środa, 27 stycznia 2010

z okazji niewielkiej dosłownie, ale gigantycznej w przenośni

Zacznę od tego, że nie wiem jak zacząć. Taka forma zaczynania ma swoje plusy - chcąc, nie chcąc zaczynam, mimo że nie wiem jak to zrobić. Wystarczy nieco kokieterii zmieszane ze szczyptą tajemniczości i oto przed Waszymi oczami ukazuje się wstęp, którego miało nie być, w sensie miał być, tylko do teraz nie wiedziałem jaki. Klasyczny przerost formy nad treścią, pustosłowie i wodolejstwo, z którego jestem znany już od szkoły średniej, gdzie "mogłem być celujący" a byłem tylko "dobry plus". Ważne jednak, że do notki się zabrałem, bo powód jest, jest ważny, jest z okazji i z dedykacją. Dzisiaj bowiem urodziny swoje dwudzieste piąte obchodzi bardzo ważny dla mnie ktoś. Jak wiadomo urodziny dwudzieste piąte (czyli tzw. ćwiartkę) obchodzi się, w przeciwieństwie np. do kobiecych urodzin osiemnastych, tylko raz w życiu. Z następnych ważnych jubileuszów są już tylko pełne "-dziestki", które obok wesołości, przypisanej na stałe do faktu obejścia rocznicy urodzin, przynoszą sporo rozkmin z gatunku "jak to wszystko szybko minęło, o ja pierdolę". Dwudziestkapiątka za to (wiem, bo przeszedłem) jest w zasadzie ostatnią młodą rocznicą, takim symbolicznym, kalendarzowym zakończeniem epoki siuśmajtka. Dwudziestopięciolatek nie powinien już upijać się do wyrzygania, chodzić na imprezy z 20złotowym banknotem w kieszeni, kończyć po minucie, zapuszczać fikuśnego warkoczyka za uchem, czy śmiać z dowcipów z "Włatców Móch". Powinien za to posiadać przynajmniej dwie pary butów, znać i używać tak niepopularne słowa jak "owszem, kuriozum, zgoła i kotylion", częściej dzwonić niż esemesować, umieć rozpoznać sztuczne cycki na pierwszy rzut oka, dopasować krawat do koszuli (ewentualnie skarpety do mokasynów) i znać różnicę między DVDRip a TS-Cam. Są to oczywiście tylko założenia, w końcu dwudzieste piąte urodziny to tylko kalendarzowa cezura - a jak z kalendarzowymi cezurami bywa najlepiej pokazują przykłady pór roku i opadów śniegu w Maju (cezura -kolejne trudne słowo, które warto znać). Podsumowując - Haueczko, Bartku, Carlo mój kochany - z całego serca i z głębi kuny (tej metaforycznej), z miłością braterską od Maxi-You do Mini-Me przesyłaną - życzę Ci ja tylu rzeczy, że nawet sam nie wiesz, że można tyle rzeczy chcieć mieć. Zawsze najlepszych ludzi wkoło, zawsze uśmiechniętej mordy wśród rudych kłaków, zawsze dobrej muzyki w uchu, zawsze zacnej grafiki przed okiem, więcej tego co wiesz-już-sam-najlepiej, mniej stresów, ciśnień i innych męczących przypadłości. Życzę Ci wreszcie rozwoju, czasu na pracę dla siebie, wyjścia zza drukarki i pokazania im wszystkim (tym "onym"), że masz się czym pochwalić. To wszystko z odległości, na żywo dostaniesz całusa w beret i profesjonalną przytulkę. Tymczasem celebruj to święto, skuj się fajnie w Szmacie, pierdol konwenanse i zahulaj snadnie. Twoje zdrowie!

2 komentarze:

Cookie pisze...

!!! ;*

Unknown pisze...

Owiec no ty jak cos napiszesz :) ja mam 27 za jakis czas to taka cwiartka cwiartki wiec prosze o notke rowniez