sobota, 17 lipca 2010

Neverland

To nie jest żadne postanowienie noworoczne (tym bardziej, że rok bieżący jest już mocno zaawansowany), nie jest to plan na przyszłość, ani tym bardziej deklaracja programowa na najbliższe lata. To po prostu rzetelna ocena stanu bieżącego. Biłem się wiele razy z tą świadomością, planowałem rozwój w kierunku powagi, marsz ku odpowiedzialności, pielgrzymkę pieszą na szczyt dorosłości. Mam dwadzieścia siedem lat i czas najwyższy na publiczne przyznanie się do tego: nie dorastam. Nie odczuwam potrzeby formalizacji stanu cywilnego, spłodzenia i opieki nad potomstwem, nie zastanawiam się nad wyrobionymi latami do emerytury, śmieszą mnie korporacyjne wyścigi gryzoni, gardzę schematami, kreślącymi modelowe ścieżki kariery dla ludzi w moim wieku. Nie chcę być poważny, nie chcę się poświęcać dla mitycznego "pierwszego miliona" i paść na zawał nad biurkiem w przyciasnym krawacie, nie czuję zazdrości patrząc na tych moich równolatków "którym się ułożyło". Doceniam to, cieszę się ich szczęściem, ale wiem, że to nie jest moje szczęście. Ja chcę spokoju, dobrego humoru, dostępu do internetu, imprez, świeżej muzyki, dobrych filmów, towarzystwa ludzi (ze szczególnym uwzględnieniem tej płci, która ma cycki), spontaniczności i nieprzewidywalności. Chcę mieć znowu 20 lat i patrzeć na świat bez okularów zrobionych z planów i założeń. Jestem niezorganizowany, roztrzepany, zapominalski, brak mi drabinki priorytetów i choćby ramowego planu na życie. Według ogólnie przyjętych standardów jestem jednostką na te standardy wypinającą się. Nie wróżę sobie żadnych rewelacji, bo tych rewelacji nie potrzebuję. Biorę tyłek w troki tylko wtedy, kiedy mi na czymś bardzo zależy - sęk w tym, że większość rzeczy w życiu, oficjalnie wartych wysiłku, uważam za pierdoły. Jedno natomiast jest pewne. Chcę pisać, być czytanym, docenionym i może kiedyś, przy dobrym wietrze wynagrodzonym. Na tym mi w życiu zależy i to jedyna rzecz, która jest dla mnie naprawdę ważna. Spełniam się w tym, przelewam siebie w słowa i świetnie się przy tym bawię. Cenię sobie komplementy, słucham uważnie krytyki, poprawiam, dopieszczam i cieszę się jak dziecko z każdego przejawu zainteresowania. Zadałem sobie jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie i już wiem co chcę w życiu robić. Teraz pora zacząć to robić - w końcu każdy Piotruś Pan musi mieć swoją Nibylandię.

P.S. Mały artwork, ściśle z tematem związany (jedno ja zrobiłem w Paincie, drugie Salsa w Photoshopie - odróżnisz? :)



7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jestes the besciak naprawde!Malo kto potrafi tak pisac:)

Anonimowy pisze...

i polecam nowa plyte big boia, zdaje sie, ze Ci sie spodoba, sadzac po poprzednich notatkach i fascynacjach muzycznych.

Anonimowy pisze...

a i jeszcze jedno, anonim z 18 lipca nie jest tym samym anonimem z 19 lipca, ktory (wlasciwie ktora, jesli trzymac sie nomenklatury plciowej) ;)
pozdrawiam

Anonimowy pisze...

polecal(a) Ci tego wspomnianego big boia.

owiec pisze...

czuje sie zaanonimowany do granic mozliwosci :D

pierwszego anonima zdaje sie ze roszyfrowalem (a w zasadzie anonimkę), drugiego (drugiej?) jeszcze nie

plyte sprawdze, bo lubie goscia :)

Anonimowy pisze...

autor ma 27 lat, nie wróży sobie żadnych rewelacji a najważniejsze dla niego to świeża muzyka i spokój? Trochę to żałosne.

Pozdrawiam - (jeszcze jeden) Anonim

owiec pisze...

cóż, nie każdy musi mieć w głowie prezesurę międzynarodowego banku.

poza wszystkim, sens notki jest nieco inny niż "świeża muza i spokój", autor "nie to miał na myśli"

pozdrawiam ;)