poniedziałek, 24 stycznia 2011

samochwała w kącie

Ok, już dobrze, zapowiadany dzień nadejszł i to nadejszł wiekopomnie, z hukiem przeskakujących na liczniku cyferek. Dziś się samochwalę wybitnie, gdyż pierwszy raz od przedwojny moje łazienkowe urządzenie wagowe wskazało liczbę poniżej 90kg. Poczułem nawet pod stopami elektroniczne westchnienie z ulgą - waga, dręczona od jakiegoś czasu ciężarami z gatunku trzycyfrowych również oczekiwała tego dnia i nawet się lekko uśmiechnęła, albo chleb ze śniadania miał już jakąś halucynogenną pleśń i mi się popierdoliło. Tak, czy inaczej rok 2011 uważam oficjalnie za otwarty! Oczywiście od razu uściślam - wydarzenie nie ma związku z żadnymi postanowieniami noworocznymi, ciężkim uzależnieniem od heroiny czy przewlekłą chorobą. Po prostu, w momencie kiedy zorientowałem się, że wyglądam jak choinkowa bombka z szyją szerszą niż silos atomowy, doszedłem do wniosku, że kurwa mać, dosyć tego. Ze 106kg w okolicach kwietnia i maja, do 89kg w imieniny Babilasa, Chwaliboga i Mirogniewa - bez diet-cudów, wspomagaczy tego, spalaczy tamtego, reduktorów owego czy suplementów jeszcze innego. Wystarczy, żeby przybić sobie piątkę w lustrze, polubić własny link na FB, czy nawet pogratulować sobie na głos, wręczyć symboliczną nagrodę im. Tomasza Sekielskiego i wygłosić krótką "acceptance speech"... ale to później, teraz umówiony pedicure, regulacja brwi, solarium w kapsule pionowej, mała korekta kurzych łapek, i zaległa sesja okładkowa . W końcu jak się powiedziało "A", to trzeba powiedzieć też umieć powiedzieć "BEEEE".

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nie lubie Cie.

Blizniacze Be.

oshi pisze...

"choinkowa bombka z szyją szerszą niż silos atomowy" okeeeej :D!

Anonimowy pisze...

przestań jeszcze palić papierosy :-)

owiec pisze...

powoli do przodu małymi kroczkami :)