sobota, 29 listopada 2008

porządki jesienne

powróciłem, 5 dni w poznaniu, nudne szkolenie jak flaki z olejem z siódmego tłoczenia, niemniej jednak wiem juz tyle zeby kazdemu z was wcisnac karte kredytową tak ze sie nawet nie zorientujecie ze was przekonalem. HA! a poza tym Poznan to.. to... to miasto... eee w ktorym... 5 dni i nie mam pojecia jaki jest poznan, cale dni siedzialismy z 15osobową ekipą w sali szkoleniowej a po 40minutowym powrocie do domu chcialo nam sie kolektywnie zjesc, wypic, zapalic i pierdolnac do lozka. tak wiec podsumowując:
- wiedza: 5
- towarzystwo: 5
- głupoty: 5
- hulana: 3
- poznania Poznania: 1
srednio na 4, bez ekscesow, poznalem paru smiesznych ziomow, pare osob ktorych imion juz nie pamietam oraz pare szmul ktorych IQ chyba jeszcze nie weszlo w dwucyfrowe wyniki. w poniedzialek byl pierwszy dzien, spodnie w kant, koszulina i but na wysokim polysku, toyota yaris, kobylanka, reptowo, stepnica, 3 karty sprzedane, limit tygodniowy wyrobiony, yessirr. generalnie praca jak praca, raczej mniej wiedzy, raczej wiecej umiejetnosci interpersonalnych, w sensie trzeba umiec duzo gadac, niekoniecznie z sensem, wazne, zeby umiec sprzedac produkcik. a ze ta karta to calkiem dobra oferta i sam ja sobie wciagne po 3 miesiacach pracy, to tym latwiej mi przekonywac pana i panią zeby sobie na wyprobowanie wzieli, ze ich to nie kosztuje i ze jak cos to zawsze moga z karty pociagnac nieco gotowki na to i owo :) usmiechnac sie wtedy trzeba, zazartowac, puscic oko i juz. no kurwa, kto jak nie ja sie nadaje na takie stanowisko! no kto!
a ty? nie chcesz karty? czekaj chwile, zaraz ci powiem jakie sa profity, usiadz na moment i wypije herbe, zaraz przyjde... :P

a tak poza tym w między tak zwanym czasie udalo mi sie (w sensie nam sie druzynowo) wygrac 2 mecze w MLB, w tym jeden z druzyną zlozoną z przmemilych dzierlatek, tak milych ze az jednej z nich udalo mi sie przyjebac w nos za co ja przepraszam z tego miejsca szczerze i z glebi serca :) jednoczesnie chcialbym zapewnic ze tzw. "krycie" czyli popularna "obrona" odbywalo sie na dystans, bez naruszania niczyjej sfery prywatnej (wyłączając ten nieszczesny nos). takze mimo ze wygralismy to zrobilismy to jak gentlemani i jesli jakiekolwiek dziewczeta beda mialy kiedys ochote na mecz to mysle ze wypowiem sie w imieniu druzyny (jako kapitan w koncu do chuja ciezkiego) zachecajac ewentualne przeciwniczki do gry.

mialo byc duzo, mocno, efektownie, bo w koncu przez te dwa tygodnie powinienem nałapac do glowy tysiaca zabawnych anedgotek, bon motów, fraszek i komentarzy. otoz musze was przynajmniej chwilowo rozczarowac. niestety im bardziej chce napisac cos smiesznego a zarazem madrego i wciagajacego to tym slabiej mi to wychodzi i jedyna rzecz jaka moge sie popisac to francuske slowko "bon mot" uzyte ze zrozumieniem. za to obiecuje ze juz od dzisiaj wracam do normalnego trybu pisania i mozliwe nawet, ze uda mi sie wyskrobac tak zajebiste notki, ze bedziecie o nich mowic w domu/szkole/pracy, a wasi znajomi beda wypytywac o adres i sami zaczna ćpać mojego bloga, czego wam i sobie z okazji zblizajacych sie swiat (św. andrzeja oczywiscie - wielkie elo łebsztyku) życzę.

i żeby w takim milym nastroju pozostac dzisiaj swiezo muzycznie - narpief klip z najnowszego albumu jazzanovy, ktory goscil pare tygodni temu na lamach niniejszego poczytnika. goscinnie ben "mam grafike wullaha na swoim myspace" westbeech :) n'joy


plus dodatkowo plyta ktora chwilowo wyjebala mnie z butów. nowiutkie wydawnictwo braci waglewskich. bez zachęcania (bo nie trzeba) dodam tylko od siebie, ze na moj gust emade wysmazyl lepsze bity niz envee na swoim krążku z fiszem. pewnie kwestia gustu a nie obiektywnej oceny, niemniej jednak jesli masz ochote na swieze polskie gówno to nie moglbys trafic lepiej. do odsluchu marsz:

Brak komentarzy: