poniedziałek, 5 maja 2008
i po majówce... WIESZ CO :)
jak w past simple, rozpoczęła sie, trwała i zakonczyla majówka a.k.a. długi weekend 2008. 4 święta (pracy, flagi, konstytucji i kaca) które kazdy Polak dobrze zna i na ktore czeka a jak juz sie doczeka to sie cieszy albo sie nie cieszy, zalezy od Polaka. symbolami majówki są: grill, piwo, słońce, wódka, dziure w portfelu, wyjazdy, przyjazdy, zjazdy, dojazdy, imprezy, lenistwo i inne wyzej wymienionych pochodne. Nasza (Ciastko, Linka, Hauka i moja skromna 1/10 tony) majówka, świnoujsko-brasilowa dorobiła sie jeszcze jednego symbolu a mianowicie Kuny (domowej). A wszystko zaczelo sie gdy w czwartek rano na dworzec Szczecin Główny wpadł zziajany Hauka wygladem przypominajacy oblany wódką kawalek pniaka brzozy (bialy, skacowany, oczka wielkosci ziarenek cieciorki), ktory objasnil nam ze "jednachjezie do swiooojsia z nami". coz bylo robic, przygarnelismy ten obraz nedzy i rozpaczy pod wlasne skrzydla tym bardziej ze sam by pewnie wsiadl do innego pociagu lub co gorsza nie trafil w drzwi i wpadl pod wagon i juz z niego nie wydostal. po trwajacych ZA DLUGO poszukiwaniach przedzialu w koncu trafilismy na 4 wolne miejsca i zasiedlismy. w trakcie podrozy dowiedzielismy sie od Hauki co to sa pescydy, pare razy wyslalismy go spac, grozac kara w postaci siedzenia na jeżyku, oraz znalezlismy multijęzycznojęzykowego laptopa pozostawionego przez nieutulone w zalu dziecko z okolic Przemysla.
w miedzy tak zwanym czasie dowiedzielismy sie ze u Hauki na poddaszu zadomowily sie kuny... zwykle, futerkowe, zwierzatka jakich wiele, szczegolnie ze domowe. niemniej jednak chwile (a moze 5 chwil) pozniej padlo pytanie ktore juz na zawsze skojarzy kunę z istotną czescia meskiej anatomii: "Hauka, czy ty oswajasz kunę?". byl to niewatpliwy powiew swiezosci w kategorii "draznienia wiewióra", "czochrania strusia", " marszczenia pingwina", "nękania jaszczura" czy "turlania kolibra" i innych "eksperymentow na zwierzęciu". znakomitej wiekszosci czytelnikow nie musze przypominac o poziomie hmmmm szeroko pojetej rubasznosci zartow ktore uskuteczniam, stad nie moze dziwic, ze caly trzydniowy wyjazd uplynal pod znakiem "KUNY".
dodatkowo powiem tylko ze ci ktorzy przyjechali tylko na czwartek zjebali na calej linii bo juz piatek i sobota byly piekne, bylo piwko na plazy, moczenie nog w zimnym baltyku, grill na balkonie, akordeonowa chalturka w centrali, drechparty w teatralnej, 6 kolejek kamikadze w 20minut, nigdyniepijtruskakowego, rybka w smazalni, śpiąca kuna, wata cukrowa "gdzie ta fontanna", czyje to pumy ferrari - aaa czesc czesc :), pieczywko wasa, ryby z ebolą czy innym wirusiwem, haukowe pamiatki znad morza (bokserki, skiety i koszulka :P), niezdrowosc, lenistwo, niegrzecznosc, hauka jako dziecko wychowywane 20 lat przez dziekie kuny i liczący z nudow w busie dziurki w moim bucie - jedyne czego nie zrobilismy to nie napisalismy na wiatraku ze tyśka kocha daniela a to z racji tego ze przeczytalem komentarz dopiero po powrocie i nie moglem nie wiedzialem :P obiecuje dopisac nastepnym razem ;)
z powrotem bylismy w sobote w okolicach chyba poludnia, rozjechalismy sie do domow, zjedlismy pizze, polezelismy, zrobilismy biforka przed brasilem (POZNALISMY WIRTUALNĄ!!!!! w sensie że dziewczyne Salsy ma sie rozumiec :) pojechalismy z laptopem do City, wypilismy morze baltyckie wodki duzo przy barze ze az nie wiem nie pamietam gdzie sa moje pieniadze odmawiam nie zgadzam sie! w nocy podobno przysnalem przy otwartej lodowce przygotowujac sobie wykwintnego sandwicha, obudzilem sie w okolicach popoludnia obok cale szczescie nieobrazonego Ciasteczka (mimo ze wydawalem odór gorzelni, wygladalem jak troszke wiekszy pniak brzozy niz czwartkowy Hauka, a czulem sie jakby moje narzady wewnetrzne graly w twistera). doszedlem do siebie w okolicach 18, zapomnialem zlozyc Tacie życzen (wiem ze nie czyta ale mimo wszystko LOWE Ojciec :) i na poczwórnej swiezosci przyszedlem w poniedzialkowy przepiekny poranek na drugie pieterko Stemagu :) wiem ze najpewniej zapomnialem o paru(nastu) smiesznych akcjach, wiem ze akcja z kuną moze rozsmieszyc tylko bezposrednio zainteresowanych ale coz, taki juz jej urok.
na koniec WIELKIE JOŁ dla mojej Mamy, która zagoscila na fotografii na szczecińskim Clubbingu
nastepna bedzie hulana, albo, jak to Foka napisal, you can dance. way to go Graża :) dodam tylko ze jest blisko zwiazany z tym tematem pomysl, zeby przeprowadzic dniomatkową akcję "Nasze Matki Chodobaru" - czy ktos reflektuje na zorganizowanie Mamuśkom kolektywnego wypadu do City w okolicach 26 Maja? palec do budki :P
ps. dzisiaj muzycznie imienniczka Graży:
Grażyna Łobaszewska i Ergo Band - Za górą gór
prosto ze skladanki "Polish Funk"
ps2. czy nie wydaje wam sie ze pan Andrzej Fizykjądrowy Czernecki ma za plecami napis KTL?
ehhh dzisiaj nie ma juz TAKICH partii.... :/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
try this take a look at the site here go to my blog why not try this out look what i found you could try these out
Get More Info high end replica bags check out here Goyard Dolabuy pop over here www.dolabuy.ru
Prześlij komentarz