Trzeba mieć fantazję dziadku, bez fantazji ani rusz, bo fantazja jest od  tego. To nasza cecha narodowa, obok pracowitości za granicą, tolerancji  na etanol i talentu w dziwnych dyscyplinach sportowych. Polak jest  żywiołowy, porywczy, spontaniczny, nie myśli o konsekwencjach, ma wiatr  we włosach, konia pod dupą i jedzie do przodu choćby się waliło i  paliło. Wszędzie węszy spisek, wszędzie czuje niedocenienie, wszędzie  słyszy szepcących za jego plecami wrogów, umniejszających jego wartość.  Dlatego właśnie Polak robi wszystko, żeby udowodnić całemu światu, że  gęsią nie jest, ma swój język i nie tylko. Z genetycznie wszczepioną  manią wielkości, kulom się nie kłaniając, mając w świadomości spuściznę  Wielkiej Rzeczypospolitej Obojga Narodów Od Morza Do Morza Miłościwie  Nam I Innym Kiedyś W Regionie Panującej, pamiętając Cedynię, Grunwald,  Kłuszyn, Kircholm czy Wiedeń, Polak wie, że w jego DNA drzemie  wyjątkowość. Niestety, oprócz wyjątkowości drzemie tam też  jawiemnajlepszyzm, nicwamdotegizm i mogęwszystkoza. Te dość oryginalne  cechy, połączone z nieszczęsnym sarmackim "rodowodem", awanturnictwem  wrodzonym i nabytym oraz zamiłowaniem do wymachiwania szabelką w  kierunku bliżej niezidentyfikowanym (byle pomachać) sprawiają, że dumny  Polak w końcu traci tą piękną "Kiedyś W Regionie Panującą". Niestety,  choć rzuca się w geście Rejtana na środek framugi i gestem Mikołajka  wali pięściami w podłogę i krzycząc, że się zabije i będą go żałować,  niewiele może zrobić. Na 123 lata jego domem będzie Der Haus tudzież  Дом. Nic to jednak, bo Polak, jak już wspomniałem ma fantazję i wie,  albo raczej WIE, że brak stałej armii, zaplecza, pieniędzy, jednolitej  polityki, zgrania, wizji i strategii nie przeszkadza w niczym, że  wystarczy podnieść szabelkę, nabić flintę i już można w pył roznieść  dowolnie wybrane mocarstwo, a najlepiej 3 w 1. Klęska Konfederacji  Barskiej, Powstania Kościuszkowskiego, Listopadowego, Krakowskiego,  Wielkopolskiego (tu była historyczna skucha, zauważona i poprawiona) i Styczniowego w niczym jednak tej wierze nie  przeszkadza. Ok, studzi nieco zapędy ewentualnych inicjatorów podobnych  wyskoków, przynosi nieprzeszczepialną na nasz grunt "pracę organiczną" i  "pracę u podstaw", niemniej jednak w Polaku wciąż tli się ogień.  Przecież jak to, przecież Sommosiera, przecież Za Wolność Naszą i Waszą,  przecież Pułaski, przecież Kościuszko, przecież Legiony! Całe szczęście  Historia, mimo bycia niezrównaną w swojej klasie dziwką, ma też tę  dobrą cechę, że daje drugie szanse. Polak korzysta, uwalnia się na  trochę, odżywa, reperuje nadwątlone poczucie własnej wartości i znowu dochodzi do  wniosku, że nie będzie Niemiec pluł mu Wehrmachtem w twarz, ni Rusek  Czerwoną Armią. Niestety rzeczywistość dość boleśnie weryfikuje to  stwierdzenie i mimo bohaterskich koni przeciwko Tygrysom, Polak znowu  dostaje łupnia. Tu kończy się żart, bo przełom lat 30tych i 40tych to  tak poważna katastrofa i zlepek niezależnych od Polaka układów, że  zwalać cokolwiek na niego byłoby poważnym błędem i zwykłym kurewstwem.  Tym bardziej, że na Zachodzie Polak radzi sobie świetnie - Dywizjon 303,  Narwik, Monte Cassino - polski wojak pokazuje pazur, udowadnia,  pokazuje i przekonuje. Cóż jednak z tego, skoro to wszystko dzieje się  pod skrzydłami niepolskiego elementu dowódczego, w składzie niepolsko  zarządzanych sił zbrojnych. W macierzy, Polak znowu kombinuje, znowu  planuje, znowu przygotowuje i znowu wszystko to w oderwaniu od  rzeczywistości. Powstanie Warszawskie, tu i ówdzie kreowane na zwycięską  batalię, jest w rzeczywistości jazdą bez głowy, pięściami przeciw  lufom, bez zaplecza, bez szans na powodzenie, z jajami większymi niż  strusie, ale bez pomysłu. Przecież skoro polski lotnik i na drzwiach od  stodoły poleci, to i polski powstaniec mołotowem dywizję czołgów  rozmontuje. Mickiewiczowskie "mierz siły na zamiary" w najczystszej  postaci - romantyczny zryw, boleśnie wgnieciony w ziemię kolejnym ciężko  podkutym butem.
