tag:blogger.com,1999:blog-86057820257803283912024-03-05T20:26:53.745+01:00owcze notkiowiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.comBlogger310125tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-16997872979559625522013-02-08T20:57:00.001+01:002013-02-08T20:57:31.891+01:00Złe zdjęcia bolą cały tydzień.<div style="text-align: justify;">
Ale heca!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Albo jednak jeszcze nie, od początku - w przerwie Super Bowl koncert dała Beyonce. Koncert był na poziomie, śpiew był na poziomie, efekty były na poziomie, goście byli (były) na poziomie, choreografia na poziomie i wreszcie główna bohaterka była na takim poziomie, że w co drugim domu przed telewizorem porobiły się od tego poziomu piony. W drugiej połowie domów przedstawicielki płci pięknej odkryły istnienie futbolu amerykańskiego, który podobno miał tej nocy być na biforze przed i na afterze po. Taki to był koncert! Kilka dni później, po koncercie w sieci pojawiły się fotki. Fajne fotki, z nogą tu, dekoltem tam i cycem pomiędzy. Niestety! Wśród setki ujęć do fapowania, znalazły się również ujęcia powodujące opadanie wszystkiego co tylko opaść może. Może z wyjątkiem poziomu rozbawienia, bo widok Beyonce z japą jak zmęczony buldożek francuski, to nie jest widok codzienny. Rozbawienie jednak minęło, bo ileż można patrzeć na słabe ujęcie fajnej laski? Lepiej wpisać w Google "Beyonce GQ photo shoot", kliknąć "grafika" i wrócić do fapu. Kolejny dzień w internecie - chciałoby się powiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A jednak, zdarzyła się heca. Ktoś z managementu wspomnianej Beyonce zobaczył te zdjęcia i wystosował w jej imieniu pismo do Sz. P. Internetu (ciekawi mnie co wpisał w adresie) z kategorycznym żądaniem usunięcia wszystkich niekorzystnych ujęć swojej podopiecznej z sieci. Jak zareagował Pan Internet? Zgodnie z przewidywaniami - czyli tak jak reaguje zawsze, kiedy ktoś od niego czegoś kategorycznie żąda. Najpierw wystawił gołą dupę, potem pokazał fakolca, a na koniec wykrzyczał gdzie go może ten management pocałować i co myśli o jego matce. Po czym zabrał się do zabawy ze swoją ulubioną zabawką - Photoshopem. Sieć zalała fala mniej lub bardziej udanych przeróbek zdjęcia Beyonce, co podobno jeszcze bardziej wkurzyło management, który się popłakał, powiedział że on się tak nie bawi i wszyscy w Internecie są u pani. Oczywiście część siecionautów wzruszył los skrzywdzonej gwiazdeczki, ale ich pełne łez i historii o ludzkiej zawiści komentarze zniknęły w odmętach chamstwa i zwykłej ludzkiej niegodziwości. Och, świat jest zuy!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jaki z tego morał? Po pierwsze taki, że Pan Internet, to skurwiel jakich mało. Nie wybacza, nie przepuszcza, wyśmiewa się ze wszystkiego, a na dodatek nie ma wyrzutów sumienia. Po drugie - jeśli jesteś osobą publiczną, to narażasz się zarówno na komplementy jak i docinki ze strony anonimów przy klawiaturze. Jeśli tolerujesz jedno, to musisz też tolerować drugie - nie masz wyjścia. I wreszcie najważniejsze, już bezpośrednio w stronę pani B. Jesteś jedną z najgorętszych lasek na tej planecie, nie ma faceta, który zareagowałby na Twój widok "meh", sprzedajesz miliony płyt i miliony biletów na koncerty. I wkurwia Cię jedno niekorzystne ujęcie, które trafiło do sieci? Really?! Nie wiem jak sytuacja wyglądała naprawdę, ale widzę dwa wyjścia. Albo Beyonce ma po tylu latach na scenie skórę cieńszą niż folia spożywcza, albo jej management zareagował jak banda skończonych osłów. W pierwszym przypadku sugeruję zakończenie kariery i kilka wizyt u psychoterapeuty, bo coś tu jest nie halo. W drugim, bardziej prawdopodobnym, sugeruję zwolnienie tej bandy cymbałów, bo jeśli ktoś pracuje jako specjalista od PR takiej gwiazdy jak Beyonce i w 2013 roku nie wie na jakich zasadach funkcjonuje Internet, to trzeba go trzymać jak najdalej od showbizu, bo sobie w końcu zrobi krzywdę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na koniec zaś przypominam wszystkim zasmuconym fanom jedną rzecz - takie hece w sieci mają wyjątkowo krótki okres ważności. Za kilka dni ktoś ze znanych i lubianych rozjebie lamborghini po pijaku, nagra seks-taśmę, albo pokaże chuja na czerwonym dywanie i nikt już nie będzie pamiętał o fotkach z Super Bowl. Tymczasem życzę nieco dystansu - przydaje się.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http://korwytolubia.blogspot.com/2013/02/ze-zdjecia-bola-cay-tydzien.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>
owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-57447463771958880962013-02-05T20:04:00.000+01:002013-02-05T20:04:03.366+01:00Z różnych beczek<div style="text-align: justify;">
Jak się człowiek rozpisze, to już nie ma wała, żeby mu przeszło. I
dobrze, bo jak bardzo ten poprzedni rok był do piczy, tak ten aktualny
musi być lepszy. I to mimo trzynastki w nazwie. Wiele rzeczy nie wyszło,
wiele się zjebało, przesunęło, zasmuciło i popierdoliło. Jakby tego
było mało, w Sylwestra myślałem, że popsułem laptopa, ale potem się
okazało, że to tylko jeden kabelek-chochlik mnie w balona zrobił i w
Nowy Rok już wszedłem z jako takim humorem. 2012 wyrzucam do śmietnika
razem z zakończonym kalendarzem ściennym Carlsberga. 2013 za to witam
artystycznie-golistycznym, czarno-białym odpowiednikiem tegoż, tylko że w
wydaniu magazynu Playboy. Piwo jest dobre, ale boli po nim głowa często
i nudności są, a cycki to cycki - przyjemność bez kaca. Chyba, że
moralnego, ale życie to nie jebajka i czasem musi poboleć, żebyś poczuł
że oddychasz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Inna beczka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obejrzałem Super Bowl. Na żywo, z lekkim przysypianiem w okolicach końcówki, ale mimo wszystko do końca. Widowisko niczym filmowy Miś - na miarę amerykańskich możliwości, przez nich zrobione, otwierające oczy niedowiarkom i to nie jest ich ostatnie słowo. Oczywiście jak przy każdej tego typu okazji wkradło mi się do głowy nieco zazdrości, ale tej pozytywnej. Następnego dnia, jak przykładny ćpun internetowy, zajrzałem do sieci - samo oglądanie meczu przecież w dzisiejszych czasach nie wystarczy, trzeba jeszcze przypomnieć sobie wszystkie reklamy, obejrzeć przegląd najśmieszniejszych celebryckich tweetów i fejsstatusów, a na koniec (już wyjątkowo masochistycznie) zerknąć na komentarze nadwiślańskie. Oczywiście sam mecz przegrał w poniedziałek z doniesieniami z Bundesligi, śnieżnych wyścigów na nartach i plotek transferowych z IV ligi piłki ręcznej. Ale nie ma co narzekać - kilka słów o największej imprezie w USA też się znalazło. Poprawnie, sprawozdawczo i bez większych emocji. Czego jednak nie znalazłem w tekstach redakcyjnych, to z nawiązką oddały mi komentarze internautów: <i>Po co to komu, nie ma się co podniecać, to nie jest prawdziwy futbol, głupie bieganie, nie wiadomo o co chodzi, przestańcie się podniecać</i>. Krótko i treściwie i bardzo w naszym stylu. Podsumowane w nieśmiertelnych słowach komandora Brannigana: "Ever since a man first left his cave and met a stranger with a different language and new ways of looking at things, the human race have had a dream. To kill him, so we don't have to learn his language and new ways of looking at things". Dziś wprawdzie zabijanie stało się nieco passe (chociaż wciąż jest w modzie tu i ówdzie), to jednak sam sens żyje i ma się dobrze - inność i nowość zawsze mają pod górkę, zawsze są skazane na niechęć i wrogość, zawsze wywołują te same, negatywne emocje, podgrzane ponad przeciętny poziom. Futbol amerykański to tylko niegroźny, ale jednak przykład - jak czegoś nie rozumiemy, bo jest inne i nowe, to raczej podniesiemy gardę niż wyciągniemy otwartą dłoń. Od wyjścia z jaskini niewiele się zmieniło.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zostając jeszcze chwilę w temacie celebryckich fejsstatusów, jaskini i futbolu - najciekawszym komentarzem popisał się w trakcie meczu niezrównany <a href="http://www.facebook.com/neiltyson">Neil deGrasse Tyson</a>, amerykańska gwiazda astrofizyki (dobrze przeczytaliście - astrofizycy też mają swoje gwiazdy, nie tylko w teleskopach). Gość, który stał się <a href="http://cdn.uproxx.com/wp-content/uploads/2011/12/wegotabadass-01.jpg">internetowym memem</a>, zagościł na łamach komiksu o <a href="https://www.google.pl/search?q=neil+degrasse+tyson+superman&num=50&hl=pl&safe=off&client=firefox-a&hs=6UT&tbo=u&rls=org.mozilla:pl:official&tbm=isch&source=univ&sa=X&ei=XUgRUez1LMeF4ASuooCYBA&ved=0CDUQsAQ&biw=1280&bih=657">Supermanie</a>, a do tego w wyjątkowo zabawny i pouczający sposób potrafi <a href="http://www.youtube.com/watch?v=LFE_Thy5bSQ">mówić o nauce</a>, podzielił się w trakcie meczu taką ciekawostką: <i>Gdyby czas od Wielkiego Wybuchu do dzisiaj porównać do długości boiska futbolowego - okres między czasami jaskiniowców, a teraźniejszością, równałby się szerokości ostatniego źdźbła trawy przy linii końcowej</i>. Daje do myślenia, szczególnie w czasach, kiedy niewiele rzeczy potrafi zrobić na nas wrażenie. Jeden człowiek leci w kosmos, drugi z niego skacze, naukowcy teleportują stany kwantowe, albo odkrywają nowe cząsteczki, w wolnych chwilach odczytując nasz genom lub wysyłając na marsa roboty na kółkach - a to wszystko w otoczeniu turbobajtów informacji, fruwających sobie spokojnie wokół nas w powietrzu. Fajne czasy. Ale kiedy dzisiaj zobaczyłem w telewizorach informację, że już niedługo <a href="http://wyborcza.pl/1,75400,13350851,Asteroida_zblizy_sie_do_Ziemi_na_rekordowa_odleglosc.html">przeleci obok ziemi asteroida</a>, a do tego przeleci bliżej niż niektóre sztuczne satelity, które wypuściliśmy na orbitę, od razu przypomniał mi się ten "Tysonowski cytat". Owszem, czasy są fajne, sporo umiemy, doszliśmy do wielkich rzeczy i jeszcze dużo przed nami. Ale z drugiej strony jesteśmy tu dopiero od kilku sekund. Jeden kosmiczny kamyk i puff! Trafiamy do lamusa razem z gigantycznymi ważkami, pterodaktylami, szkieletem Tyranozaura i zamrożonym mamutem. Z tej perspektywy nie znaczymy za wiele, ale z tą perspektywą może paradoksalnie zaczniemy się bardziej doceniać - w końcu niewiele trzeba, żeby <i>bycie</i> zamienić na <i>niebycie w ogóle</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
P.S. A co po nas? <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKG4Rg5zPAi6PWJIndRnE0IEQkVXgBkRH6HYyvM8FcIWg-ucO27B0CBinNoh81xVk0gyIjlXV42vpZuOJdjgPEoVDz8teNo2oe1yPduYMSPKb9VeBBcCjkp2Q-jCboLDBHIs7NVKw9QgAT/s1600/ian+malcolm+2.jpg">Doktor Malcolm</a> dobrze kiedyś powiedział: "Life will find a way". Wiem to nie tylko z seansu Parku Jurajskiego, ale także dzięki dzisiejszym widokom prosto spod kładki przy rondzie Giedroycia, (który to widok w zasadzie zainspirował niniejszą notkę). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Można? Można.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbKbvdugMD4wivk5hdl31NbN2y6Z4ePhqlaXif5VREE_-DcgurglNB9e24ukpxD9Rcna5Zx7a5G8o2jEV-GWzs1zL_PMCvjUy47r4OHGl6-t9eLlzW0aV-da05oK0Rr9vjxgYNbCkwqzI/s1600/04022013761.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbKbvdugMD4wivk5hdl31NbN2y6Z4ePhqlaXif5VREE_-DcgurglNB9e24ukpxD9Rcna5Zx7a5G8o2jEV-GWzs1zL_PMCvjUy47r4OHGl6-t9eLlzW0aV-da05oK0Rr9vjxgYNbCkwqzI/s320/04022013761.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zdjęcie robione telefonem stacjonarnym. Wybaczcie jakość.</td></tr>
