"mam prostą lirykę dla prostych ludzi" - tymi słowami zespół Molesta nawijał w 1998 roku do zgromadzonych przed głośnikami słuchaczy płyty "Skandal" (nie, nie nagrali jej w Oleśnicy - przyp. aut.). Byłem wtedy 16letnim szczylem, od niespełna dwóch lat zafascynowanym murzyńsko-latynoskim wynalazkiem muzycznym z Nowego Jorku, więc chłonąłem kolejne wersy, tak z amerykańskich jak i polskich produkcji. "Prostota, nie snobstwo, szacunek budzi", kolejny wers z tej płyty, to był mój mały elementarz - mimo, że nie pasowałem do archetypu "hiphopowca", nie wychowałem się na blokach, dość późno zacząłem przygodę z używkami i tzw. "bitches". Nosząc opuszczone do granic śmieszności dżinsy i przemierzając miasto z walkmanem marki Sony, czułem, że ci nieznajomi raperzy mówią o czymś ważnym, że ta "prostota" (nie mylić z prostactwem), to cecha, którą warto doceniać, która sprawi że życie stanie się łatwiejsze, lepsze i zwyczajnie prostsze. Takie marzenia młodego idealisty z czasów pokwitania. Dziś sam jestem dziadkiem... właśnie, minęło lat 11 i wydawać by się mogło, że te gówniarskie marzenia i widzenie świata minęły, niczym pierwszy wąs, zostawiając tylko miłe wspomnienie nieskomplikowanego podejścia do życia. Jakie było moje zdziwienie, gdy parę dni temu, szara masa pod moją czaszką, ni stąd ni zowąd zaczęła produkować myśli na temat tej dawnej prostoty. Kupując Bosmana Niepasteryzowanego i świeże ogórki małosolne doznałem nagle dziwnego uczucia - ucieszyłem się jak bachor, że będę mógł spróbować nowego wynalazku szczecińskiego browaru i zagryźć go niedokiszonym ogórem. Nie miałem w reklamówce Dom Perignon'a w towarzystwie homara w sosie majonezowym, a jednak ta prosta przekąska wywołała we mnie niczym nie uzasadniony atak dobrego samopoczucia. Rozejrzałem się wokół, czy przypadkiem nikt nie zastanawia się skąd nagle na mej twarzy wyraz jak po orgazmie stulecia i nie notując żadnych zdziwionych spojrzeń ruszyłem dziarsko do domu. Przyszedłem, zasiadłem, otworzyłem, ukroiłem, wypiłem, zjadłem i... i mnie najszlo - gdzie się w Nas podziało to dziecięce, proste patrzenie na świat, gdzie radość z małych przyjemności, gdzie uśmiech z powodu słonecznego dnia, znalezionych 20gr czy miłego "dzień dobry" od sąsiadki obok. Gdzie ta zaginiona prostota, to przedkładanie pierogów ruskich nad tatara z łososia norweskiego, gdzie wypieki na twarzy podczas emisji "Drużyny A" w 19 calowym telewizorze, zamiast nerwowego wypatrywania pikselozy podczas emisji "Władcy Pierścieni" w HD na 52" LCD? Czemu komplikujemy sobie sami życie, wymyślamy problemy, z którymi walczymy i jak wygramy to się cieszymy, albo się nie cieszymy bo zaraz wymyślamy nowe. Czemu zarabiając 1500 chcemy zarabiac 2000, zarabiając 2000 chcemy 3000, potem 5000, 10000 i tak dalej? Czy naprawdę apetyt rośnie w miarę jedzenia? A jeśli tak to jest jakaś szansa, że się w końcu najemy? Czy mając więcej, lepiej, szybciej czujemy się spełnieni? Czy może szukamy kolejnych "wyzwań" w myśl maksymy "never enough"? I kolejne pytanie - czy naprawdę kiedykolwiek, jako homo sapiensy, erectusy czy habilisy byliśmy inni? Przecież człowiek zawsze chciał więcej niż miał. Siedział na drzewie - zapragnął tego co pod drzewem. Sprawdził co pod drzewem - zapragnął tego co za lasem. Poszedł za las - postanowił sprawdzić rzekę, plażę, pagórek, jaskinię, a potem poszło już jak po maśle - szałas, namiot, domek, dom, zagroda, wioska, miasteczko, miasto, państwo, moje, twoje, dawaj, chcę tego. Never enough, nigdy dość, maksyma ewolucji, zapisana w podstawach naszego DNA, motor postępu, więcej, lepiej, szybciej, dalej, jeszcze, jeszcze. Nie zrozumcie mnie źle, gdyby nie ten "pęd" to nigdy nie napisałbym tych słów, bo pewnie zastanawiałbym się którą kudłatą samicę skusić znalezionym bananem na małe tête-à-tête w krzaczorach. Niemniej jednak gdzieś po drodze zgubiliśmy tę wspomnianą prostotę. Tę, której pragnienie tak łatwo nam przychodzi w wieku lat pięć-dziesięć-piętnastu, a która w kolejnych latach ustępuje miejsca skomplikowaniu, zamotaniu i zasupłaniu na pętelek pięćset. Taki świat, takie życie, taka cena postępu i rozwoju, nic już nie stanie się prostsze, nawet jeśli reklamuje to oszałamiającej urody modelka w TV. Dlatego zachęcam wszystkich - zatrzymajcie się czasem, przypomnijcie co was jarało za dzieciaka i postarajcie się to zrobić - czy to będzie coś do jedzenia, czy może jakaś forma aktywności fizycznej, coś, o czym pamiętacie, co wspominacie ale do czego wstydzilibyście się przyznać przed szefem, kolegami czy drugą połówką - i zróbcie to. Nikt nie musi patrzeć, a ja zaręczam, że złapiecie nowy, świeży oddech i inną perspektywę. A nawet jeśli nie, to przynajmniej będziecie wiedzieć, żeby więcej nie czytać moich wypocin. Pozdrawiam ;)
P.S. Jutro tj. 25 Maja na sali Rady Wydziału Humanistycznego nr 194 przy ul. Krakowskiej 71-79 w Szczecinie, odbędzie się konferencja pt. "Wywiad i kontrwywiad w świecie". Jednym z prelegentów będzie mój kuzyn, Piotr Krawczuk, najtęższa głowa rodziny, magister Politologii (dyplom z wyróżnieniem), oraz zwycięzca jednego z odcinków teleturnieju "1 z 10", w którym zagiął odpowiedzią ekspertów i samego Sznuka. O godz. 15.15 Piotrek wygłosi referat pt. "Działalność Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na rzecz ochrony informacji niejawnych w kontekście bezpieczeństwa osobowego". Zainteresowanych serdecznie zapraszam, a i ja swoją wizytę tam planuję :)
5 komentarzy:
mnie za dzieciaka jaral domek dla barbie i po dzis dzien go nie mam :(
będę :)
*chodzi o to, ze by sie z niego dzis ucieszyla tak samo jak 15 lat temu :D
a kiedy masz urodziny dziewczynko? :D
przeciez dopiero co mialam ;>
ale wieszco, 1 czerwca niebawem
w ogole piekny post i w ogole to tez moje mysli obiema recami popieram! ;*
Prześlij komentarz