macie czasem takie dni? takie, że wszystko was cieszy? że wstajecie rano i nie dręczy was żaden problem, mimo że macie ich kilka w zanadrzu? że wam ciepło, mimo że za oknem minus tysiąc pięćset sto dziewięćset? że przez noc ściągnęły się wam najlepsze kawałki jaki słyszeliście od dawien dawna, mimo że na dysku macie giga-tera-hiper-elo-bajty muzyki? że jedyny Polak w najlepszej lidze świata zagrał świetny mecz, mimo że zaspaliście w nocy i nie obejrzeliście go na żywo? że za tydzień będzie fajna impreza na którą pójdziecie, mimo że takich imprez było już kilka, będzie kilka, a ta konkretna wcale nie wydaje się szczególnie wyjątkowa? że zwykłe rozmowy na gadu z ziomami przy dźwiękach pitolenia z głośniczków mają jakiś taki pozytywny klimat, mimo że znacie się już od lat i o wiele śmieszniejsze rozmowy toczyliście nie raz nie dwa nie trzy? że macie wrażenie, że moglibyście zrobić wszystko, mimo że od urodzenia jesteście leniami patentowanymi i z reguły ciężko was do czegokolwiek zmusić?
no więc ja mam właśnie taki dzień. taki pozytywny bez powodu, taki po prostu fajny, taki że mucha nie siada, że cycuś glancuś, że nawet chudzielce w workach latający w Bad Mittendorf, niedziałający cd-rom, odległe terminy u Wolfa, reklama środków przeczyszczajacych, czy pat w rozmowach Kijów-Moskwa nie jest w stanie go zepsuć. irracjonalnie "nadejszłe" dobre samopoczucie, bez konkretnego powodu, naturalny endorfinowy haj czyli "jak powinna wyglądać każda sobota".
z tego też powodu (chociaż gdybym humor miał pod przysłowiowym psem, chociaż nie miewam, ale hipotetycznie gdybym miał, to też bym to zrobił) mam dla Was mały gifcik. otóż mam, jak wielu wiadomo, przyjaciółkę o wdziędznej ksywce Głowa (nie mylić z Projektantem o identycznej ksywie ale zgoła odmiennej płci). Owa Głowa i jej istnienie stanowi dość ważny element mojego życia, chodziliśmy razem do podstawówki (chociaż to robiliśmy wspólnie raczej nieświadomie), darliśmy morde w chórze, bylismy członkami tajnego stowarzyszenia o nazwie Pinacolada, spędziliśmy niezliczone godziny na słuchawce, a potem gadu, hulaliśmy na małym parkieciku w Soho za czasów Czekona i Wulli, nawet pracowaliśmy przez dłuższy moment w jednej firmie. mielismy ups and downs, czasem blizej czasem dalej, czasem słońce czasem deszcz, co nie zmienia faktu, że Głowa to wciąż jedna z najważniejszych osób w moim ponaddwudziestosześcioletnim życiu. czemu o tym piszę? otóż Głowa od ZAWSZE (czyli od kiedy pamiętam, przyjmijmy że to właśnie jest to ZAWSZE) pałała gorącym uczuciem do mikrofonu i wszelkich wokalnych wygibasów. czy to chóralne preludia i fugetty, albo duety buffa na dwa koty (z niezapomnianą kreacją Lokalnej), czy domowe tête-à-tête z pianinem i alicią keys, czy wreszcie rozpierdalanie konkurencji na konkursach karaoke w kraju i zagramanicą (np. Sacramento, California) - Miss Quan (a.k.a. znaczy się) zawsze śpiewać uwielbiała i specjalnie się z tym uczuciem nie kryła. mimo, że mam własną teorię "co by było gdyby", zamiast hulać w czasie studiów tam gdzie hulała, gibała się w naszym towarzystwie i poznała duuuuużo wcześniej ludzi muzycznie i produkcyjnie zaangażowanych, to jednak cieszę się, że W KOŃCU udało się jej ogarnąć (o co nam obojgu, rodzeństwu z wyboru, niezwykle trudno) i zaczęła nagrywać. z pomocą nadszedł nieoceniony Cybul, a efektem tej kolaboracji efektem ma być w pełni autorski materiał wypalony na cedeczkach ku uciesze zna- i nieznajomych. na razie jednak, zanim produkcja ruszy (zgodnie z maksymą "powoli do przodu") Głowa udostępniła mały wokalny przedsmak - 5 coverów we włąsnym wykonaniu (m.in. 'butterflies' alicii keys czy 'tyrone' eryki badu). jak wiecie, lubię promować na tym blogu szczecińskich wykonawców, tym bardziej, że są to w właściwie moi znajomi, więc taka promocja tym bardziej cieszy. w przypadku Głowy jednak to nie tylko promocja miejscowego talentu, to także mój prezencik dla przyjaciółki z zaciśnietym mocno kciukiem (wiesz jak ciężko się przez to pisze? doceń :P) - Miss Quan (KLIK KLIK ŚCIĄG ŚCIĄG).