</tbody></table>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http://korwytolubia.blogspot.com/2013/02/z-roznych-beczek.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>
owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-68328821911574471222013-01-28T21:41:00.000+01:002013-01-28T21:42:09.801+01:00Partnerstwo dla pokoju.<div style="text-align: justify;">
Dawno temu postanowiłem, że nie będę pisał o polityce. Oczywiście postanowienie to złamałem kilka razy, bo gdybym nie złamał, to nie byłbym sobą. Konsekwencja - zero, to w końcu mój znak rozpoznawczy. Dziś nie jestem pewien, czy temat jest bardziej polityczny, czy bardziej społeczny, czy raczej światopoglądowy, czy tak po prostu mam ochotę o tym napisać - jeśli jednak rzygasz każdym tematem, który przechodzi przez adres Wiejska 4/6/8 w Warszawie, to możesz sobie odpuścić resztę tekstu - po co masz się stresować.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś będzie o partnerstwie. Temat przeruchany przez media wszelkiego odcienia jak to tylko możliwe, niemniej jednak dający na tyle do myślenia, że aż się chce przelać to na klawiaturę. Paradoks. Czemu? No jak to czemu? Zastanów się przez chwilę - ile przemyśleń i refleksji może normalny człowiek poświęcić tak prozaicznej sprawie, jak dwójka dorosłych ludzi, którzy poprosili się o chodzenie. Jest kochane, jest całowane, jest pewnie robione coś więcej pod kołdrą, albo i na pralce i w zasadzie temat zakończony. Zdrowia i pomyślności życzę. Proste? Nie do końca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otóż - są na świecie takie rzeczy, które się wielu z Nas nie śniły. Że np. Michael Jackson chciał kiedyś <a href="http://www.omg-facts.com/Celebs/Michael-Jackson-Tried-To-Buy-Marvel-Comi/55642?utm_source=Facebook&utm_medium=Social&utm_campaign=Facebook-231435026494&utm_content=FBPagePost">zagrać Spider-Mana</a>, <a href="http://sphotos-e.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/379256_10151448683506495_1432920600_n.jpg">lamy potrafią surfować</a>, 5318008 wpisane na kalkulatorze, to po angielsku "cycki" (ale tylko jak odwrócisz kalkulator do góry nogami - takie jaja!), a niektórzy ludzie nie chcą się hajtać, bo nie. Nie przeszkadzają im kocie łapy, żyje im się dobrze w konkubinatach i za nic w świecie nie chcieliby tego psuć. I nie chodzi tu o niechęć do kościelnej sztampy. Są po prostu wśród nas takie pary, którym szczęście (mam nadzieję) i spełnienie (tym bardziej) daje bycie ze sobą - bez papierków, zaświadczeń czy aktów. Każdy z nas kogoś takiego zna, a jeśli nie zna, to znaczy że ma niewielu znajomych i coś z nim jest nie tak. Wiem, wiem - to wszystko wciąż wydaje się proste. Są ze sobą? Są. Dobrze im? Dobrze. Więc gdzie na tej kociej łapie jest pogrzebany jakikolwiek pies? Otóż (po raz drugi) - życie niestety nie składa się z samych zajebistości. Oczywiście najlepiej by było, żeby tych zajebistości było jak najwięcej i zapewne każdy z Nas do tego dąży, bardziej lub mniej świadomie. Niestety w życiu, z dowolną i najczęściej nieprzewidzianą częstotliwością, pojawiają się problemy. Pal licho, jeśli dotyczą zepsutej spłuczki w kiblu lub trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia z korporacji. Da się naprawić. Gorzej, jeśli te problemy wiążą się ze wspólnym gospodarstwem domowym, hospitalizacją czy co najgorsze - z zejściem do piwnicy, zdaniem kluczy czy jakie tam stosujecie eufemizmy związane ze śmiercią. Do tej pory państwo w obrączkach i państwo na kociej łapie żyli sobie tak samo. Raz lepiej, raz słabiej, ale do przodu. Niestety jedna para w takim momencie zastaje przed sobą zajebiście strome schody. Małżonkowie dzielą prawo własności do przeróżnych rucho- i nieruchomości (wyłączając przypadki intercyzy i rozłączności majątkowej), mają prawo do informacji o stanie zdrowia, a także spadku. Jeśli jednak nie posiadasz stosownego papierka, w jednym momencie możesz z partnera/kochanka/drugiej połowy stać się nikim. Dosłownie.W świetle prawa jesteś dla najbliższej Ci osoby obcy. Nieważne ile lat życia dzieliliście, czy macie dzieci lub zwierzątka domowe, czy w pocie czoła wiliście sobie wspólne (ale siłą rzeczy zapisane na jedno z Was) gniazdko, jak wiele, jak mocno i jak poważnie Was łączyło - jeśli coś się popsuje, to państwo prawa mówi Wam, drodzy obywatele: "sayonara", trzeba się było hajtać, durne fajfusy. I w sumie byłoby w tym sporo racji, gdyby nie to, że:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nic temu państwu, reprezentowanemu przez urzędasów i ich przełożonych, do tego jak każdy z Nas chce sobie ułożyć życie. Jedni czują spełnienie w małżeństwie z czwórką rozkosznych berbeci, inni w samotności w objęciach rybek akwariowych, a jeszcze inni w zwyczajnym, niezdefiniowanym do końca "byciu ze sobą, tak po prostu". Niby wszyscy spełniają swoje obywatelskie obowiązki (zakładając, że płacą podatki, nie ściemniają w PIT'ach, nie jeżdżą na gapę i sprzątają odchody po swoich pupilach). Problem w tym, że Ci pierwsi cieszą się przy tym pełnią praw, Ci drudzy z wyboru z części tych praw nie korzystają, natomiast Ci trzeci są tych praw pozbawieni. Why? <a href="http://weknowmemes.com/wp-content/uploads/2012/01/why-because-fuck-you-thats-why.jpg">Because fuck you, that's why</a>. Państwo polskie, złotymi ustami naszych posłów daje im do zrozumienia, że kładzie na nich laskę. Wycierając sobie gęby frazesami o solidarności, pomocy wykluczonym i wyrównywaniu szans, wybrańcy narodu wypierdalają do śmietnika projekt ustawy, która ma w zasadzie jeden cel: ułatwić życie pewnej części obywateli. Nikomu nie zabierając przywilejów, nie wchodząc z butami w niczyje prawa, nikogo nie ograniczając, nikomu nie robiąc krzywdy. Dając za to niektórym ludziom możliwość poukładania sobie formalności bez zawierania związku małżeńskiego, którego z różnych powodów zawierać nie chcą, czy nie mogą (i nic Nam do tego, drodzy Państwo). Jedno z wyjątkowo rzadkich w naszej szerokości geograficznej rozwiązań "pro", a nie "anty".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety w Polsce miłość bliźniego jest kaleka. Kochamy najczęściej za coś, pomagamy bo tak wypada, ułatwiamy jak ktoś nas zmusi. Dobroć? Życzliwość? Bezinteresowność? Owszem, ale tylko dlatego, że przeraża nas smród pośmiertnej siarki w jakimś zatęchłym kociołku w piekle. Empatia to tylko obco brzmiący wyraz ze słownika Kopalińskiego, my mamy, nam jest dobrze, należy się i basta. Reszta niech zamknie japy, albo spierdala do zachodnio-relatywistyczno-przegniłej cywilizacji śmierci. Wystarczy już, że chłopi nie odrabiają pańszczyzny, dzieci nie pracują w fabrykach, niewolnictwo jest zakazane, a kobiety mogą głosować. Partnerstwa im się jeszcze zachciewa i to z prawami jakimiś. Wywrotowców banda!<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http://korwytolubia.blogspot.com/2013/01/partnerstwo-dla-pokoju.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>
owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-21223833222247830882013-01-22T21:43:00.003+01:002013-01-24T19:38:06.600+01:00Tell Me Stories czyli zabawa w teledysk.<div style="text-align: justify;">
Reaktywacja. Ładne słowo, nawet jeśli użyte w tym kontekście nieco na wyrost. Jedna notka po roku reaktywacji wprawdzie nie oznacza, ale może i uda się tego trupa ożywić na dłużej. W końcu zombie-blog, to też blog - nie do końca żywy, ale też nie kopnięty w kalendarz na amen. Nadzieja jest!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tak czy inaczej - do rzeczy. A rzecz w tym, że znalazł się w końcu powód, żeby wklepać tu nową notkę. Okazji było wprawdzie wiele, ale sama okazja powodu nie czyni (nie wiem czy istnieje w przyrodzie taka zasada - jeśli nie, to niniejszym ją ustanawiam i taguję swoim imieniem). Powodem zaś jest premiera klipu do numeru "Tell Me Stories" autorstwa niejakiego Maćka Wunscha, mojego ziombla z czasów, kiedy miałem dużo mniej kilogramów i tyle samo więcej włosów - czyli z czasów zajebiście dawnych. Kontakt mieliśmy wprawdzie przez te lata sporadyczny, ale jakiś czas temu Maciek przeprowadził się w moje okolice, co oczywiście zaowocowało wznowieniem znajomości (okazjonalna szklanka whisky w towarzystwie dymu bynajmniej temu wznowieniu nie zaszkodziła). I jak to często w takich przypadkach bywa, od słowa tu do słowa tam doszliśmy do wniosku, że skoro Maciek klei i wydaje muzykę, to może warto ubrać ją w jakieś wizualki. Jego nowe wydawnictwo, zatytułowane (a jakże!) "Tell Me Stories EP" wyszło właśnie wtedy nakładem wytwórni Nitodrum, dzięki czemu ominął nas dylemat wybierania kawałka, którego w te wizualki przyodziejemy. Problemem była jedynie treść klipu i tu pojawiłem się ja w całej swojej skromnej osobie i wpadłem byłem na taki oto pomysł: </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Nakręćmy typa, który wraca do domu z pracy, ciśnie drinka, dusi kiepa, a potem zamyka się sam w ciemnym pokoju z zamiarem oddania się pewnej "guilty pleasure" - grze komputerowej, w której kontroluje postaci w różnych scenkach. Coś jak Simsy, wiesz o co chodzi, ale zamiast budowania kuchni i meblowania salonu, wrzućmy tam trochę przemocy, seksu, imprezy i narkotyków. Aha - i niech mają na sobie maski, bo w końcu abstrakcji w klipie nigdy dość. Podzielimy to na trzy części, każda będzie osobną "historyjką" (bo w końcu "stories", co nie?). No i nie róbmy tego w takim rzucie jak Simsy, tylko tak bardziej hmmm... wiesz co, ja Ci to wyreżyseruję jak chcesz, bo ja już to widzę w głowie. Co ty na to?"</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Maciek na to, że spoko i że zajebiście i że ma nawet kogoś, kto to nakręci (Justyna - rispekt!) i kogoś, kto to zmontuje (Kuba - rispekt!). Ja mu na to, że skoro on ma ludzi po tej stronie kamery, to ja mu załatwię ludzi po tej drugiej (Lokalna, Czarny, Hauka - rispekt, rispekt, rispekt!). Jak postanowili, tak zrobili i oto po dwóch miesiącach możemy z dumą zaprezentować nasz pierwszy wypiek. Jako amatorzy w temacie nie ustrzegliśmy się oczywiście błędów, niedoróbek i innych wtopek, niemniej jednak mam nadzieję, że oglądając klip będziecie się bawić równie dobrze jak my kręcąc go. Albo trochę słabiej, bo jednak my bawiliśmy się wyśmienicie i siłą rzeczy ciężko Wam będzie bawić się tak samo. Tak czy inaczej - zapraszam do oglądania, a nawet zachęcam do komentowania. Tell Me Stories Official Video.</div>
<br />
<object height="236" width="420"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/gy0lFgN0QZI?version=3&hl=pl_PL"></param>
<param name="allowFullScreen" value="true"></param>
<param name="allowscriptaccess" value="always"></param>
<embed src="http://www.youtube.com/v/gy0lFgN0QZI?version=3&hl=pl_PL" type="application/x-shockwave-flash" width="420" height="236" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true"></embed></object><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
P.S. Jeśli chcecie być na bieżąco z Maćkiem i jego kolejnymi muzycznymi historiami, to zapraszam na jego oficjalne profile na serwisach <a href="https://soundcloud.com/maciejwunsch">Soundcloud</a> i <a href="http://www.facebook.com/MaciejWunschOfficial">Facebook</a>. Niewykluczone, a nawet całkiem prawdopodobne, że już niedługo wpadniemy na kolejny teledyskowy pomysł i znowu będzie powód, żeby coś o tym napisać. Stay tuned!