Tu przerwę, bo niejeden z Was może się zastanawiać po co ta lekcja historii. Otóż zniesmaczony żenującą atmosferą wokół mitycznej już "katastrofy smoleńskiej" zacząłem się zastanawiać jaką teorię uważam za najbardziej prawdopodobną. Spisek? Wypadek? Błąd wieży? Pilotów? Myślę, myślę, czytam opinie, sprawdzam prawdopodobne scenariusze, wycinki rozmów w kokpicie i nagle dochodzę do wniosku, że jest jedna wersja, którą autentycznie mogę sobie wyobrazić i która w świetle tego co napisałem wydaje się (mi, Owcy) najbardziej prawdopodobną. 9 Kwietnia. Spotkanie w Pałacu. Pewnie winko. Bez przesady (nie wierzę w teorię zapijaczenia). Późna pora, trzeba spać. Poranek. Budzik nie zadzwonił. Prysznic się zaciął. Gosposia spaliła jajecznicę. Spóźnienie. 30 minut. Wylot. Pokład. Przylot. Złe warunki. Bardzo złe. Czy pół godziny wcześniej były lepsze? Podobno. Nawet jeśli nie, to spóźnienie jest ewidentne. "Nie możemy lądować". "Musimy". "Nie możemy, złe warunki. Bardzo złe". "Musimy, bo się spóźnimy", "Nie", "Tak! Jak ktoś się dowie, że się spóźniłem z powodu spotkania wieczornego, to będzie chryja, cios wizerunkowy. Domysły czy był alkohol? Ile? Jaki? Znowu Palikot. Musimy.", "No dobrze, to patrzcie jak lądują debeściaki!". Tragiczne skutki jawiemnajlepszyzmu, nicwamdotegizmu i zaawansowanej mogęwszystkozy. Znowu.
P.S. To oczywiście tylko moje przemyślenia, nie znam szczegółów, procedur, rozkazów i przebiegów. Nie jestem ekspertem awioniki, to tylko teoria, w którą jest mi najłatwiej uwierzyć. Don't hate.
P.P.S. Jako, że notka jest w jakiś sposób polityczna, a politologa to ja mam w rodzinie i to nie byle jakiego, bo z wyróżnieniem ogarniającego sprawy bezpieczeństwa, zapraszam niniejszym zainteresowanych na konferencję "System niepolarny w sktrukturze współczesnego świata", która odbędzie się w dniach 24/25 września 2010 r. w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Ja wiem, że daleko, ale kto wie - może przeczyta to jakiś zainteresowany Częstochowianin. W szczególności polecam wykład "Unia Europejska wobec wybranych zagrożeń bezpieczeństwa. Aspekt prawny i działalność praktyczna" autorstwa mgra Piotra Krawczuka. Kuzyna mojego w sensie, z którego dumny jestem jak sto pięćdziesiąt.
Tu przerwę, bo niejeden z Was może się zastanawiać po co ta lekcja historii. Otóż zniesmaczony żenującą atmosferą wokół mitycznej już "katastrofy smoleńskiej" zacząłem się zastanawiać jaką teorię uważam za najbardziej prawdopodobną. Spisek? Wypadek? Błąd wieży? Pilotów? Myślę, myślę, czytam opinie, sprawdzam prawdopodobne scenariusze, wycinki rozmów w kokpicie i nagle dochodzę do wniosku, że jest jedna wersja, którą autentycznie mogę sobie wyobrazić i która w świetle tego co napisałem wydaje się (mi, Owcy) najbardziej prawdopodobną. 9 Kwietnia. Spotkanie w Pałacu. Pewnie winko. Bez przesady (nie wierzę w teorię zapijaczenia). Późna pora, trzeba spać. Poranek. Budzik nie zadzwonił. Prysznic się zaciął. Gosposia spaliła jajecznicę. Spóźnienie. 30 minut. Wylot. Pokład. Przylot. Złe warunki. Bardzo złe. Czy pół godziny wcześniej były lepsze? Podobno. Nawet jeśli nie, to spóźnienie jest ewidentne. "Nie możemy lądować". "Musimy". "Nie możemy, złe warunki. Bardzo złe". "Musimy, bo się spóźnimy", "Nie", "Tak! Jak ktoś się dowie, że się spóźniłem z powodu spotkania wieczornego, to będzie chryja, cios wizerunkowy. Domysły czy był alkohol? Ile? Jaki? Znowu Palikot. Musimy.", "No dobrze, to patrzcie jak lądują debeściaki!". Tragiczne skutki jawiemnajlepszyzmu, nicwamdotegizmu i zaawansowanej mogęwszystkozy. Znowu.