no więc ja mam właśnie taki dzień. taki pozytywny bez powodu, taki po prostu fajny, taki że mucha nie siada, że cycuś glancuś, że nawet chudzielce w workach latający w Bad Mittendorf, niedziałający cd-rom, odległe terminy u Wolfa, reklama środków przeczyszczajacych, czy pat w rozmowach Kijów-Moskwa nie jest w stanie go zepsuć. irracjonalnie "nadejszłe" dobre samopoczucie, bez konkretnego powodu, naturalny endorfinowy haj czyli "jak powinna wyglądać każda sobota".
z tego też powodu (chociaż gdybym humor miał pod przysłowiowym psem, chociaż nie miewam, ale hipotetycznie gdybym miał, to też bym to zrobił) mam dla Was mały gifcik. otóż mam, jak wielu wiadomo, przyjaciółkę o wdziędznej ksywce Głowa (nie mylić z Projektantem o identycznej ksywie ale zgoła odmiennej płci). Owa Głowa i jej istnienie stanowi dość ważny element mojego życia, chodziliśmy razem do podstawówki (chociaż to robiliśmy wspólnie raczej nieświadomie), darliśmy morde w chórze, bylismy członkami tajnego stowarzyszenia o nazwie Pinacolada, spędziliśmy niezliczone godziny na słuchawce, a potem gadu, hulaliśmy na małym parkieciku w Soho za czasów Czekona i Wulli, nawet pracowaliśmy przez dłuższy moment w jednej firmie. mielismy ups and downs, czasem blizej czasem dalej, czasem słońce czasem deszcz, co nie zmienia faktu, że Głowa to wciąż jedna z najważniejszych osób w moim ponaddwudziestosześcioletnim życiu. czemu o tym piszę? otóż Głowa od ZAWSZE (czyli od kiedy pamiętam, przyjmijmy że to właśnie jest to ZAWSZE) pałała gorącym uczuciem do mikrofonu i wszelkich wokalnych wygibasów. czy to chóralne preludia i fugetty, albo duety buffa na dwa koty (z niezapomnianą kreacją Lokalnej), czy domowe tête-à-tête z pianinem i alicią keys, czy wreszcie rozpierdalanie konkurencji na konkursach karaoke w kraju i zagramanicą (np. Sacramento, California) - Miss Quan (a.k.a. znaczy się) zawsze śpiewać uwielbiała i specjalnie się z tym uczuciem nie kryła. mimo, że mam własną teorię "co by było gdyby", zamiast hulać w czasie studiów tam gdzie hulała, gibała się w naszym towarzystwie i poznała duuuuużo wcześniej ludzi muzycznie i produkcyjnie zaangażowanych, to jednak cieszę się, że W KOŃCU udało się jej ogarnąć (o co nam obojgu, rodzeństwu z wyboru, niezwykle trudno) i zaczęła nagrywać. z pomocą nadszedł nieoceniony Cybul, a efektem tej kolaboracji efektem ma być w pełni autorski materiał wypalony na cedeczkach ku uciesze zna- i nieznajomych. na razie jednak, zanim produkcja ruszy (zgodnie z maksymą "powoli do przodu") Głowa udostępniła mały wokalny przedsmak - 5 coverów we włąsnym wykonaniu (m.in. 'butterflies' alicii keys czy 'tyrone' eryki badu). jak wiecie, lubię promować na tym blogu szczecińskich wykonawców, tym bardziej, że są to w właściwie moi znajomi, więc taka promocja tym bardziej cieszy. w przypadku Głowy jednak to nie tylko promocja miejscowego talentu, to także mój prezencik dla przyjaciółki z zaciśnietym mocno kciukiem (wiesz jak ciężko się przez to pisze? doceń :P) - Miss Quan (KLIK KLIK ŚCIĄG ŚCIĄG).
P.S.
4 komentarze:
love ;*
oj tam, przeciez wiesz :)
Miss Quan na Czilu mozna bylo uslyszec nawet :]
wiadomka ;)
Prześlij komentarz