</div>
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http://korwytolubia.blogspot.com/2013/01/tell-me-stories-czyli-zabawa-w-teledysk.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-66470029003889691422012-01-11T03:53:00.008+01:002012-01-11T04:02:30.531+01:00na nowo i noworocznie<div style="text-align: justify;">20 Kwietnia 2011r. 266 dni pierdolonej posuchy na moim własnym metrze kwadratowym internetu, który obiecałem doglądać, obsiewać słowem i podlewać żartem regularnie. A teraz co? Chwastem zarosło, marchewki pogniły, chryzantemy do wyrzucenia i jeszcze co chwila słyszę: "Może byś coś zrobił w końcu z tym śmietnikiem? Posprzątał? Zasiał coś nowego? Tak fajnie było i zjebałeś, weź to ogarnij w końcu, bo przykro patrzeć". Kiedyś pomyślałbym, że to fajnie tak dać się wyczekać fanom moich pierdół - po celebrycku i w ogóle. Teraz raczej ze wstydem siadam do klawiatury, licząc na to, że może ktoś się stęsknił i widząc nową notkę odkurzy sobie ten adres w Ulubionych i choć raz uśmiechnie japę podczas lektury. Cytując mojego faworyta wśród serialowych skurwieli z przerośniętym ego - <a href="http://www.youtube.com/watch?v=cwphSQH9Ryg">I'm back, baby!</a></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Nieco ponad rok temu, przy okazji przełomu rocznego, przygotowałem Wam i sobie <a href="http://korwytolubia.blogspot.com/2010/12/na-pozegnanie-i-powitanie.html">paczkę życzeń na nowy, 2011 rok</a>. Dokładnie rok później miał nadejść czas korekt i podsumowań. Tyle, jeśli chodzi o dotrzymywanie terminów. Niemniej jednak sam pomysł nawiązania do tamtej notki i rozpoczęcia tym samym ponownej zabawy w pisanie nie jest taki najgorszy. Wybaczcie więc spóźnienie i przytulcie do ucha kilka słów na nadchodzące 366 dni, które może znowu okażą się lepsze niż poprzednie.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Patrząc na poprzednie lata, a także na te przed nimi i te jeszcze wcześniejsze, mogę Wam śmiało powiedzieć, że 2012 przyniesie kilka rzeczy, pewnych jak etat Ibisza w Polsacie. Obiecuję zatem, że ani polska polityka nie stanie się poważna, ani polskie kabarety śmieszne, ani polscy kierowcy rozsądni i trzeźwi. Równie pewni możecie być tego, że w ciągu tych dwunastu miesięcy zdrożeje coś bardzo Wam niezbędnego, a stanieje jakiś bezużyteczny chłam. Telewizja wciąż będzie promować sezonowe miernoty, radio nie przestanie układać playlist w oparciu o gust bywalców Pinokia, a w kinach co jakiś czas będzie wybijać szambo w wersji 3D. To nie jest kurwa Hogwart i nie liczcie tu na żadne czary-mary.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Nie zrozumcie mnie źle, ja nigdzie nie zapodziałem moich różowych okularów - chcę Wam tylko uświadomić, że pewne rzeczy są stałe, niezmienne, constans i nie ma co na nie narzekać. Będą i już - narzekanie jest dla dobre dla recenzentów polskich komedii i autorów Demotywatorów. Cała reszta powinna powyższy akapit skwitować leniwym "pfff". Przynajmniej z kilku powodów:</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W 2012 czeka <a href="http://fdb.pl/katalog/rok/2012?catalog[year_from]=2012&catalog[year_to]=2012&page=1">kilka niezłych filmów</a> ("ostatni" Batman, czy "pierwszy" Hobbit, żeby wymienić tylko dwa najbardziej mnie kręcące), czy kontynuacji seriali, które z radością kradniemy z internetów, żeby móc rozpoczynać rozmowy ze znajomymi od "Widziałeś? Nie? To nic Ci nie powiem, bo będzie spojler!". Od czasu do czasu dygniemy z pewnością na jakiś koncert, pojedziemy na kolejne edycje ulubionych festiwali, albo sprawdzimy pierwsze edycje nowych. Do tego nasi ulubieni muzycy znów zaskoczą nas porcją świetnej muzyki w swoim wykonaniu... albo wręcz przeciwnie - wyładują nam w uszy wyjątkowy szajs, dzięki czemu zaczniemy szukać czegoś nowego, świeżego i odkryjemy nowych ulubionych wykonawców. Natura nie znosi próżni. W międzyczasie, jak zwykle znienacka, trafimy na jakąś szatańską imprezę, po której będziemy dochodzić do siebie tydzień. Minimum. Tak było w 2011 i tak samo będzie w 2012, że o 2013 nie wspomnę, bo to prawo serii. Wyjątków nie przewiduję, tym bardziej, że mam dla Was doskonałą wiadomość! Mimo armii nawiedzonych oszołomów i ich stukniętych teorii, świat się nie skończy 21 Grudnia z powodu ostatniej kartki w Wielkim Złym Kalendarzu. Czemu? A niby czemu miałby się kończyć? Mój kalendarz, jak to kalendarze mają w zwyczaju, też się niedawno skończył, a życie jak się toczyło, tak się toczy. Nie wiem, może autorom zabrakło chęci, żeby go pociągnąć dalej, może doszli do wniosku, że dwanaście kartek wystarczy i pod koniec grudnia trzeba sobie sprawić kolejny egzemplarz. Tak czy inaczej - kalendarze jako zwiastuny Armageddonu są przereklamowane, nieważne czy robili je Majowie przed naszą erą, czy Prószyński i S-ka przed paroma dniami. Koniec, kropka. Możecie planować Sylwestra 2012/13. Nie ma za co.