czwartek, 23 grudnia 2010

dzwonią dzwonki sań

To chyba moja pierwsza, stricte świąteczna notka. Nie wiem, czy w poprzednich latach pisałem jakieś okolicznościowe bzdury, niemniej jednak to zdaje się pierwszy wpis jasno zainspirowany kolorowym miksem Świąt i Nowego Roku. Zacznę oczywiście tradycyjnie, od dupy strony, czyli od Nowego Roku. Kiedy piszesz coś w miarę regularnie, okolice 31 Grudnia to prawie obowiązkowy czas na podsumowanie mijającego roku. Możesz być recenzentem muzycznym, komentatorem sportowym, analitykiem politycznym, naczelnym tygodnika kynologicznego czy wreszcie autorem jednego z tryliona blogów - koniec roku, to koniec roku. Nawet Ci "niepiszący" siadają wtedy w kapciach, gapią się w ścianę/kominek/okno i robią bilans minionych dwunastu miesięcy. Co dopiero Ci piszący - skoro mamy okazję na podsumowanie, wspominki i analizy, to korzystamy z niej, bo następna taka przydarzy się dopiero za rok. A wenie trzeba pomagać. Dlatego zacznę dziś od małej prywaty podsumowującej.

2010 to był rok, który da się zamknąć jedynie w szalenie oryginalnym i nowatorskim porównaniu do kolejki górskiej. Zmiana statusu "matrymonialnego", zmiany pracy, narodziny jednych, śmierci innych, nowe znajomości, stracone kontakty, nie udana przeprowadzka własna, dokonana przeprowadzka jednego z tych najfajniejszych, pamiętne koncerty, niezapamiętane imprezy, garść wspomnień do pamiętnika i kilka klatek urwanego filmu na wysypisko. Trzysta sześćdziesiąt-prawie-pięć dni z gamą wzlotów i upadków, jakiej nie powstydziłby się ten bardzo znany, najdłuższy serial TVP. Kolejny rok, pełen emocji i zwrotów akcji. Podsumowany, zapamiętany i zamknięty w głowie z wystającym tylko z tyłu wyciągniętym wnioskiem. Następny proszę!

Patrząc teraz z perspektywy trzeciego akapitu, to rozpoczęcie nie było chyba tak bardzo z dupy strony, jak by się mogło wydawać. Niby zaburzyłem chronologię, przyjętą w każdych szanowanych się życzeniach świąteczno-noworocznych, ale z drugiej strony doszedłem do wniosku, że to roczne podsumowanie to dobry wstępniak do mojej corocznej refleksji bożonarodzeniowej, którą chciałbym się z Wami podzielić:

Ludzie moi drodzy, Ci kochani i Ci mniej również - to TYLKO kilka wolnych dni końcówki roku! To moment na wspomniane już zawieszenie się w kapciach na fotelu, na wspomnienie tego co było, na refleksję nad tym, co może być i na kawał soczystego wypoczynku. Nie srajcie żarem, jakby od wyglądu każdego pieroga miało zależeć życie dzieci w Sudanie. Nie pompujcie się niepotrzebnie sprzeczkami o smugę na oknie w kiblu, krzywo wiszącą bombkę, czy lekko przypalony schab ze śliwką. Nie zabijajcie się o formę, błysk, pozory i oprawę. Te kilka wolnych chwil nie jest po to, żebyście zarzynali się próbując wydać ucztę godną średniowiecznej koronacji. Nie jest też po to, żebyście katowali się fałszowanymi piosenkami, śpiewanymi na siłę wraz z telewizorem z Wodeckim w środku. Do cholery - ten czas nie jest nawet po to, żeby wspominać jakąś historyjkę o dziecku, mamie, królach i gwiazdce. Tradycja, kolędy, potrawy, choinka, strój, wystrój, pasterka - to wszystko są najmniej ważne sprawy, przez które co roku podnosi się średnie krajowe ciśnienie krwi. Ja nie marzę o białym Bożym Narodzeniu. Marzę o takim, gdzie ludzie siadają ze sobą do stołu, z uśmiechem każdy ubrany jak chce. Dzielą się nie opłatkiem, ale dobrymi wiadomościami czy miłymi wspomnieniami. Widzą w sobie pozytywy, zapominają o wadach, przepraszają i przebaczają. Śmieją się z dowcipów, kreślą plany, patrzą w przyszłość i mają nadzieję. Powszednie dni są wystarczająco stresujące i dostarczają takiej ilości ciężkich doświadczeń, że kumulowanie tego wszystkiego w "świątecznej gorączce" zakrawa na głęboko posunięty masochizm. Dlatego przyjmijcie ode mnie jedno życzenie - niech te kilka nadchodzących dni będzie czasem, kiedy to my (a nie nasze zwierzaki) w końcu przemawiamy ludzkim głosem. Reszta jest nieważna. Naprawdę.

4 komentarze:

mbk pisze...

dam mamie przeczytać

owiec pisze...

wszystkim mamom! niech się czyta! :D

MISS QUAN pisze...

beskitu

Panna Nikt pisze...

najlepsze, że niby wszyscy wiedzą, że jest jak napisałeś, nie inaczej - a i tak co roku większość szopkę uprawia zamiast zwyczajnie korzystać z wolnego ;]
a podsumowanie roku to się kończy zazwyczaj permanentną depresją trwającą przynajmniej do końca stycznia ;]
fuck it!! let`s get drunk!! o i tyle mam do powiedzenia na temat tego "świątecznego" czasu ;]