Wiecie kiedy życie staje się piękniejsze? Kiedy poznasz prawdę. Każdą. Dobrą i złą. Truizm? Owszem. Banał? I to jaki! Dzisiaj mam jednak ochotę na trochę banału przed snem, więc skończ teraz, albo doczytaj do końca.
Ignorance is not bliss. Niewiedza nie czyni szczęśliwym. Dopiero ta banalna i wyświechtana prawda robi ci naprawdę dobrze. Jak w strategiach komputerowych - przewagę ma ten, który odkryje większą część mapy, który będzie wiedział, gdzie są surowce, a gdzie żarcie dla żołnierzy. Dobra prawda nadaje sens, pcha do przodu, pomaga, inspiruje i umożliwia. Zła prawda stawia kropkę nad i, pomaga pójść dalej, zamknąć etap, zastanowić się nad sobą i może w efekcie zmienić to i owo. Ja całe życie bałem się prawdy, wolałem skłamać i być okłamanym byle tylko chwilowo było OK. Wolałem nie wiedzieć, a jak już wiedziałem to nie akceptować, nie przyjmować do wiadomości, ignorować i spychać gdzieś za miedzę świadomości. Dzisiaj zderzyłem się z jedną z tych ignorowanych prawd i coś we mnie pękło. Skonfrontowałem się z czymś, o czym wolałem nie wiedzieć i po krótkiej chwili szoku doszedłem do wniosku, że tego mi było trzeba. Że to jest ryżowa szczota, która wyszoruje cały gnój zaległy w moich zwojach mózgowych. To oczywiście tylko wniosek, spontaniczna interpretacja - prawda, nawet ta najchujowsza jest jednak warta przyjęcia na klatę, bo może z tego wyjść coś zupełnie innego niż by ci się mogło wydawać. Nie wiem co się zmieniło i czy w ogóle cokolwiek. Mam jednak wrażenie, że dzięki temu coś w końcu we mnie zdechło, coś co miało zdechnąć już jakiś czas temu, ale gryzło mnie od środka w bezsensownej agonii. Mam też dzisiaj, pierwszy raz od dawna nadzieję, że na tym co zdechło urośnie coś nowego, innego, może nawet lepszego. Co będzie jak wstanę? Jutro? W weekend? Za tydzień, miesiąc, rok? Czy ta padlina w środku zmieni cokolwiek? Domorośli "pisarze", dziabiący swoje teksty do szuflady czy na bloga mają niebezpieczną tendencję do stawiania się w roli śmiesznych autorytetów, do formułowania tez i przekonywania bogu ducha winnych czytelników do ich racji. Problem w tym, że nigdy nie stosują się do tego, o czym piszą. Tekst ma być składny, błyskotliwy i w miarę treściwy, ale ma iść ode mnie do Ciebie., nigdy na odwrót. Jako, że staram się udawać takiego "twórcę" mam dla ciebie propozycję - łap ode mnie ten stek wieczornych przemyśleń i (znów) jeśli znajdziesz w tym coś dla siebie, to skorzystaj. Jeśli zaś cię to nie dotyczy, to nie zaprzątaj sobie nawet tym głowy. W końcu nawet ja sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Ignorance is not bliss. Niewiedza nie czyni szczęśliwym. Dopiero ta banalna i wyświechtana prawda robi ci naprawdę dobrze. Jak w strategiach komputerowych - przewagę ma ten, który odkryje większą część mapy, który będzie wiedział, gdzie są surowce, a gdzie żarcie dla żołnierzy. Dobra prawda nadaje sens, pcha do przodu, pomaga, inspiruje i umożliwia. Zła prawda stawia kropkę nad i, pomaga pójść dalej, zamknąć etap, zastanowić się nad sobą i może w efekcie zmienić to i owo. Ja całe życie bałem się prawdy, wolałem skłamać i być okłamanym byle tylko chwilowo było OK. Wolałem nie wiedzieć, a jak już wiedziałem to nie akceptować, nie przyjmować do wiadomości, ignorować i spychać gdzieś za miedzę świadomości. Dzisiaj zderzyłem się z jedną z tych ignorowanych prawd i coś we mnie pękło. Skonfrontowałem się z czymś, o czym wolałem nie wiedzieć i po krótkiej chwili szoku doszedłem do wniosku, że tego mi było trzeba. Że to jest ryżowa szczota, która wyszoruje cały gnój zaległy w moich zwojach mózgowych. To oczywiście tylko wniosek, spontaniczna interpretacja - prawda, nawet ta najchujowsza jest jednak warta przyjęcia na klatę, bo może z tego wyjść coś zupełnie innego niż by ci się mogło wydawać. Nie wiem co się zmieniło i czy w ogóle cokolwiek. Mam jednak wrażenie, że dzięki temu coś w końcu we mnie zdechło, coś co miało zdechnąć już jakiś czas temu, ale gryzło mnie od środka w bezsensownej agonii. Mam też dzisiaj, pierwszy raz od dawna nadzieję, że na tym co zdechło urośnie coś nowego, innego, może nawet lepszego. Co będzie jak wstanę? Jutro? W weekend? Za tydzień, miesiąc, rok? Czy ta padlina w środku zmieni cokolwiek? Domorośli "pisarze", dziabiący swoje teksty do szuflady czy na bloga mają niebezpieczną tendencję do stawiania się w roli śmiesznych autorytetów, do formułowania tez i przekonywania bogu ducha winnych czytelników do ich racji. Problem w tym, że nigdy nie stosują się do tego, o czym piszą. Tekst ma być składny, błyskotliwy i w miarę treściwy, ale ma iść ode mnie do Ciebie., nigdy na odwrót. Jako, że staram się udawać takiego "twórcę" mam dla ciebie propozycję - łap ode mnie ten stek wieczornych przemyśleń i (znów) jeśli znajdziesz w tym coś dla siebie, to skorzystaj. Jeśli zaś cię to nie dotyczy, to nie zaprzątaj sobie nawet tym głowy. W końcu nawet ja sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
1 komentarz:
Prześlij komentarz