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Tyle w temacie mojej pewności. Pozostały już tylko życzenia, bo to w takich notkach standard, a wbrew pozorom lubię się standardów czasem potrzymać. Na początku przypomniałem notkę sprzed roku i czytając ją po raz kolejny, doszedłem do wniosku, że nic z tego co napisałem, nie straciło na aktualności. Wybaczcie zatem auto-kserowanie, ale jeśli coś Wam się z tego wciąż nie spełniło, to niech się spełni w końcu teraz. Jeśli zaś się udało... to fuck it! Niech się uda jeszcze raz! Dobrych rzeczy nigdy za wiele. Dlatego zapamiętajcie, że nowym, 2012 roku znowu "<i>będziemy chudnąć, częściej chodzić na ambitne filmy, słuchać więcej muzyki, poprawiać biceps, więcej zarabiać, mniej palić, więcej się ruszać, mniej pić. Będziemy ładniejsi, żywsi, mądrzejsi i po prostu lepsi. Znajdziemy czas dla rodziny, dla przyjaciół, zakochamy się, będą oświadczyny, śluby, dzieci, nowe mieszkania, nowe samochody, nowe kariery, awansy, zdane egzaminy, obronione prace, szóstki w szkole i pochwały od szefa. Jedzenie będzie zdrowsze, mieszkanie czystsze, język bardziej kwiecisty, ubrania bardziej modne, a buty lepiej wypucowane. Ogólnie rzecz biorąc <strike>2011</strike> 2012 to będzie TEN rok, najlepszy do tej pory, ze wszystkim, czego poprzednie lata nie miały, wypchany po brzegi postępem i samodoskonaleniem. <strike>365</strike> 366 dni naszego własnego El Dorado.</i><br />
<div style="text-align: justify;"><i><br />
</i><br />
<i>Niech Wam się zatem pospełnia! Wszystko i wszystkim! Załóżcie okulary w kolorze bladokoperkowego różu i róbcie sobie dobrze. Idźcie do przodu, nie patrzcie do tyłu, rozwijajcie się, korzystajcie z życia, podejmujcie decyzje, osiągajcie cele, spełniajcie marzenia, doceniajcie i bądźcie doceniani, uśmiechajcie się, kochajcie, wybaczajcie, pomagajcie i tak zwyczajnie, tak po prostu - bądźcie lepsi</i>."</div><div style="text-align: justify;"></div><div style="text-align: right;">Witając Was ponownie,</div><div style="text-align: right;">życzy Autor.</div><br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2012%2F01%2Fna-nowo-i-noworocznie.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-67301845432979387612011-04-20T11:01:00.001+02:002011-04-20T11:02:20.745+02:00Szarża<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLERofYGzDtTcwV_l5ITbTjg89a8shJjr-4EFFQFvtJq2QJ96IusT1T0bV4Al29UBTewlFTXaSBtxaKYc9NVKNxCt3pFuC6VuWZb234x0PTon8LbnFEjzjH6HD0nwHzdNXZvZv3b3wBsU/s1600/27172_106045052763089_103371516363776_91787_15954_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="267" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLERofYGzDtTcwV_l5ITbTjg89a8shJjr-4EFFQFvtJq2QJ96IusT1T0bV4Al29UBTewlFTXaSBtxaKYc9NVKNxCt3pFuC6VuWZb234x0PTon8LbnFEjzjH6HD0nwHzdNXZvZv3b3wBsU/s400/27172_106045052763089_103371516363776_91787_15954_n.jpg" width="400" /></a></div><div style="text-align: justify;">Za oknami wiosna, a na blogu zima, zaspy, bałwany i przeręble.Czas więc na kalendarzowy update i świeżutki wiosenny temat - a cóż bardziej pasuje do dłuższych dni, ciepłych promieni słonecznych, delikatnego wietrzyku, kwitnących krokusów i świergolących skowronków, niż czterdziestu rosłych chłopa odzianych w naramienniki i kaski i zastanawiających się jak urwać głowę innym odzianym w kaski facetom?</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Dobrze myślicie - dzisiejszym tematem będzie Futbol Amerykański znany także jako Gridiron. Gra zespołowa, której Europa generalnie nie rozumie, a która w Stanach jest najpopularniejszym sportem, zaraz po wpierdalaniu potrójnie powiększonych zestawów z McDonald'sa. Dla przeciętnego widza i do tego laika w temacie, mecz futbolu wygląda jak ustawka kibiców z towarzyszeniem przedziwnego przedmiotu w kształcie jajka, nazywanego nie wiedzieć czemu piłką. Kiedy jedna ekipa jest w posiadaniu tego jajka i chce je przenieść do przodu, druga robi wszystko, żeby do tego nie dopuścić. A że wachlarz "przeszkadzajek" jest dość bogaty, widz może być świadkiem wielu widowiskowych uderzeń, rzutów o murawę, ciosów barkiem, przetrąceń w powietrzu czy wreszcie przygnieceń do gleby. Tak mniej więcej wygląda pojedynek futbolowy dla postronnego obserwatora... i w zasadzie oddaje całkiem nieźle, choć w wielkim uproszczeniu główną zasadę gry - "Jeśli ja mam piłkę, to chce z nią dobiec o tam, widzisz? Ale ty zrobisz wszystko, żebym tam nie dobiegł, rozumiem. Tylko pamiętaj, że jak ty będziesz miał piłkę, to wtedy ja ci zrobię takie kuku, że już nie wstaniesz. Capisce?". Wnikliwy obserwator zauważy już jednak, że panujący na boisku chaos i przepychanki to tylko pozory, a rozgrywka nie polega na (nomen omen) wolnej "amerykance", ale kierują nią bardzo jasne, choć relatywnie skomplikowane zasady (w porównaniu np. do futbolu wyprodukowanego w Anglii). </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pierwszą informacją, która może przydać się nowym widzom jest podział drużyny na dwie formacje - defensywną i ofensywną. Mówiąc slangiem gier komputerowych - futbol amerykański to w zasadzie strategia turowa: najpierw "offense" jednej drużyny podejmuje wysiłki w celu zapunktowania, którym ma zapobiec "defense" drugiej drużyny, a potem sytuacja się odwraca. Taka "tura" trwa maksymalnie 4 próby, podczas których zawodnik ataku, ma za zadanie zdobyć przynajmniej 10 jardów boiska. W przypadku niezdobycia takiego pola inicjatywa przechodzi na stronę przeciwnika, na boisku zmieniają się formacje i rozpoczyna się kolejna tura - tym razem w druga stronę. Czym jest "zdobywanie jardów"? Jest to po prostu akcja, w której zawodnik ataku przenosi piłkę na określoną odległość od linii wznowienia, czyli rozpoczęcia zagrywki (może to zrobić sam przebijając się przez ścianę z obrońców drużyny przeciwnej, lub złapać podanie odpalone z reguły od swojego rozgrywającego, czyli quarterbacka). Zdobycie 10 lub więcej jardów skutkuje przesunięciem linii wznowienia i zbliżenia drużyny atakującej do pola punktowego (end-zone). Przytarganie tam piłki przez zawodnika ofensywnego, czyli słynne "przyłożenie" skutkuje 6 punkcikami na konto jego drużyny plus szansą na zdobycie dodatkowego punkcika za pomocą kopnięcia w bramkę w kształcie wyszczerbionego widelca, lub jeszcze jednego przyłożenia (to już za dwa punkciki). W tym miejscu muszę dodać, że są to absolutnie podstawowe informacje dla ewentualnego nowego kibica futbolowego, do tego napisane językiem, za który każdy gridironowy purysta powiesił by mnie za jaja na najbliższej bramce. Doszedłem jednak do wniosku, że jeśli chcesz zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, to pokazana tu okrojona forma łopatologiczna będzie najlepsza na początek. Zgadza się - początek, bo żeby w pełni cieszyć się oglądaniem futbolowego widowiska, warto zapoznać się z całym zestawem zasad, dostępnych chociażby tu: <a href="http://husaria.eu/?page_id=212">na oficjalnej stronie Zachodniopomorskiej Husarii</a>.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">W tym momencie doszedłem do meritum, które tradycyjnie już na tym blogu orbituje w okolicach zakończenia. Po co ten cały wywód o zasadach? Otóż jest ku temu całkiem fajny powód. W Szczecinie wznowiła działalność wspomniana wyżej Zachodniopomorska Husaria - drużyna futbolu amerykańskiego, która już 14 maja rozpoczyna rozgrywki o <a href="http://www.pzfa.pl/?go=plfa&liga=2">mistrzostwo PLFA II</a>. Ekipa ma już na koncie dwa wygrane sparingi (wyjazdowy z Eberswalder Warriors oraz miejscowy z Bydgoszcz Archers), a w planach oczywiście wygranie ligi i awans do ekstraklasy. Jako znany przeciwnik "szczecinizmu" (dla przypomnienia - objawiającego się w patologicznym powtarzaniu, że "u nas się nic nie dzieje"), polecam Wam wizytę na boiskach, na których rozgrywane będą mecze. Skoro jeśli Warszawie mecze pierwszoligowej drużyny przyciągają już na trybuny po 2tys. kibiców, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i u nas Husaria dorobiła się grupy sympatyków. Futbol przestaje powoli już być domeną stricte jankeską, a jak lepiej przekonać się o "fajności" tego sportu, niż kibicując na żywo szczecińskiemu teamowi.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Więcej informacji na temat drużyny i rogrywek sezonowych na stronie <a href="http://www.husaria.eu/">www.husaria.eu</a> oraz <a href="http://www.facebook.com/pages/Zachodniopomorska-Husaria/103371516363776">Facebook'owym profilu zespołu</a>.<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F04%2Fszarza.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-28254550313814965562011-03-26T18:25:00.001+01:002011-03-26T18:25:56.219+01:00300<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggKSYEhfBilQhtdKIydrXwTqsgP2Tawg69v5cH6-R7j2ApmtX1ajrWA44OWCpapmzO5qR9YTRQvzBqNP3QBjHFAcF8Ods4jNldkAT_okKQqyhNuvah93ARKwppwORsmc118GgzQZVjbX0/s1600/d84bbd71-144e-47cc-b5fc-6cb04e525571.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="155" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggKSYEhfBilQhtdKIydrXwTqsgP2Tawg69v5cH6-R7j2ApmtX1ajrWA44OWCpapmzO5qR9YTRQvzBqNP3QBjHFAcF8Ods4jNldkAT_okKQqyhNuvah93ARKwppwORsmc118GgzQZVjbX0/s400/d84bbd71-144e-47cc-b5fc-6cb04e525571.jpg" width="400" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;">Nie mam weny dzisiaj zupełnie. Głowę zostawiłem prawdopodobnie wczoraj na barze, tok myślowy urwał się chyba koło 4 nad ranem, a palce zamiast pisać wolałyby pewnie robić coś dużo bardziej interesującego (nie wiem, może pograć na piszczałce, albo postukać w blat stołu). W normalną sobotę pewnie pierdolnąłbym to w kąt i zabrał za wycieranie mordą poduszki, niemniej jednak dzisiejsza sobota nie jest taka znowu normalna. Nie dość, że imieniny obchodzi Eutychiusz, Ludger i Tworzymir, a tłumy na całym świecie świętują rocznicę koronowania Ptolomeusza V na faraona (oprócz Salt Lake City - tam wiwatują z powodu okrągłej 181 rocznicy wydania Księgi Mormona) to jeszcze w tym skromnym zakątku internetów mam zaszczyt pochwalić się urodzinową notką numer 300, pisaną z okazji 3 urodzin bloga (ale heca, że się zgrało!).