po przerwie spowodowanej... sam nie wiem czym spowodowanej... po prostu jakos nie moglem sie zabrac do pisania. polroczny zapas kokainy przemycanej w opakowaniach proszku vizir przez zygmunta chajzera dawno sie skonczyl, na nowe nie mam co liczyc bo zygmunt stracil fuche w polsacie, wiec i do reklam pana z billboarda brac nie beda. niemniej jednak... kiedyś policze jakiego zwrotu uzylem w mojej karierze pismaka najwiecej razy - mysle ze dwa pierwsze miejsca to "niemniej jednak" i "dość mocno". wracajac (niemniej jednak) do tematu, od którego na chwilkę (dość mocno) odpłynąłem, wróciłem do napierdalania opuszkami palców w mojego keyboard'a.
nie wiem czemu spedzilem polowe czasu wklejajac durne fotki w linki pod wyrazy z powyzszego akapitu, ale najwyrazniej taka mialem wewnetrzna potrzebe i teraz czuje sie spelniony. co mnie naklonilo do napisania znowu? moze inaczej, co sprawilo ze nie pisalem od soboty? hmmm nie wiem, to w sumie tylko 3 dni bez wpisu, niby nic, pierdoła taka, ale musze wam powiedziec ze codziennie sie 'zabieralem' do jakiejs notki, codziennie klikalem na 'nowy wpis' i przyslowiowy-chuj z tego wychodzil na swiatlo dzienne, niczym z niedopiętego zamka rozporowego.
'brak weny' to tlumaczenie zarezerwowane dla pisarzy, poetów i grafomańskich kutafońców ktorym sie wydaje ze zaliczają sie do wyzej wymienionych grup. ja zaliczam sie do 'bloggerow hobbystow', pisze to gowno... od razu wyjasniam, slowo 'gowno' w tym, jak i w polowie przypadkow uzycia, nie jest pejoratywne, co wiecej, nie ma fekalnych konotacji. to raczej bezposrednie tlumaczenie amerykanskiego 'shit' ktore jak wiadomo mozna palic (smoke that shit yooooo), mozna sie zachwycac (ey yo, this shit is crackin' nigga) albo mozna umiescic w roli rzeczownika-zamiennika (I luv this shit; pass me that shit; get off my shit; etc) - coś jak swojski czasownik-zamiennik 'rezać' (rezaj to [nomen omen] gówno; rezałem dzisiaj w pracy 12 godzin; wyrezalem na tej domowce 4 szmule).
jeszcze raz: piszę to gówno, bo chce/chcialem sobie udowodnic ze z moją automotywacją nie jest tak fatalnie, że potrafię cos zacząc i poprowadzic, ze umiem sie na czyms skupic i nie pierdolnac tym o glebe ze znudzeniem po 2 dniach uzytkowania. dodatkowym bodzcem byly glosy, mowiace ze 'kurwa owca, ty wez cos napisz, fajnie kleisz te slowka czasem, nawet nienajgorzej to sie przyswaja, ale w wersji mini, bo po dluzszym namysle to juz nudzisz i sie drobne w kieszeni nie zgadzaja'. posluchalem, a ze jestem prozny i lubie komplementy (jak kazdy, jak ktos nie lubi to jest łgarz pierdolony i kropka), toteż pomyslalem 'chlopaku, wielka internetowa keriera przed toba, zaloz bloga, pisz co masz w glowie, zdobadz szacunek tlumow, produkuj nelly furtado, zarabiaj grube banknoty i hulaj do smierci usranej na wlasnej wyspie w raju podatkowym'.
jak pomyslalem tak tez zrobilem, w zalozeniu te wypociny mialy byc dla garstki znajomych i przypadkowych znajomych znajomych (to sa dwa rozne gramatyczne przypadki, jakby co). okazalo sie ze oprocz tych znajomych i znajomych znajomych zagladaja tu czasem rowniez niedokonca znajomi chociaz jednak mimo wszystko. cieszy mnie to niezmiernie, bo jak pisze to nie mysle o tym ze ktos gdzies nie zrozumie jakiegos skrotu myslowego czy tez przy, jakze waznym w moim zyciu, slowie 'kuna' zacznie szukac w 'wielkiej encyklopedii fauny' informacji na temat tego milego zwierzaka. a mimo to raz na jakis czas dowiaduje sie ze nieznajomy ktos mnie czyta, co wiecej anonimy mnie komentują, CO WIECEJ, wdaja sie owe anonimy w dyskusje kinematograficzną z jednym z moich ulubionych ziomów i waznych (potem przejal po nim paleczke Radzi) osob w kreowaniu tego moczymordy jakim sie stalem - a mianowicie Leopoldem ps. Lep... 12 komentarzy dzieciaki... YEA BABY!
wracajac do zgubionego znowu wątku, przez te dwa dni przerwy zorientowalem sie, ze sie uzaleznilem od pisania. ok, moze to za wiele powiedziane, uzaleznilem sie od nowych wpisow, od szukania fajnych filmowych zapowiedzi, od muzycznych wynalazkow, od smiesznych fotek, od wygrzebanych w necie historyjek, zremiksowanych na potrzeby mojego blogasa, od opisywania ostatnich imprez i zapowiadania kolejnych, sprawdzania stat trackera, generowanego ruchu, analizy "keywordów" i tego typu zabaw internetowych. po prostu llllllllubie to (to BARDZO WAZNE podkreslenie literki "L"). moze okreslenie 'spelniam sie' jest zbyt gornolotne, ale kurwa (kolejne popularne slowo) sprawia mi to tak zajebista frajde, ze, cytujac ojca daniela, nie mam pytań :)
... zaplatalem sie teraz... czekaj czekaj... nie wiem w zasadzie na jaki temat wyszla ta notka, myslalem o takim podsumowaniu na setny wpis (to juz niedlugo, niniejszy ma numerek 94), ale najszlo mnie wlasnie dzisiaj, o 23 godzinie tej doby, zeby sie z wami podzielic tymi moimi rozkminkami. stad pewnie na setny post albo wymysle cos specjalnego zupelnie nieoczekiwanego i tak rozpierdalajacego wasze dynie ze nie wiem jak wrocicie do swoich maluśkich swiatow, ALBO zapomne ze to juz setka (tak jak przegapilem 50tke) i nie bedzie NIC specjalnego, tylko zwyczajny, smierdzacy codziennym chujem wpis, z ktorym juz jestescie za pan brat i za pani siostra i z przywyczajenia na ten jubileuszowy zajrzycie :)
p.s. filmowo i muzycznie bedzie w innej notce. obiecuje, bo mi sie nazbieralo i trzeba to gdzies wyrzygac ;)
p.p.s. Kredzino kochany, wszyscy wiedza ze ty sie urodziles w wieku 32 lat w kaszkiecie, niemniej jednak ja cie troszke pamietam z podstawowkowych czasow (wtedy jeszcze nie bylo wynalazkow gimnazjalnych i 70tka to byla 70tka imienia czerwonego marcelego nowotki a nie jakies gim. im. j. brzechwy czy innego bajkopisa). niniejszym kredsonie drogi kochany, zycze ci wygrania w lotto 35milionow kaszkietow, 49milionow puszek farby i 75milionow euro co bys mogl ziomali wszelkiej masci (w tym mam nadzieje ze mnie rowniez :P) zabrac na przedyske na jakiejs twojej nowej wysepce. co ty na to? od ust se wygrana odjalem z okazji tych zyczen. docen to ziomuś! :)