zakupilismy drinki, zasiedlismy w wygodnych fotelach i 'koneserowaliśmy' nagość :) oczywiscie poszlo troche pieniazkow, ja zostawilem tam czapeczke (po ktora musze sie wybrac :P) oraz jak wszyscy godność. potem nastapil rozwod bo panowie poszli hulac dalej do kafe jerzy a ja udalem sie piechotą do domu ktory znajduje sie rzut beretem Kredy. rano mnie nie bylo, nie zylem, nie istnialem, stad wspomniana juz obsuwa czasowa w podsumowaniu.
i tutaj naleza mi sie a wlasciwie Wam, nizej wspomnianym dwa punkty 'przeprosinowe' bo okazalo sie ze w weekend, w ktory bedziemy w Warszawie odbeda sie dwa wydarzenio-uroczystosci na ktorych byc nie bedziemy mogli:
1. ślub Żebrusiów - z okazji ktorego Ty wiesz co, bo ci mowilem na kawalerskim albo i na Boogie, a dla małżonki cierpliwosci godnej panny młodej z reklamy carlsberga.
2. chrzest Franciszka - na którym zajebiscie ubolewam ze nie bedziemy, bo wiem jakie to dla Hofików ważne, niemniej jednak zycze w imieniu swoim i Ciasia owocnego wypedzenia wszystkich czortow z malego (genetycznie cos sie moglo zalegnac w koncu :P) oraz wielkie BUZI dla calej rodziny :)

i dla was wlasnie (reszta nie sciagac po pozabijam :P) plytka o znaczacym tytule, ktory do was sie jak najbardziej odnosi... nie zwracajcie uwagi na to, ze gosc siedzial w pierdlu 10 lat, to nie o to tu chodzi :)

Lyfe Jennings - Lyfe Change

Brak komentarzy: