piątek, 29 sierpnia 2008

common f. pharell - announcement

nie mam weny dzisiaj na rozkminy filozoficzne na tematy i temaciki. nie moge jednak oprzec sie pokusie i dziele sie z wami singlem z nadchodzacego albumu commona "invincible summer". numer nazywa sie 'announcement' a goscinnie udziela sie na nim niejaki pharell williams, na ktorego widok szmulom miekna nogi i wilgotnieje bielizna. sam numer hula na sieci od jakiego czas ale klip wyszedl niedawno i wrazenia po obejrzeniu moge opisac jednym slowm (tudziez partykułą, nie wiem w sumie co to za wybryk słowny) - WOW (ang. łał)

miazga! muzycznie i wizualnie. przede wszystkim wizualnie. ale jednak również muzycznie. no miazga no :)

czwartek, 28 sierpnia 2008

changes

zmiany zmiany zmiany sie dziejo na swiecie i w mojej zagrodzie niewielkiej rowniez. zaczynajac od kosmetycznych - dorzucilem na blogu tęczowego music boxa zapozyczonego od rzesy aka mike1 na ktorym to boxie bedziecie mogli posluchac co w owcy piszczy. dodatkowo usunalem fotki, z dosc prozaicznej przyczyny - blogspot oprocz swoich niewatpliwych zalet jak przejrzystosc i latwosc obslugi ma jeden zonk - miejsce - polowe strony zajmuja paski kropek ktorych za chuja ciezkiego usunac nie mozna (chyba ze ogarne html :P) a do tego wszelkie widgety gadzety moge umieszczac tylko po jednej stronie tekstu. dlatego tez zdjecia, jako najmniej (a wlasciwie w ogole) nie uzywane poszly do lamusa. kazdy juz je chyba widziale wiec potrzeby wiszenia nie widze. nic osobistego oczywiscie wiecie ze was kocham piotrze i anno :)
druga zmiana to praca. po pierwsze primo szukam nowej (z takich to a takich powodow) po drugie w mojej jeszcze aktualnej przez moment rozwód - Pan armator wystawil dupe swoją germańską na nas i postanowil zakonczyc wspolprace. z tej okazji moja Szefowa, ktora humor ma szampanski (widocznie czuje ze to mnije koniec czegos dobrego a bardziej poczatek czegos duzo lepszego) zarzadzila (niczym Jej Magnificencja w seksmisji) swieto narodowe jutro i przez caly nastepny tydzien :) nie ukrywam ze to sluszna koncepcja i podpisuje sie pod nia kopytami czterema.
niemniej jednak szukam pracy jak juz wspomnialem piętro wyzej wiec jesli ktos gdzies cos slyszal ze ktos gdzies owce za grube bańki chce zatrudnic to prosze o info, jestem piekny mlody kreatywny szczuply, dobrze wychowany itepe :D

mialo byc w koncu o sopocie, mialem takie zajebiste skojarzenia i komentarze, ze szymon i bieg na 'promile', ze sandra wygladala jak britney na rozdaniu VMA z tym playbackiem i tancerzami jukendens matt pokora arenbi, ze samanta fox i kim wilde stracily glosy po drugich numerach i do konca nie odzyskaly i pewnie do dzisiaj mowia jak gwiazda porno w trakcie siodmego orgazmu w trzecim dniu zdjeciowym z rzędu, ze limahl wygladal jak pawel stasiak a za nim wyginalo sie village people ale mimo to ruszyl publicznosc chyba najlepiej, ze sabrina ze swoim wypadajacym cycem (zarowno dobrze jak i ze stanika) poruszyla dawne wspomnienia ktore kazdy "z lat 80tych blokowiec" ma, a zwiazane sa z pewnym bouffet wylozonym dziarsko na brzegu basenu i poruszanego w rytm podstawowkowego przeboju 'bojs bojs bojs sabrina na golasa, bojs bojs bojs ma cyce az do pasa', ze modern talking w osobie sztuk 1, czyli albo modern albo talking zagral jednak na zywo i po angielsku ladnie i mialem kiedys kasete ktora meczylem z rownym zacieciem co kune pare lat pozniej przy rozkladowkach playboya :P
mialem to wszystko napisac, ale nie napisze, bo pod koniec weszla magda o dynamice deski z tartaku molek i wszystko popsula. wiec zadnego z powyzszych wspomnien na forum tego bloga nie bedzie. kropka.

na koniec trailer (bo dawno zadnego nie bylo) do ciekawie zapowiadajacej sie komedii plaszcza i szpady z seksem w roli dość głównej - mischa barton, hayden anakin vader christensen i tim roth - virgin territory


a na drugi koniec - muzycznie. dzisiaj, uwaga, solange knowles - mlodsza siostra beyonce. zaraz zaraz nie uciekajcie od razu, bo ja popelnilem ten sam blad slyszac nazwisko. solange nie byla w zadnym swiatowej slawy zespole, nie zagrala w zadnych srebrnych członkach, ani nie daje sie pukac slawnemu raperowi miedzy... no między :) za to nagrala plyte, na ktorej jej starsza znańsza siostra moglaby sie wzorowac. numery inspirowane raczej soulowymi numerami z lat 70tych, zupelnie nie podobna do papki tzw. 'contemporary' r'n'b. kawalek fajnego lajtowego grania na, mam nadzieje, sloneczny wrzesien. link tradycyjnie pod okladka.

środa, 27 sierpnia 2008

Gala "Złote Dongi 2008"

nadejszla wiekopomna chwila. po wielu dniach 'zabierania sie' w koncu postanowilem rozwiazac pierwszy historyczny konkurs na lamach niniejszego bloga. najpierw pare refleksji: tylko komentarzy pod wpisem jeszcze nie mialem, i pewnie miec nie bede chyba ze napisze ze w nastepnej odslonie pokaze chuja chyba ze dostane 100 komentarzy z tekstem "NIE". wtedy pewnie pęknie nowy rekord. na razie liczba 47 to wciaz niezagrozony szczyt waszej aktywnosci :) teraz slowko o poziomie - sinusoida. jestem szczery chlopak, wiec nie bede wam dupeczek lizał ze wszystkie byly wspaniale i ze wydrukowalem juz cala liste zeby wydac wlasnym sumptem w tomiku poezji wspolczesnej. nie ma jednak co pierdolic, daliscie rade (chociaz w wiekszosci Wielkie Joł należy się moim koleżankom z piętra niżej, Szmerkowi, Głowie i Żyrafie za to, że któregos dnia opanowalo je szalenstwo i nasmarowaly tych wpisow z milion jak nie lepiej). Przejdzmy jednak do konkretów - nie przyznam jednej nagrody gdyż bo ponieważ ine potrafie wybrać jednego. pierwsze miejsce ex aequo zajeli:
- Salsa za propozycję "Pokaze Im Salse". niewtajemniczeni tudziez ci ktorzy czytaja mnie od niedawna tudziez ci ktorzy zapomnieli wpis o smrodzinach Ciasia i historii nadania Piotrowi W. tego pseudonimu nie beda wiedzieli czemu ten wpis mnie tak urzekł. Reszta na pewno jest tego samego zdania :)
- Szmerek za "Połknij i Spocznij" - propozycje dla nazwy Agencji Bordello Bum Bum w której uslugi sa swiadczone na bacznosc :))
- Anonim Niepowiemznowu za "Pokrusz i Skręć" - bo tak :) [tylko komu mam nagrode wreczyc? a mowilem ze nie nagrodze? a mowilem? :P)
- Hauka za "Petrusewicz i Smoliński" - Stań sie menelem w 2 tygodnie, czyli Pij i Spawaj, po Piwie i Sake" - osobiste moje wyroznienie dla Karlo, ktorego wszyscy myla z moim mlodszycm bratem ktorego nigdy nie mialem. okazuje sie ze mimo ze bracia z roznych zygot to jednak nazwiska chociaz rozne to te same choć nie do konca :)
- Żyrafa za "Piwo i Szlug" - alternatywna nazwa dla City Hall
i na koniec GRAND PRIX, moj absolutny faworyt, mimo ze nie do konca nazwa dla firmy czy czegos tam, ale koncepcyjnie miszczostfo swiata. Głowa, za plan pracy sprzątaczek w osrodku wczasowym:
1. Przyjazd i Sniadanie
2. Przywitanie innych Sprzątaczek
3. Prowiant i Saszeta
4. Polerka i Szorowanie
5. Picie i Szlug
6. Pokoje i Stołówka
7. Pakowanie i Spanie
8. Pożegnanie i Szykowaniedopowrotu
9. Podróż i Szmal
nie ukrywam ze nagrody sa subiektywne, wyroznienia dostali ci ktorych propozycje "rang my bell' (i nie o kune tu chodzi). byly zakulisowe naciski, popędzania, będą pewnie post-rozstrzygnięciowe komentarze i zarzuty ("so you're telling me that the Oscars are also political? oh fuck off" jak mawial Robin Williams) niemniej jednak konkurs uważam za zakończony i to zakonczony sukcesem.
jak juz wspominalem wczesniej wszyscy nagrodzeni zwyciezcy otrzymaja nagrode :) jako ze nie przypuszczalem ze bedzie ich tak duzo (ale nie fair byloby mi nie wyroznic dobrych propozycji kosztem innych) dlatego tez (fanfary) wszyscy wyroznieni dostana ode mnie dyplomy pamiatkowe (takie prawdziwe, a co :P) zapraszam ich (was) rowniez na kamikadze, tudziez innego obiecanego wczesniej drina. zwyciezcow honoruje rowniez e-nagrodą - statuetką "Złotego Donga"
Głowa, jako zdobywca Grand Prix dostanie upomin-niespodzian, o którym poinformuję ją osobiście jak tylko go wymyślę, gdyż nieogarnięty ze mnie organizator :)

Wszystkim uczestnikom dziękuję i pozdrawiam, a wszystkich zapraszam jutro na regularny wpis spóźniony o festiwalu lat 80tych w Sopocie :)

niedziela, 24 sierpnia 2008

Boogie Brain Festival - Recap

Jestem. Niedziela, godzina 21.15, na tvnie Limahl w stroju Pawła Stasiaka z Papa Dance śpiewa o niekonczoncej się historii (przyznaje, łapie za kunę, ale o sopocie pozniej :P) a ja zasiadlem za klawiutarą mojego lapsa zeby wypluc pare slow o mijającym weekendzie. Jedni pojechali na Coke Festival posluchac playbackowego Timbalanda, przebrzmiałych The Prodigy, jukendensowego Seana Paula czy Missy (którą sam bym kurwa chętnie obejrzal :P), inni do Czechtojamamzadarmo na HH Kemp zobaczyc na zywo Rootsów, Pharoahe Moncha i innych rapowych przeKotów. Ja zostalem w wiosce z tramwajami na Boogie Brain Festival. to kolejne wydarzenie którym sie jaram niezmiernie na lamach tegoz medium (po batmanie ofkors) i kolejne, które moje mega wysublimowane i wysokie wymagania spelnilo w kazdym calu. nie to ze wszystko bylo na 100%, nie wszystko sie udalo, nawet wiecej, bylo kilka niedociagniec, takich mniejszych i takich wiekszych zeby tylko wymienic obsuwy czasowe, frekwencje, wpadki sprzetowe na ktore pare razy narzekali wykonawcy - co widac bylo z widowni, hot dogi za 6zika (zajebiiiisteeeee :P), ogrodki piwne dostosowane raczej do rozmiarow krasnali ogrodowych z 'mlodych wilkow' niz 100kilowych klocow pokroju mojego i 'krzysztof ibisz' zabawiajacy publicznosc w przerwach zartami z najgorszego notesu karola strasburgera. na tym zatrzymalby sie typowy szczecinski malkontent spod znaku 'tusienicniedzieje' dodajac jeszcze pogode ktora oczywiscie obarcza organizatorow no bo kogo, chyba nie pana Jahwe wielmożnie nam z zawszeMarysią panującego. ja jednak po pierwsze nie jestem maruderem, po drugie jak juz pisalem mam prawdopodobnie obnizone wymagania kulturalno-oswiatowe, po trzecie jestem wiernym wyznawcą monty pythonowskiej zasady 'always look on the bright side of life'.

a ta 'jasna strona' festiwalu byla imponująca... IMPONUJĄCA (to dla tych z jaskrą zaćmą astygmatyzmem którzy mimo wszystko mnie czytają). mowie oczywiscie o stronie muzycznej. na ta chwile odpuszcze sobie moj 'ulissessowy' styl bez interpunkcji, bez przerw i bez sensu i właczę "wordowy" system punktowania,
dzien 1:
1. L.U.C. i Rahim - zawsze wydawalo mi sie ze rah, z racji 3xklanowo-paktofonikowo-pokahontazowej przeszlosci bedzie kolem zamachowym tej kolaboracji. okazalo sie ze el u ce, wygladajacy jak modern-możdżer to prawdziwy mozg tej ekipy. moze przesadze ale ten koncert, wokal brunetki po prawej, trąbka za nią, skrzypce po lewej, GENIALNE wizualki dostosowane do kazdego numeru - to bylo polskie (z zachowaniem dystansu i perspektywy) massive attack. do tego niespodziewane beatboxy/freestyle oraz gadki luca, łączące numer z numerem... genialny, mimo swojego spokoju, koncert. 4+.
2. Pink Freud - wiem ze sporo osob przyjechalo wlasnie na nich, ze to nowa jakosc na naszej scenie, ze to och i ach. i faktycznie, grali zajebiscie, ale hmmm oni grali. po prostu grali. nie zrobili show, nie wymuszali kontaktu z badz co badz nieliczna publicznoscia. po prostu wyszli, poprawnie do bólu zagrali swoje, podziekowali i zeszli. muzycznie swietnie (bo graja fajnie), imprezowo - srednio. 3+.
3. Nookie & Lady Free.... a wlasciwnie nie, poczekajcie, reeeeewiiiiiiind.
3/4. Nookie & lady Free & Marc Mac (4Hero) & MC MG - czemu to polaczenie? bo... od poczatku: na scene wyszedl nookie w towarzystwie Lady Free (emsi) i pana mietka, odpowiedzialnego w tym gronie za sprzęt dmuchany saksofonowy. czemu pan mietek? czapeczka do tylu, stroj prosto z outletu dla pracownikow fizycznych... i dmuchanie w saks lepsze niz robert chojnacki i cala banda jego przodkow az do wojskiego dmiącego w róg w znanej powiesci akcji 'don tadeiro'. koncert, wlasciwie set (bo nie bylo kiedy nawet na glos przyklasnac) rozpierdolil pierwszy dzien w drobny mak. lady free na mikrofonie robila doslownie wszystko, od spiewania przez rap, do typowego 'being mc' czyli podrywania publicznosci do zabawy. ladna, energetyczna, wygadana - byla idealnym dopelnieniem dzwiekow plynacych z glosnikow. i kiedy wydawalo sie ze nookie zmiecie konkurencje pierwszego dnia, na scene wszedl marc mac. nie to ze wszedl zeby zmienic nookie, on wszedl tylko po to zeby ze swoim mc zbic piony ze skosnookim miszczem i przybaunsic troche przy polamanych dzwiekach. w tym momencie w amfiteatrze zrobilo sie szczecinsko. czyli jak? czyli kameralnie, swojsko, w klimacie 'wszyscy wszystkich znaja'. marc mac przejal decki od nookiego w srodku jakiegos numeru i tym samy zaczal sie set 4hero. muzyka wyhamowala, w eter poszly delikatne broken beaty, mimo ubogiej na pierwszy rzut oka kolaboracji patefon-emce amfiteatr zapelnil sie nujazzowo-polamanymi dzwiekami z ktorych duet 4hero jest tak znany na swiecie. i kiedy polecial chyba najbardziej znany chyba kawalek 'hold it down' myslalem ze to juz droga ku zakonczeniu. nic. bardziej. mylnego. pod koniec numeru mc mg zawolal z backstage'a wspomniana wyzej lady free ktora na wejsciu zaczarowala publike wokalem do 'I am the black gold of the sun" zeby potem pojechac znowu drumowo az do konca (zahaczajac o remix 'move on up' curtisa mayfielda'). 6. zwyczajnie, bez zastanowienia, celujacy za pierwszy dzień!
4. musze przyznac zupelnie szczerze ze jazzsteppa sluchalem do polowy a koncert Mala mnie ominal totez go ich nie skomentuje (z pobocznych informacji wiem ze bylo grubo, a Mala i dubstepowe bity rozpierdolily na koniec caly teatr lesny albo nawet parkowy :) domyslne 5.

dzien 2.
drugi dzien mial w zalozeniu zaczac sie na bloniach darmowymi warsztatami, filmami, pokazami, pierdołami itepe. nie zaczal sie z prozaicznej przyczyny = napierdalalo z chmurki jak z przyslowiowego cebra. stad pewnei debilne komentarze w lokalnej prasie ze 'porazka' niemniej jednak wlasciciele karnetow tlumnie (czyli w liczbie zakupionych biletow) stawili sie w okolicach 20.00 w amfiteatrze. wejscie sie nieco opoznilo (dzieki temu mialem czas na dyspute polityczna w Platanie z Żebrusiem) ale o 21 bylismy juz na miejscu oczekujac na rozpoczecie. i?
1. Slope - jaram sie danielem paulem. bez taniej podniety, autentycznie lubie album 'komputa groove' i spodziewalem sie dobrego klubowego brzmienia. i dostalem takowe. skad wiec takie wyczuwalne zawieszenie tonu? (ej no ja to czuje czytając, ty nie?) no wiec slope to genialny duet, ale do klubu. stalem na koncercie (a wlasciwie podrygiwalem) myslac sobie jak bardzo chcialbym pojsc na taka impreze w lokalu. zwyczajnie ilosc osob + miejscowka nie do konca przypasowaly formule 'dwoch djów i dwa decki'. niemniej jednak wystawiam zasluzona mocna 4.
2. urban deep - wiedzialem ze nookie ma dla nas jeszcze jakas niespodziewanke ALE to co przypichcil na solbote mnie rozjebalo - wokalistka (wiosna? podobniez tak) i ponownie pan mietek na saksofonie, spiewajacy (jak sie nagle kurtwa okazalo) REWELACYJNYM wokalem do deephouseowych bitów plus kultowy 'plastic dreams' (tam akurat mietek dawal na saksie) - to juz bylo za wiele :) zdecydowane 5. czemu nie 6? otóż.... (skocz do punktu 4.)
3. dick4dick - nie ukrywam, opuscilem, mimo ze z ciekawosci chcialem posluchac rockowego nudyzmu panów w strojach z mad maxa. głód wygral i poszedlem opierdolic hot doga za 6zika i salatke 'ziemniaki w cacikach' za 4zika, wracajac slyszalem tylko rozgoraczkowane glosy fanow i slady kefiru na scenie. stad daje 4 (dobrze ale obiektywnie bo nie widzialem, nie znam sie, nie sluchalem, nie oceniam w zasad\zie chociaz oceniam mimo wszystko... niewazne, nie sugerujcie sie :P)
4. .... (łącząc się z punktem 2) nie dałem urban deep 6 gdyz bo poniewaz po wspomnianym wyzej zespole na scene wszedl gwozdz (imho - in my humble opinion, wy nieircowe ciołki) wieczoru a mianowicie geniusz z antypodow Mark de Clive-Lowe. to co zrobil ten kolo za pomoca MPC, dwoch (bo trzeci mu padl) syntezatorow oraz trebacza z fryzura dr albana, wypasionego perkusisty i dwojki wokalistow (laski i emce) przeroslo moje najsmielsze oczekiwania. widzialem co prawda co mark robil kiedys na red bull music academy (dzieki Niecik :P) ale koncert mnie totalnie ROZKURWIL. mark co chwila ogarnial swoje decki, mc wraz z wokalistka porwali publike do hulany a trębacz bawil sie na scenie tak jak ja przy barze kiedy na okolo mam bande znajomych mord a na drewnianej desce stoja zastepy kamikadze. przyslowiowi 'wtajemniczeni' wiedza o co chodzi :). dlatego tez nookie dostal za wystep 5, tylko dlatego ze mark w moim osobistym mniemaniu zasluguje na jedyna 6 drugiego dnia.
5. w czasie wystepu wyzej zrobilo sie "jamajsko-wieszco" wiec w przerwie poszlismy do gory cos zjesc cos wypic cos pogadac. wrocilismy po wyczuciu mocnego wolnego bitu w podeszwach (albo sam wrocilem, skad mam wiedziec :) na dol na marka ernestusa (w linku jego duetowe wcielenie 'rhytm & sound'), ktory (jakby wiedzial, kurwa no jakby wiedzial) zaczarowal publike leniwymi reggae'owymi rytmami przyprawionymi wokalem tikimana. koncert sprawil ze w pewnym momencie chcialo sie powiedziec - ej ktoredy z kingston do szczecina. mocna 4 ze z plusem.
6. na szostym i ostatnim miejscu tego dnia a zarazem calego festiwalu uplasowal sie jegomosc znany pod ksywką LTJ Bukem wraz ze swoim dobrym ziomem MC Conradem. bylo po pierwsze mocno (mocniej niz na nookie'm), bylo bardziej monotonnie a wlasciwie jednorodnie, bo monotonnie sie zle kojarzy. bylo po prostu dobrze. czytalem glosy ze zabraklo jakiejs zywej sekcji, ze basy zagluszyly mc, ze w pewnym momencie brzmialo to jak zwykly set a nie wystep. coz moze taka specyfika, moze to mialo wlasnie w ten sposob zabrzmiec. nie ma watpliwosci ze 'pierdzenie' glosnikow nie dalo spac nikomu w promieniu paruset dobrych metrow. 5, mimo ze przed samym koncem wyszedlem, bo gdyz poniewaz musialem :P

i to mocne 5 w zasadzie nalezy sie ode mnie dla calej tej inicjatywy ktorej kibicuje. kibicuje i mam nadzieje ze za rok sie powtorzy - w podobnym artystycznie klimacie, ale duzo lepszym frekewncyjnie/finansowo/organizatorsko wymiarze. na zakonczenie nie potrafie pomyslec czegokolwiek zlego o tym weekendowym szalenstwie muzycznym. w szczecinie takie rzeczy sie po prostu nie zdarzaly, miejmy nadzieje ze zdarzac sie zaczną z czestotliwoscia conamniej 12 miesieczną, jesli nie czestszą.

ze spiącym sprawozdawczym pozdrowieniem buziakiem klepnieciem po ryju (niepotrzebne skreslic) wasz Owiec.

piątek, 22 sierpnia 2008

Boogie Brain

wczoraj przyjechal Drapik. na dwa dni. wyszlismy do city. [tutaj fragment ktory kazdy moze sobie zwizualizowac]. dzisiaj zaspalem do pracy. umieralem caly dzien. nie bylo rozwiazania konkursu. co sie odwlecze to nie spierdoli. za to teraz... tez nie bedzie rozwiazania BO za godzine zaczyna sie BoogieBrain a za minut pare wpada do mnie banda hulaków na powiedzmy bifora. dlatego tez potrzymam wszystkich uczestnikow jeszcze w niepewnosci a sam oddam sie przyjemnosciom festiwalowego weekendu.


do zobaczenia uslyszenia przeczytania :)

środa, 20 sierpnia 2008

fejki

Fejk (ang. "Fake") - Podróbka.

oto dwa "fejkowe" plakaty, ktore na fali sukcesu mrocznego rycerza oraz plotek dotyczacych kolejnej odslony przygod milionera w rajtuzach trzaskajacego po ryju "bedgajsów" (ang. Bad Guys - Nie do końca dobrzy panowie) pojawily sie w internetach.



WOW!

senkju senkju senkju jur far tu kajnd

przede wszystkim dzięki za odzew ktory przeszedl moje najsmielsze oczekiwania (abstrachujac od tych oczekiwan pozakonkursowych czyli milion baniek na koncie, alko-dziwki-kokaina, no ale nie moge od was wymagac zebyscie i w tym mi pomagali).

INFORMUJĘ iż że konkurs zamykam jutro wieczorem bo ponieważ mysle ze do tej pory wylonie zwycieski skrot w sensie rozwiniecie. ogolnie poziom na poziomie, mam paru faworytow, jest pare betonow (w 'skali hattori'), czasem smiesznie, ogolnie rzecz biorac ciekawie. mamy gwiazde (edyta herbuś) ale mamy tez anonimowanych anonimow, ktorym za chuja nic nie dam jesli nie podpisza sie przed ogloszeniem wynikow NAWET jesli to bedzie najsmieszniejszy zart swiata. tym samym mobilizuje wasze leniwe / wstydliwe / zapominalskie* dupy do podpisywania propozycji.

*niepotrzebne skreślić

niemniej jednak bardzo wam wszystkim jeszcze raz dziekuje, moze nawet zwyciezca dostanie statuetke zlotego pytonga (albo inny kolor, na zloto mnie jeszcze nie stac, musze reklamy google podoklejac :P). 'czemu pytonga?' spyta żanetka, która przypadkiem trafila na ta strone... a to dlatego ze "kurwy... to... lubiąąąą.....!" (cyt. z "The City Hall Chronicles: Salsa&Owca kontra Kamikadze")

no i dlatego ze, jak mawial bohater jednego z moich ulubionych filmow "przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pizda mieście."

p.s. mimo ze lubie ten cytat, to przychodzi mi sie z jednym niezgodzic - otóż to miejsce na mapie kobiety jest chyba ostatnim, o ktorym mozna powiedziec ze jest smutne. dowód? proszę bardzo:

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

konkurs

taka errata do posta ponizej, zainspirowana przez mojego Ciasia:

w komentarzach do posta wpisujcie nazwy firm ktore moglyby uzyc loga PiS (jesli nie wiesz o co kamą, to zapraszam do ostatniego akapitu z poprzedniej notki). tylko prosze bez tandetnych "przeproscie i spierdalajcie" i tego typu rozwinięć ktore byly modne od 2005 do 2007.

najbardziej kreatywny wpis zostanie nagrodzony. jesli znam osobe osobiscie czyli jesli maslo maslane, to wtedy nagroda bedzie w wersji osobistej - jak znam zycie to albo lufa przy barze, albo drink, albo sok dla opornych abstynentów. nieznanym osobiscie tudziez znanym ale widywanym od wielkiego dzwonu - wymysle jakas e-nagrode (i nie bedzie to pan gąbka z naszej klasy).

zeby komentowac nie trzeba sie logowac, wystarczy wpisac sie jako anonim, a na koncu komentarza pierdolnac swoj nick, imie, nazwisko lub ksywe z wiezienia.

przyklad:

Puderniczk-i-Sojowe (specjalnie dla szmul ktore glodnieja po nallozeniu tapety)

autor: Marek S. ps. Siekiera, Wronki.

nie zawiedzcie mnie, szczegolnie te 72% Włodków z ostatniej sondy o cyckach. NieWłodki tez prosze o wytezenie szarych.

good night and good luck ;)

bez tytulu

a tak mnie widzi moja kolezanka z pracy, Agnieszka C. a.k.a. Szmerek. ze niby sie tak prezentuje, o tak wlasnie:
co ja poradze ze po dlugim weekendzie z okazji najwiekszej matki panny wniebopójscia moje statystyki przedstawiaja sie tak:

-40 do energii
-25 do motywacji
+90 do senności
+40 do zniszczeń wewnętrznych

co sie kryje w tych cyferkach? a jak czesto wychodzi wam opowiadanie zartow z imprezy dzien wczesniej na drugi dzien na trzezwo? jak czesto slyszycie "beton" i odpowiadacie "wczoraj to bylo smieszne uwierzcie mi, nie wywalajcie mnie ze swojej paczki pliska"? no wiec wlasnie tak sobie mysle ze jak wspomne o miżuku i lapapucie, o monopolu, pokerze, 6dniowym weekendzie mimo ze mial tylko 3dni, o bjoernie pod waterloo, o jacku 'czuje się jak w niebie', o keczupach, musztardzie, cyckach iwony z grilla, fallusie-mysliwym i wielu wielu inszych rzeczach, to i tak nikt nie zrozumie, a jak zrozumie to nie bedzie go to smieszylo, a jak bedzie go to smieszylo tzn ze pijany jak stodola i jak wytrzezwieje to znowu nie bedzie go to smieszylo. dlatego relacji z weekendu nie bedzie (i tym sposobem wykpilem sie z pisania, nad ktorym spedzilbym 12h bo co usiluje sobie cos przyomniec, to slysze od mozgu: access denied, sector corrupted).

napisze za to (i to az dwa akapity) muzycznie:
1. mielismy z Ciasiem jechac 6go wrzesnia na X-Fighters do warszawy ale okazalo sie ze a) nie ma juz biletow, b)jesli sa to wysoko daleko c)te daleko wysoko to i tak wydatek rzedu 90pln co przy naszych wakacyjnie nadwatlonych funduszach wygladalo nieciekawie. z nieba spadla nam Ciasiowa przyjaciolka, ktora smsem poinformowala w pewna niedziele czy tam sobote wczesnym porankiem ze 6go wlasnie na pl. Defilad (czy Defilady... albo Defiladowym... no w warszawie tym wlasnie) bedzie koncert w ramach Orange Warsaw Festival na ktorym zupelnym gratisem wystapi Wyclef Jean, Apollo 440, Kelly Rowland i podobno-ktoś-jeszcze. Jako ze mamy w stolicy kimanie za darmo to postanowilismy ze zamiast motorow pojedziemy na czarnuchów. dodatkowym smaczkiem okazala sie informacja ze w okolicy ma byc rowniez Żą oraz ze Grześ aka Twister bedzie na owej imprezie pogrywal, wiec sie spotkamy, wpadniemy do niego na dyske do harlemu i przylansimy sie znajomoscia z Djem a co!
2. przedpremierowa premiera. nowy the game. LAX. podobno ostatni. a podobno nie. plotki i ploteczki, premiera (according to amazon.com w sensie ze tam przeczytalem :P) 26.08.2008
a u mnie juz teraz - bierzcie i ssijcie z tego wszyscy:

p.(i)s. nie wiem czy wiecie, pewnie nie bo ja dowiedzialem sie dopiero dzisiaj ze ten oto logotyp pewnej znanej w kraju organizacji
nie jest znakiem zastrzezonym. co to oznacza? w teorii i ty i ja i on i nawet tamten gosc stojacy tam troche dalej, mozemy sobie wszyscy razem tudziez kazdy z osobna uzywac tego logo ile wlezie. np zalozyc firme 'Papier i Sandaly' produkującą kefiry i zapałki, albo zalozyc druzyne hokeja na trawie Papudrak-i Skierniewice i w każdym z tych przedsiewziec uzyc powyzszego logosa. w praktyce natomiast... ej kurwa w jakiej praktyce, kto by chcial pod tym logo wystepowac. panie kaczor, spokojna dupa, nikt rozsadny panu tego orzelka nie podpierdoli...

piątek, 15 sierpnia 2008

długi weekend

z okazji swieta wniebowziecia wojska polskiego panny dlugi sie weekend rozpoczal byl. z tego tytulu wybywam renoltem 19 szamad sedan do dominikowa

aby w milej atmosferze skuc sie nieco w pieknych okolicznosciach deszczowej-kurwa-jej-mać przyrody.

z tego tytulu NIE BEDZIE mnie do niedzieli, a i w niedziele nie podejrzewam zebym mial cokolwiek sily aby naskrobac. tak wiec zapraszam do przyszlego tygodnia w normalnych godzinach.

czuss

czwartek, 14 sierpnia 2008

100

jest, nareszcie jest, długo oczekiwany, wspaniały, nietuzinkowy, zabawny ale i zmuszający do refleksji, epicki a zarazem przytulnie kameralny, dzisiaj ujrzał światło dzienne. kto? co? SETNY post w historii tego bloga. początki nie były łatwe, pamiętam jakby to było dziś... nie, przepraszam nie pamiętam tego w ogóle. co nie zmienia faktu ze 100 notatek dalej wciaz tu jestem przez wzloty i upadki, ups and downs, niczym listonosz przez burze i sniezyce docieram do was coprawiedziennie z nową porcją słowa pisanego (szkoda, ze epistolografia to sztuka pisania listów a nie postów na blogu, bo takie byloby piekne okreslenie 'z nową porcją epistolografii... ehhh grubemu zawsze wiatr z dupy :/)

dlugo zastanawialem sie o czym mialby byc ten setny post, czy ma byc uroczysty, odswietny, na galowo z aksamitką pod szyją? czy moze zwykly, dla ludziów, prostym językiem w dresie pisany. wtem! dzisiejszy gadugadowy opis Rymka dał mi impuls. "o czym napisze? o tym co lubie najbardziej... O CYCKACH!". tak moi drodzy, opis Rymka ('dziś nielegalnie pokażę cycki na kąpielisku "arkonka"') i związana z nim prawdziwa niczym ze strefy 11 szczecinska historia sklonila mnie do popelnienia paru zdan na najwazniejszy temat swiata.

cycuszki, piersi, bimbałki, bufet, jabłuszka, blizniaki, szczeniaczki, bufory itp. tysiąc okreslen dla ulubionej zabawki kazdego mezczyzny, od kolyski az po grob. mozna wyrosnac z lego, resoraków, gi-joe, plastikowych zolnierzykow, komiksow ze spidermanem, brudnych uszu i pilki na garażach za domem, ale z tego jednego sie nie wyrasta. osesek ssie dziarsko suta, mimo ze robi to raczej ze wzgledow kulinarnych niz z tych, dla ktorych bedzie sie za suta zabieral parenascie lat pozniej :) mlody szczyl w wieku przedszkolno-komunijnym na razie ma uspione receptory biustu z prostej przyczyny - jego kolezanki nie maja sie jeszcze czym pochwalic, a i hormony są jeszcze w fazie "zapierdol kapsle tomkowi z 3b" stad nawet kiedy gówniarz przypadkiem zobaczy mame skradajaca sie z lazienki do pokoju w niekompletnym stroju, ewentualnie pomysli "hmmmm lubie to... tylko nie wiem jeszcze czemu". cale szczescie chlopaczyna nasz przyslowiowy oczywiscie rosnie, mija hucznie wyprawianą 10tkę, potem 11, 12, 13... i?
i mniej wiecej w tym czasie nadchodzi przedwiośnie :) kolezanki z klasy zaczynają pączkować a nasz przyslowiowy, dajmy na to Włodek, wchodzi w stadium "hmmmm lubie ale nie moge jej tego powiedziec". i zaczynaja sie konskie zaloty, zabieranie tornistra zosi, ciagniecie za kucyki marysi czy 'wpadanie' na korytarzu na elę (która ma juz 170cm wzrostu i 75b bo wpierdala kukurydze modyfikowaną genetycznie).
mija troche czasu, chlopakowi wąs się sypie czarnym mchem a i w innych miejscach kielkuja przebisniegi, kuna zaczyna harcowac w najmniej odpowiednich momentach i chlopak wkracza w stadium "hmmmm lubie, tylko jak zrobic zeby zobaczyc je bez tego okropnego stanika". mniej wiecej w tym samym czasie dziewczyny przestaja wkurwiac sie na te "balony na klacie przez ktore nie mozna biegac" a zaczynaja dostrzegac wymierne korzysci plynace z posiadania takiego ekwipunku. stad czeste o tej porze roku (mamy juz wczesna wiosne) obrazki na ktorych banda zoltodziobow z namiotami w spodniach plaszczy sie przed najlepiej wyposazonymi kolezankami w nadziei ze pozwola im poniesc swoj plecak albo chociaz sam zeszyt od biologii. dziewczeta oczywiscie skwapliwie z tego korzystaja, puszczajac kolo ucha dwuznaczne komentarze, w ktorych chlopcy się lubują (i lubowac do smierci nie przestana, zaczna tylko je ciszej wypowiadac, w gronie zaufanych ziomów :P).
tymczasem nasz włodek ma juz 15stke, zgolil pierwszy raz wąsa, ma za soba dwa nieudane zwiazki (pierwszej sie pocily rece podczas chodzenia po boisku na dlugiej przerwie, druga taką dluga przerwe miala miedzy górnymi jedynkami, stąd pod presją chlopakow rozstal sie z 'czytnikiem kart magnetycznych). będąc juz wielkomiejskim singlem wlodek jedzie na kolonie do pogorzelicy. a tam RAJ, skąpo odziane plazowiczki, zakupione w kiosku przez starszych kolegow swierszczyki zalewajace pokoje kolonistow, kolezanki z domku obok wygrzewajace sie na sloncu w samych strojach kapielowych. nic dziwnego ze hormony buzuja i ktoregos wieczora wlodek na dyskotece prosi w koncu do tanca anitę ze skierniewic, kolonijną seks bombę. jest przytulaniec, jest kilka glupich gadek, spacer do domku, buzi, buzi "a moze wejdziesz na moment, kolezanki jeszcze nie wrocily z baletów"... wtedy wlodek jest juz w stadium "hmmm, lubie.... lubie lubie lubie :D". oczywiscie wchodzi, oczywiscie drzwi sie zamykaja, oczywiscie swiatlo gasnie, oczywiscie... godzine pozniej z rumiencami na twarzy włodek opowiada kolegom (ktorzy niedlugo po tej historii beda musieli przylozyc pewnemu zwierzeciu pod koldrą) jakie to anita ma najfajniejsze na calym swiecie cycki i ze jak sie dotyka to takie miekkie ale w niektorych miejscach twarde i ze w tych pornosach szmule to maja sztuczne a on dotykal prawdziwych i idzie spac bo jutro znowu ma randke. nadchodzi wiosna pełną gębą.
od tej pory włodkowi przybywa na koncie. lat. doswiadczen. obsciskanych cyckow. staje sie tez wybredny, w koncu cyc cycowi nie rowny (tego sie wlasnie z doswiadczeniem nauczyl). tutaj przerozne wlodki sie troszke rozchodzą, z osiedlowej jednokierunkowej robi sie wielopasmówka. wszyscy niby w jednym kierunku ale kazdy na innym pasie. i tak jeden woli male jedrne takie do reki, drugi wieksze pelne, prezace sie w dekolcie, trzeci giganty w ktorych moze sie utopic, a czwarty zmienia pasy jak szalony bo w zasadzie lubi wszystkie :) wiosna powoli mija i niepostrzezenie przechodzi w lato, niby wciaz gorąco, ba nawet bardziej niz wiosną, ale jednak troche parno, nie ma juz tej swiezosci. mimo wszystko wlodek to nadal koneser, dzieki cyckom daje sie namowic na najbardziej absurdalne zakupy (bo ta pani ktora reklamowala... eeee niewazne, ile place?), z powodu cyckow rozbija pierwszy samochod (widziale... JEBUT!), cycki prowadzą nawet do doktora (wie pan co nie pamietam jak wygladala, biust miala taki... ale to zejdzie z czubeczka prawda? bo boli jak sikam :/), w koncu pewne cycki go zaczarowuja na amen. nie takie w pacierzu. takie przed oltarzem. wlodek daje sie usidlic tej pieknej rudej asystentce ("hmmm lubie, będą moje") z dzialu kontroli jakosci dwa pietra nizej, przez ktorej dekolt wydal majatek na róże, kolacje, wyjazdy za granice i pierscionek z brylantem wiekszym niż jego przyrodzenie.

tutaj paniom sie wydaje ze wlodek w koncu znalazl cycki na cale zycie.

panowie za to obdarzaja swoje panie promiennym usmiechem i mowia "no PEWNIE kochanie".

wilk syty i owca cała. tyle ze ta owca... tzn włodek :P ani mysli zapominac o innych cyckach. trzeba mu oddac ze u progu jesieni nie gania juz za innymi w celu poznania organoleptycznego. on jest juz dojrzalym koneserem. widok cycka juz nie stawia na bacznosc kuny, teraz jedynie podnosi nieco cisnienie krwii, a on patrzy, bo lekarze powiedzieli ze to zdrowo. ruda asystentka coraz czesciej jest rudą zołzą, wiec on coraz czesciej oddaje sie przyjemnosci zerkniecia na swiezego boobiesa czy to w parku na spacerze, czy w restauracji na obiedzie czy przy chlodni w supermarkecie w nadziei ze obiekt obserwacji nie ma stanika :) jesien mija, niektore włodki spadaja ze swoich drzew i szukają innych, mlodszych zagajnikow, wiekszosc jednak zostaje. rude cycuszki siegaja juz pasa, wiec zołza nie nosi juz tych kusych bluzeczek jak kiedys, nadchodzi zima. taka w ktorej platki sniegu maja ksztalt niebieskich pastylek, z ktorych wlodek czasem ulepi sobie bałwana. włodka dopada parkinson (nie majacy nic wspolnego z pojęciem 'szybkich rączek', wierzcie mi), reumatyzm a w koncu alzheimer. powoli zapomina jak nazywa sie ten metal do jedzenia tej kolorowej wody z miski, to pudlo z ludzmi biegajacymi w ta i z powrotem, ta siwa babeta krecaca sie co chwila przy kwiatach a nawet to drewienko do otwierania jezyka ktorym ten pan w bialym kitlu ostatnio dreczyl jego migdalki.
i tylko jedna rzecz zostaje w pamieci...

juz do konca.

99 words for boobs

+ mala sonda dla czytelnikow:


p.s. oto linki do artykulow, ktore zainspirowaly autora powyzszych rozwazan do owych rozwazan wlasnie:
LINK 1
LINK 2

wtorek, 12 sierpnia 2008

jak oni się zmieniają cz. 2 - nieświadek

jako że przeprowadzona przeze mnie jakis czas temu sonda wskazala na opcję 'chodobaru' - w weekend bylem w city. nie da sie jednak ukryc ze podobna ilosc osob glosowala w owej sondzie na kontynuacje serii 'jak oni się zmieniają'. nie pozostaje mi nic innego jak tylko przychylic sie do wniosku (cytując złotoustego marka suskiego) "większości w mniejszoćsi" i zaprezentowac odc. 2 pod tytułem "nieświadek"

na poczatku chcialbym oddac honory nalezne Bao, to ona pierwsza wpadla na pomysl ogarniania zmian na fizjonomiach znajomych i opisywania tychże. nadaje wiec zaocznie temu rankingowi zmian patronat cioci Bao.
ale do rzeczy!
w dzisiejszym odcinku popularnego programu 'jak oni się zmieniają' przytoczę historię człowieka o wielu twarzach a każdej usmiechniętej od wosku w jednym do wosku w drugim uchu. tak tak, dobrze sie domyslacie, bohaterem tej historii jest Daniel Hof aka Hofander aka Ojciec Daniel aka Człowiek Szpadel aka Hulaka Roku 2007 (wg. prestiżowego magazynu Hulana.pl), mąż, ojciec i hofanek. w pierwszym odcinku mialem nie lada dylemat. jak pamietacie opisalem Foczka, mimo ze Hofander jest bohaterem rownie spektakularnej zmiany. jednak jak mawiaja starzy ludzie 'co sie odwlecze to nie uciecze' - extreme makeover Danisia do wglądu dzisiaj. Poznać go miałem niewatpliwa przyjemnosc jeszcze w pieknych latach 90tych, kiedy obaj wyglupialismy sie w bialych strojach pomagajac księżom w pewnym szczecińskim kościele napić się wina i przydymić kadzidełkiem. wtedy to wlasnie Hofik zdecydowal sie zostac moim 'duchowym przewodnikiem', czyli krotko mowiac swiadkowal mi do bierzmowania. co z tego wyniklo? początkowo nic, ja rozpoczalem nauke w prestizowym lo9 on w jeszcze-nie-tak-prestizowym-jak-dzisiaj lo13. i zostalibymy takimi elokumplami na cześc cześć, gdyby nie to ze zalatwil byl mi Daniś pracę na kortach w charakterze gbura na linii krzyczącego "AUT!". potem okazalo sie ze... ehhh dluga historia ALE w skrocie. poznalem kupisa na tych kortach, kupis zadzwonil, powiedzial ze jedziemy do miedzyzdrojow, mamo moge? mozesz. ok jade, to wpadne po ciebie bo jedziemy po jeszcze jedna a wlasciwie dwie osoby - czesc jestem michal ale mow mi foka, my sie juz znamy owco, delfina nas poznala... ahaaaa no fakt, w dlugich kudlach nie poznalem, no to jeszcze po arka olszewskiego jedziemy. kogo? znasz chyba... aaaa no pewnie, słowik aka brendon... noooo to przez dargobądz do miedzyzdrojów (czesc jestem iza, dziewczyna michala - no czesc). uffff. gdzie tu miejsce dla hofa? otoz hofander poznalem mnie wlasnie z kupisem, ma tego samego dnia urodziny i tak od imprezy do imprezy zaczelismy razem hulac. co trwalo bez przerwy az do (na)poczęcia w sensie zajścia z justyną palestyną :)
przez ten czas bylem (bylismy) swiadkami rownie spektakularnych przemian fizycznych.
od szczypiora-ministranta:


...........



[TUTAJ zdjęcie się dopiero pojawi, zdjęcię którego wiekszość z was nigdy nie widziala, nawet jesli wiekszosc z was wie kim rzeczony Hofander jest i jak wygląda.
Stay Tuned! przetrzymam was pare dni w niepewności]

przez hulake-pijaka-stokilo



po ojca-męża-przykładnego-szczypiora.vol.2



i tylko jedna rzecz się wciąż nie zmienia...


bo jak mawiają jankesi: "as much as things change they remain the same"

:)

teraz na filmowo:
głównie: jack black, ben stiller, owen wilson, nick nolte, robert donwey jr., steve coogan.
goscinnie: tom cruise, jennifer love hewitt, alicia silverstone, jon voight, matthew mcconaughey, tyra banks.

o czym mowa? o nowej komedii 'tropic thunder', która nie dosc ze obraza wszystko i wszystkich to jeszcze wchodzi do kin w sierpniu tego roku. czyli teraz zaraz. film opowiada "historię aktorów, którzy na pewnej tropikalnej wyspie przechodzą szkolenie wojenne, przed rozpoczęciem zdjęć do pewnego wysokobudżetowego filmu akcji. W tym samym czasie na wyspie wybucha rebelia i aktorzy naprawdę przyłączają się do walk, nie mając o tym zielonego pojęcia." (źr. popcorner.pl)
a oto trailer:


na koniec cos olimpijskiego w sensie na czasie. no moze nie do konca olimpijskiego i nie do konca na czasie ale jednak. nowy, sportowy klip do rewelacyjnego singla. kanye west - champion

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

maniac monday

nigdy jeszcze tak nie zaczynałem notatki wiec czas najwyzszy.

dzien dobry, wita panstwa karol strasburger, moze na poczatek mala egzotyczna historyjka:

"Krokodyl złapał Jole Rutowicz, popatrzył na nią i pomyślał: "W sumie nie jestem taki głodny".
Spojrzał na nią jeszcze raz i mówi: "W sumie nie taki ze mnie krokodyl!"

ha ha ha

A teraz na powaznie :) to był weekend spod znaku mieszanych a nawet ambiwalentnych uczuć. z jednej strony piątek z ewą 'niewiedziałamżeiglagramofonujestwzasięgumojejręki' ciaś i bartkiem 'śpięnaławcepierdolętaksę' smolińskim oraz sobota na dwóch domówkach urodzinowo-urodzinowo-paraketówkowych z andrzejem 'królazamumbaszamtu' mikoszem oraz anną 'unbreakmyheartwtaksówce' pazdur na czele (lokalna RZĄDZISZ!). z drugiej strony wybuchła wojna (co tak patetycznie owca, co tak patetycznie...) i last but not least odeszlo dwóch genialnych artystów. 9 lipca zmarł bernie mac.
aktor ale co najważniejsze jeden z najlepszych komików (a wlasciwie tzw stand-up comedians, bo u nas komik sie kojarzy... kurwa u nas sie komik w ogole nie kojarzy, mamy tylko dryfiącę zdechłym wiewiórem kabarety, co jeden to slabszy), nominowany dwukrotnie do Emmy i tyleżsamo razy do Złotego Globu w kategoriach komediowych. jesli ktos nie wie kto zacz, nie kojarzy (NAWET ze zwrotki redmana w kawalku christiny aguilery czy takich filmow jak 'friday', 'above the rim', 'chłopaczki z sąsiedztwa', 'ocean's eleven, twelve, thirteen' czy 'transformers' ) to ponizej wklejam pare linków. niestety bernie lubil nawijac bardzo szybko wiec jesli nie ogarniasz angielskiego to lepiej spozytkuj dwie minutki na przyrzadzenie herby)
Sex and Kids
Def Comedy Jam: All Stars 2
Scene from the movie the kings of comedy
itp.

wczoraj natomiast zmarł isaac hayes.
tutaj już oszczędzę wyjasnien kim ten pan byl. a dla mega niekumatych:
walk on by
theme from shaft
the look of love
hung up on my baby

no ale zeby nie bylo tak smutno do samego konca


+ mala niespodzianka dla fanów mrocznego rycerza (dla fanki mrocznego widma, niejakiej lokalnej również). otóż panie i panowie...

TAK mógł wyglądać joker...




serwis popcorner zaprezentowal fotki z pierwszej wizji jokera, musze przyznac ze tworcy filmu wybrali raczej grzeczniejsza wersje (mimo ze ledger i tak wygladal strasznie) bo strach sie bac co by wyszlo z dark knighta gdyby oryginalny pomysl przeszedl. brrr

z innych filmowyc newsów:
- pitt NA PEWNO zagra w nowym filmie tarantino o ktorym juz wspominalem.
- ukazal sie redbandowy trailer do Hamleta 2 (rock me rock me rock me sexy jesus :P)


- oraz drugi trailer do filmu na podstawie prozy h.p. lovecrafta pt. cthulhu.

przyznam od razu ze z prozą za pan brat nie jestem, trailer zapowiada brokeback horror z domieszką tori spelling, a wikipedia o samym cthulhu mowi TO. jak TO ma sie do tego co w trailerze zobaczylismy? nie mam pojecia i pewnie dopoki filmu nie zobacze (a zobaczyc chce) to sie nie dowiem i tym samym wam tego nie przekaze. ot co.

p.s. tym razem dla wtajemniczonych :) dzisiaj na stronce Żuka (i jego bandy windsurferów) znalazlem dwie fotki z pamiętnego sylwestra 04/05 w dusznikach zdroju. jednej nie pamiętam w ogóle, w sensie na oczy jej nie widzialem
natomiast druga sprawila ze najpierw sie wyjebalem na plecy a potem wstalem i wzruszylem sie nieziemsko bo to zdjęcie dokumentujące jeden z moich najlepszych występow amatorsko kabaretowych czyli 'rasta-santa' (mysle ze 'pascal-białe-złoto-sudanu' i 'karzeł-burdelmama' to ta sama półka). szkoda tylko ze G tego nie nagral, do tego jakis moj monolog z pamietnej dusznickiej masakry się skasowal... no nic, wazne ze wódka mi jeszcze wszystkich wspomnien nie wymyła.
"me got some bonbons man"


p.p.s. od dzisiaj az do 22 do kazdej notki bede doklejal takie oto coś do klikania i do zaglądania i do promowania i przypominania i przekonywania ze lepiej niz na coke jechac albo hh kemp ok?

Boogie Brain

wiec bez pierdolenia ze to juz bylo :P

sobota, 9 sierpnia 2008

co sie niesie w gadu gadu

Owiec 11:48:08
twister jest pierdolonym bogiem adapterów. kropka.

- Hałabała 12:08:28
taxarz mnie budził textami ejejEJEJ

- Ciasteczku 12:09:14
ja Halke nieprzytomnego do taksy wsadzilam przeciez, on ledwo mowil i chcial zostac spac w parku ;((

- Owiec 11:45:58
ale śekurwanajebauem

Hałabała 12:07:36
czy ja wczoraj jakiejs trzody nie narobiłem

Ciasteczku 12:08:01
Luju ty :PP

Owiec 11:52:36
taaaaak :D bo zle pin wpisalem :D

kowal 11:52:23
placiles karta durniu?;d

Hałabała 12:09:53
a to pamietam

Ciasteczku 12:17:06
macie wj ode mnie :PP

Owiec 11:57:34
ej serio tluste szmule w strojach joli rutowicz :P

Hałabała 12:10:15
ale to była faza "ja neichce do taxy ja sie tu wparku wyśpie na ławeczce


taka byla dyskoteka...

plus snoop dogg goes punjabi

rotfl :) jak mozna go nie kochac :D

niedziela, 3 sierpnia 2008

the dark knight

od niedzieli nie wiem co napisac o tym filmie. nie o to chodzi ze nie mam zdania, bo mam i to bardzo mocne ale nie wiem jak sie do tej notki zabrac. cokolwiek wymysle brzmi jak wyjete z gazetki w multikinie, same obstukane frazesy, slogany, epitety ograne juz chyba w kazdym filmowym magazynie czy to papierowym czy elektronicznym. dlatego kasowalem juz chyba ze 3 wstępy, 4 rozwinięcia i 1 zakończenie. tym razem mam nadzieje ze pojdzie juz do konca.

nie ukrywam ze czekalem na ten film i dalem mu olbrzymi kredyt zaufania (bardziej nie moglem sie doczekac jedynie "powrotu króla"). nie ukrywam ze lubie ekranizacje komiksow bo sam nalogowo kiedys komiksy pochlanialem i tak mi zostalo. nie ukrywam ze nie jestem wymagajacym kinomanem i to ze chetnie obejrze '7 pieczęć' bergmana nie oznacza ze nie bede sie swietnie bawil w kinie na 'spidermanie'. po prostu do kazdego filmu staram sie przylozyc inna ramke i przez nia go odbierac. stad dziwie sie zarzutom ze batman jest pompatyczny tudziez patetyczny. to w koncu amerykanska produkcja rodem z hollywood, czego oczekiwaliscie?

nie rozumiem tez... i tu temat na osobny wywód - nie rozumiem stawiania na dwoch szalkach nicholsona i ledgera w konkurencji 'kto byl lepszym jokerem'. jack stworzyl idealna kreacje jokera a la burton - perfekcyjnie dopasowany makijaz, idealnie skrojone groteskowe stroje, mordercze ale jakze wymyslne zabawki - taki typ szalonego czarnego charaktera ktorego nikt z widzow nie bierze na serio. nawet wtedy gdy rozrzucajac swoje jokerowe dolary morduje ludzi gazem, publicznosc z zachwytem patrzy na jego taniec, miny, gestykulacje tylko po to zeby na koncu parsknac smiechem (takim zdrowym pozytywnym) na widok wieeeeeeelkiej lufy ktora jack napier wyciaga ze spodni aby rozprawic sie z batwingiem. kiedy joker spada (nota bene, swietne nawiazanie w 'dark knight') w ostatniej scenie, wszyscy czekaja na ostatni żart, na jakiegos makabrycznego psikusa, mimo ze caly film w takowe obfituje.
a jak sie na tym tle prezentuje ledger? zacznijmy od tego ze batmany nolana to jakby chec napisania serii batmana od poczatku (w koncu 'begins' c'nie?). stad tez gotham nie jest sztuczne (burtonowskie bylo, w bardzo dobrym tego slowa znaczeniu) a bardziej przypomina nowy jork, zabawki batmana wygladaja jak wojskowe prototypy, a jego przeciwnicy sa bardziej... ludzcy, jakkolwiek by to nie zabrzmialo. po prostu nolan porzucil psychodele burtona na rzecz hmmm niech będzie, ze realizmu. oczywiscie nie mozna podgladac calego miasta za pomoca komórek, nie mozna spalic sobie polowy twarzy i miec nietknietego oka, nie mozna paradowac z workiem na glowie w oparach halucynogennych i wciaz jakos funkcojnowac(a moze? :P) nie mozna nie mozna nie mozna. przez 'realizm' mialem na mysli czerpianie z tych wydan batmana dla ktorych nazwa 'dc' czyli 'detective comics' byla najodpowiedniejsza. to tutaj batman (dla niektorych w niezmiernie irytujacy sposob) W KONCU moduluje glos i bardziej zaslania twarz, zeby nie mozna bylo sie domyslic (oczywiscie my wiemy ale z internetu :P) ze bruce wayne i batman to ta sama osoba. w koncu to nie superman ktorego od clarka kenta rozni tylko loczek i brak okularow a i tak go nikt nie poznaje. skoro wiec batman i jego otoczenie ma byc 'realne' tacy rowniez musza byc jego przeciwnicy. w 'begins' byli to scarecrow (czyli ów jegomosc z workiem halucynków na glowie) i henry ducard, ktory w imieniu niejakiego ra's al ghul'a ma naszemu nietoperzowi dojebac. po czym sam sie tym skurwielem o nieziemsko trudnym nazwisku okazuje. w 'mrocznym rycerzu' nolan postanowil za to wyciagnac prosto z 1989 roku najwieksze nemezis batmana - jokera. tylko JAK zagrac jokera, skoro jack nicholson postawil juz poprzeczke najwyzej jak sie da...?

INACZEJ. ledger nigdy nie mial za zadanie dorownac czy przebic nicholsona. on mial za zadanie stworzyc nowego INNEGO jokera. to nie jest napier 2, to nie jest morderca rodzicow wayne'a ktory po kapieli w kwasie stal sie morderczym blaznem. nowy joker to psychopata. ale w zadnym wypadku nie wesoly i jowialny niczym stary joker. nowy joker sprawia ze usmiech zamiera nam na twarzy kiedy robi sztuczke ze znikaniem olowka, kiedy opowiada historie swoich blizn, kiedy z rozmazanym na twarzy 'makijazem' drwi z batmana, kiedy wydaje wyrok na rudego zdrajce z wayne corp, w stroju pielegniarki masakruje budynek szpitala czy na koniec stawia przed dylematem 'pasażerów'. czemu ten usmiech zamiera? bo TEN joker jest PRAWDZIWY w swoim szalenstwie. taki gosc faktycznie moze istniec, ten niechlujny blazen ze szpetnymi bliznami wpychajacy wielkie miasto w chaos jest autentyczny. a co najgorsze, nie robi tego dla kasy, prestizu, zemsty czy innego wymiernego powodu. on to robi bo to lubi. kocha chaos, uwielbia widziec jak wszystko na okolo sie wali, jak zwykli ludzie staja sie mordercami, prowokuje ich, podjudza, zmienia i czerpie z tego niesamowita satysfakcje. joker 2008 dzieli z jokerem 1989 jedynie pseudonim i diaboliczny smiech. poza tym ten nowy w zaden sposob ze starym sie nie moze rownac. nie jest gorszy ani lepszy. jest diametralnie inny. ten nowy ZJADA film, kradnie ekran przy kazdym pojawieniu sie na nim, niczym denzel washington w 'training day'. batman jest w sumie tylko dodatkiem, mimo ze jest dla jokera swoistym "yang" tą niby lepszą stroną tej samej (uwaga, zajebiste nawiazanie do two-face'a, za ktore w stanach dostalbym pulitzera) monety. jaka w tym zasluga scenarzysty który skroil idealna role dla ledgera, a jaka samego aktora, ktory podobno 'żył' jokerem podczas krecenia? nie wiem, nie znam proporcji, jedno jest pewne - heath przeszedl tym jokerem do historii, doslownie i w przenosni. moja reakcja na to co zobaczylem w jego wykonaniu przypomina mi reakcje podczas ogladania jacka sparrowa w pierwszej czesci 'piratów'. ta sama rozdziawiona morda, te same "o kurwy", ten sam szok "co on zagral, ojajebie co... on... zagrał". jesli jeszcze nie ogladales, albo widziales kinówke na kompie bo nie mogles sie doczekac, to idz do kina. a jesli obejrzales go i po wyjsciu z kina zaczynasz od 'nie podobalo mi sie...' albo 'przereklamowane', albo 'no zawiodlem sie' to moze ten film po prostu nie byl dla ciebie. dla mnie byl. a ty szukaj czegos dla siebie :)

p.s. nie napisalem nic o harvey'u, ktorego naprawde fajnie zagral aaron eckhart, taki (zeby pokazac jak uwazalem na polskim) klasyczny dynamiczny bohater romantyczny :) z nieugietego prokuratora - rycerza na bialym koniu do ogarnietego zemsta szalenczego mordercy, po rowni w dół. fajne studium idealisty ktoremu swiat wali sie na glowe, a on 'zyje wystarczajaco dlugo, zeby stac sie przestepca'. przekonujaco i mocno. "I believe in harvey dent" :)

p.p.s. oczywiscie mi tez sie pare rzeczy nie spodobalo... maggie mnie nie przekonala, szlachetny deebo mnie zirytowal, utykajacy-uciekajacy batman byl raczej smieszny, 'monochromatyczny' dialog batmana z harveyem dentem, to rzeczy ktore spokojnie mozna by wyciac/nagrac inaczej. ale ja sie pytam CO Z TEGO? mimo ze wiem ze w sobote po filmie mialem wiecej zarzutow, to juz sam fakt ze w poniedzialek pamietam tylko kilka jest najlepszym dowodem na to ze to minusy 'do olania'. poza tym
to tylko film :)

p.p.p.s mialem cos dzisiaj napisac o bardzo bliskich mi cyckach ale niestety nie wiem jak ten temat dokleic do powyzszego wiec o cyckach napisze w pozniejszym terminie a napisze na pewno bo fajne są :)

sobota, 2 sierpnia 2008

z ostatniej chwili

w nowym batmanie ZNOWU zobaczymy jokera:
odrobina pudru i jack napier jak w morde konia strzelił :)

a na poważnie - klip do nowego numeru Game'a [z goscinnym napierdalaniem na garach travisa barkera], promującego nadchodzący album "LAX" (na którym kolaboracje z takimi artystami jak common, bilal, raheem devaughn, ice cube, raekwon, busta, ludacris, bity od storcha, kanye, hi-teka i nawet irv gotti).
dope boys

i tyle, ide na otwarcie "Przymierzalni" wybrac sobie jakiegoś ciucha :)

piątek, 1 sierpnia 2008

weekendu poczatek

jest sobota, nie ma wpisu. a nie sorry jest piatek... pojebalo mi sie :) no w kazdym razie nie ma wpisu dzisiaj, dzisiaj zaczyna się weekend, dzisiaj City z mordami moimi, jutro Rudii otwiera Przymierzalnię (13, pamiętajcie!), jutro Batman, jutro City [TAK znowu], jutro... czekaj na jutro to wszystko, pojutrze czilaut, pojutrze... ja nie wiem co pojutrze, to dopiero za dwa dni. tak wiec jak juz wspominalem nie bedzie dzisiaj zadnego wpisu, zadnej notki, notatki czy nawet malej noteczki. nawet fotki bez podpisu, nic.
zaczął się weekend...

...bawcie sie dobrze :)