P.S. To oczywiście tylko moje przemyślenia, nie znam szczegółów, procedur, rozkazów i przebiegów. Nie jestem ekspertem awioniki, to tylko teoria, w którą jest mi najłatwiej uwierzyć. Don't hate.
P.P.S. Jako, że notka jest w jakiś sposób polityczna, a politologa to ja mam w rodzinie i to nie byle jakiego, bo z wyróżnieniem ogarniającego sprawy bezpieczeństwa, zapraszam niniejszym zainteresowanych na konferencję "System niepolarny w sktrukturze współczesnego świata", która odbędzie się w dniach 24/25 września 2010 r. w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Ja wiem, że daleko, ale kto wie - może przeczyta to jakiś zainteresowany Częstochowianin. W szczególności polecam wykład "Unia Europejska wobec wybranych zagrożeń bezpieczeństwa. Aspekt prawny i działalność praktyczna" autorstwa mgra Piotra Krawczuka. Kuzyna mojego w sensie, z którego dumny jestem jak sto pięćdziesiąt.

7 komentarzy:
lubieto. tylko drobna poprawka - powstanie wielkopolskie, zarowno jedne, jak i drugie, nie zakonczylo sie kleska, panie Owco, gdyz byly to jedyne, ktore udalo sie nam ogarnac i wygrac. ale notka jedna z bardziej wciagajacych, i w ogole jak juz sie zebralam na komentarz, to pochwale ta godna podziwu czestotliwosc! takze pochwalam.
pozdrawiam, sandra
true pani Sandro, biję się w pierś, ja maturzysta z historii i były student politologii.
poprawiam i cieszę się, że uważnie czytasz :D
a tak zupelnie z innej beczki. 'swiezym' tematem jest obrona, nie czestochowy, a krzyza w wiadomym miejscu plus snucie teorii spiskowych przez pisowcow i im podobnych. mam zlosliwa satysfakcje, to musialo sie tak skonczyc. po wielkich przemianach, metamorfozach, ludzie skupieni wokol czlowiek, cierpiącego na paranoje (urojenia wielkosciowe - jestem mezem stanu, urojenia przesladowcze - to byl zamach), malo sie nie zakrztuszą jadem wylewajacym sie z ich slow. zapewnienia o milosci do blizniego, o wielkim pojednaniu poszly w zapomnienie i wrocilismy do tego samego miejsca sprzed pamietnym dniem kwietnia anno domino 2010. pocieszajace jest tylko to, ze moze 40 pare procent oprzytomnieje. albo chociazby znaczaca czesc.
prosze wybaczyc bledne koncowki, sedno jest oczywsite. w ogole, sama najchetniej stanelabym i bronila krzyza. zeby se ZYDY i KOMUCHY nie myslaly!! a plyte big boia polecam.
zanim dotrzesz do big boia: http://www.youtube.com/watch?v=2pPooi6hdy8 wybierasz sie na dam-funka?
niestety finansowo się na dam-funka nie wyrobię, już mi audioriver przepada, ehh money is a bitch :)
a co do krzyża, to nawet nie mam siły komentować, świeżych politycznych notek nie należy się spodziewać - chyba, że Palikot dostanie się do tego zespołu Macierewicza. Wtedy możliwe, że coś skrobnę, bo jak już napisałem na facebooku "macierewicz vs palikot to lepsze niz wszystkie polskie "walki stulecia" razem wziete. pierdole, to by przebilo nawet westerplatte"
macierewicz tez cierpi na chorobe, rzeklabym, psychiczna :P moze kiedys powstana komisje badajace 'przypadlosci' niektorych mezow stanu ;> 'co pan widzi na tym obrazku?' 'rosjanie (ruskie?..) majstruja w kokpicie' 'jak to?' 'jak samolot byl sprawdzany na zlowrogiej, piekielnej ziemi, agenci obcego wywiadu w kombinezonach mechanikow, dostali sie na poklad. to byl zamach. zamach stanu!' i pierwszy raz bedziemy w czyms naprawde dobrzy - chyba nigdzie nie bedzie takiego zageszczenia osob z paranoja jak u nas.
co do dam-funka, wszystko wskazuje, ze jade. oby.
Prześlij komentarz