No i mamy prezydenta, se wybraliśmy znaczy się go. Nie wszyscy wprawdzie, bo część nie wybrała w ogóle, a część innego niż ten, którego większość. Zasady gry zwanej "Wybory" są jednak takie, że wygrywa ten, na którego zagłosuje więcej ludzi mających prawo i - co ważne - wykorzystujących je, to prawo znaczy się. Dobre to zasady, bo jednak w miarę klarowne w porównaniu do takich na ten przykład Stanów Zjednoczonych Ameryki (tej u góry, ale jak patrzysz z Australii to na dole), gdzie zasady są dużo mniej klarowne, żeby nie powiedzieć popierdolone. Rozgrywka się odbyła, najpierw w formie gang-bangu, a potem już jak Pan Bóg przykazał w duecie, tylko że męsko-męskim, więc z tym Panem Bogiem przesadziłem, bo to Sodomia przecież i to się siarką i żelazem przez jelito grube z głowy wybija. Koniec końców wygrał Bronisław, który najpierw myślał, że wygrał (czyli dobrze myślał), potem że przegrał (czyli źle myślał), a na koniec okazało się, że pierwsze słowo do dziennika. Jako, że historię piszą zwycięzcy, a przegranemu to i Salomon nie naleje, warto wspomnieć również tego drugiego, co mu się wszystko stało na odwrót. Najpierw rzeczony Jarosław nie urósł jak Bronisław, nie ożenił się jak Bronisław, nie zapuścił wąsów jak Bronisław, nie był Marszałkiem Sejmu jak Bronisław i nie wygrał wyborów prezydenckich 2010 jak Bronisław. Miał za to, zupełnie nie jak Bronisław, brata bliźniaka, który był już Prezydentem (i to dwa razy był!), kota oraz prezesa i premiera wpisane do CV. Do tego wszystkiego najpierw myślał, że przegrał, potem że może wygrał, a na koniec okazało się to, co się okazało Bronisławowi. Tyle, że na odwrót.
Co wynika z tej farsy? Wbrew pozorom i pozorantom - niewiele. Wygrał ten niby "bardziej" - spokojny, opanowany, ugodowy, reprezentacyjny. Niby. Przegrał oczywiście ten niby "na odwrót" - kłótliwy, agresywny, konfliktowy, zawstydzający. "To chyba dobrze" - odetchnął niejeden, a drugi mu ze zrozumieniem odsapnął. Niby tak. Sednem całej tej dziecinady jest jednak to, że tak naprawdę od tego wyboru w Twoim czy moim życiu NIC nie zależało. Ani Bronisław, ani hipotetycznie Jarosław nie byłby w stanie nasrać Ci w życiu bardziej, niż sam to potrafisz jeden z drugim zrobić. Co więcej, ani Bronisław, ani Jarosław nie będą/byliby w stanie Ci pomóc, nawet jeśli byś ich bardzo ładnie na kolanku lewym poprosił z machaniem rzęsą. Dwie pacynki nieróżniące się w zasadzie niczym poza wyglądem i pewnymi cechami charakteru napierdalały się za nasze pieniądze na scenie teatrzyku lalek. Performance polegał na tym, że widzowie mogli wkładać pacynkom ręce pod kubraczki i kto popiera kogo - palec do budki. Wygrana pacynka przyjęła tych palców więcej i dzięki temu sprała pacynkę przegraną. Ot cały sens zabawy w wybory większo-mniejszego zła. Jeśli chociaż przez moment miałeś złudzenia, że to jakaś walka o Polskę, wizję, kierunek i zasady to powiem Ci jedno brachu - zmień pigułki. Posada na Krakowskim Przedmieściu to po prostu kolejny wakat, który się zwolnił i trzeba było znaleźć zastępcę.
Tymczasem nastał poniedziałek po kolejnym za krótkim weekendzie... i to jest moi Państwo prawdziwy dramat.
Tymczasem nastał poniedziałek po kolejnym za krótkim weekendzie... i to jest moi Państwo prawdziwy dramat.
P.S. Zainteresowanym dodam, że skreśliłem obu fajansiarzy równym krzyżykiem. Jak z ministranta ewoluowałem w stronę ateisty, tak z zainteresowanego polityką przedryfowałem na wysepkę z napisem "dajcie mi kurwa święty spokój". Po co w takim razie poszedłem do lokalu? Dobre pytanie, w rzeczy samej...
6 komentarzy:
Chuja tam, się nie zgadzam, malkontencisz.
i do tego właśnie tu jesteś drogi Żebrusiu, żeby się nie zgadzać :*
jakby nie patrzec prezydent to osoba do pokazywania mordy na roznych tam szczytach, jednak w kraju moze uprzykrzyc zycie rzadowi znajac tylko jedno wyrazenie ze slownika wyrazow obcych: veto!
a walka dla samej walki nie jest niczym budujacym, a zwykla zlosliwoscia. wiec ja sie ciesze ;] wszystko lepsze od kaczogrodu lezącego nieopodal ciemnogrodu :D
tak sie sklada, ze veto mozna odrzucic w parlamencie, a ciemnogrod to zobaczymy jak przyjda projekty o in vitro, depenalizaji trawki i zwiazkach partnerskich.
one
and
the
same
:)
veto odrzucic mozna jednak to trwa, bo od nowa czytania ustawy nastepuja, wiec sie wszystko w czasie wyciaga jak rozmiękczona "krówka". przez co wszystko jest za pozno.
a co do tych spraw zwiazanych z invitro, trawa i cala reszta to sadze ze jeszcze sobie poczekamy ze 20lat jak nam sie narod otworzy na bardziej liberalne rozwiazania. wiec sie wogole nie łudze, ze niektore rzeczy zostana rozwiazane do czasu az mnie alzheimer nie dopadnie :D
pokładam tylko nadzieje w tym, ze polityka tego kraju naszego bedzie bardziej otwarta na dyskusje, sugestie, pomysly, a nie zamknieta w swoim malym konserwatywnym swiatku, w ktorym wszystko jest czarne albo biale.
wole szare odcienie, dialog i posiadanie nadziei ;]
Owco szanowny czy ty usunąłeś mój jeden koment tuuu? Bo sie z samego rana tu wymóżdżyłam, a teraz ten moj cały wywód znikł zupełnie. wiec nie wiem czy klikać nie umiem, czy może moje poglądy wywołały u ciebie odruch "usuń komentarz"? ;]
Prześlij komentarz