</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ależ ten czas zapierdala... Równo 3 lata temu, niewyjustowanym wpisem "<a href="http://korwytolubia.blogspot.com/2008/03/najsampierw.html">najsampierw</a>", oficjalnie rozpocząłem zabawę w niepoważnego blogera. Z założenia miał to być mój publiczno-prywatny pamiętnik, miejsce przelewania na klawiaturę podniet, wkurwów, reakcji, wspominek, refleksji i zdań na temat. Założenia mają niestety to do siebie, że często idą do kasacji po ciężkim zderzeniu z rzeczywistością, ale w tym konkretnym przypadku spełniły się w stu procentach. Od trzech lat z większą lub mniejszą regularnością publikuję sobie przeróżne pierdoły, które Wy potem czytacie i nawet czasem się śmiejecie, bo to z reguły śmieszne są pierdoły, przyznajcie sami. Czasem nawet mówicie mi, że się podoba, a wtedy ja się cieszę, bo to miłe jak robisz coś co lubisz, a komuś innemu to się podoba. Dodatkowo łechce to moje ego i wypełnia próżniaczą potrzebę komplementów, więc kółko się zamyka i się kręci. I to jest fajne i niech to trwa i na cały świat lasso!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">P.S. Dziś urodziny obchodzi również Zenon Laskowik.Taki fakt.<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F03%2F300.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-9911919254397749012011-03-17T17:04:00.002+01:002011-03-17T17:41:34.758+01:00Idiota Polski<div style="text-align: justify;">Idiota Polski (IP) - gatunek Polaka, występujący głównie na terenach Europy środkowo-wschodniej, choć duże skupiska migrujących przedstawicieli tej odmiany można zaobserwować również w ekosystemach na całym świecie (głównie Irlandia, Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone Ameryki Północnej). Charakterystyka zewnętrzna IP jest w zasadzie niemożliwa do podsumowania z racji faktu, iż poszczególne osobniki mogą diametralnie różnić się aparycją (co nie przeszkadza w zaliczeniu ich do tej samej grupy). Wśród wielu badaczy pokutują jednakowoż przeróżne stereotypy, które przedstawicielom IP przypisują typowe, zależne od wieku oraz płci cechy szczególne. Uogólnieniem byłoby jednak stwierdzenie, że każdy IP to posiadacz sumiastego wąsa, fryzury na "irokeza", trwałej ondulacji, tipsów, butów "Puma Ferrari", lub sandałów nakładanych na skarpety typu "frotte". Dlatego właśnie niniejsza charakterystyka nie będzie odnosiła się do cech fizycznych, a skupi się na wspólnych dla gatunku cechach umysłowych.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Jak zatem rozpoznać IP? Pierwszą, a zarazem podstawową cechą każdego osobnika jest bezkrytyczne przekonanie o znajomości każdego tematu, na jaki IP się wypowiada. Typowy Idiota Polski zna się doskonale na skokach i biegach narciarskich, wyścigach Formuły 1, piłce ręcznej, nożnej i siatkowej. Zna pojęcia "buli", wie która belka daje najlepszy dystans, wprawnym okiem ocenia jakość telemarku, jest obyty z technikami wyprzedzania na zakrętach, ma w głowie techniczny plan dyfuzorów, w ciągu kilkunastu sekund potrafi wyjaśnić jasno i klarownie skomplikowane zasady taktyczne w wymienionych wyżej sportach zespołowych, a także w mgnieniu oka wyjaśnić powody oczywistych jego zdaniem pomyłek sędziowskich. W dyskusjach powołuje się na niemożliwe do sprawdzenia źródła, lub swój własny autorytet, który z racji wspomnianego "bezkrytycznego przekonania o znajomości tematu" ma charakter niepodważalny i ostateczny. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Sport to oczywiście nie jedyna dziedzina zainteresowań Idioty Polskiego. IP z równą pewnością porusza się w tematach polityczno-gospodarczych. W przeciwieństwie do innych uczestników debat, Idiota Polski nie prezentuje poglądów, a jedynie suche, niepodlegające dyskusji fakty. Jest specjalistą w dziedzinie historii i ekonomii, polityki wewnętrznej i międzynarodowej, zagadnień społecznych, edukacyjnych i prawnych. Z zasady nie zgadza się z przyjętymi ogólnie założeniami w omawianej sferze, prezentując własne wersje i teorie. Jego ekspertyzy dotyczą tak odległych tematów jak stosunki państwo-kościół, polityka narkotykowa, awionika i katastrofy lotnicze, działalność służb specjalnych w kraju i za granicą, podziemie aborcyjne, teoria i praktyka przemian politycznych, teorie spiskowe oraz równouprawnienie ze względu na płeć czy orientację seksualną - żeby wymienić tylko kilka przykładów. Idiota Polski chętnie udziela się we wszystkich tematach, w których czuje się pewnie, stąd jego obecność we wszystkich tematach w ogóle. Lubi argumenty ad personam, co wynika z ugruntowanego poczucia własnej wyższości i posiadania wiedzy niedostępnej jego adwersarzom. IP wychodzi ze słusznego w swoim mniemaniu założenia, że ludzie prezentujący odmienne poglądy to poddane praniu mózgu, bezrozumne kukiełki i tym samym merytoryczna dyskusja jest z zasady niemożliwa. Ów tok myślenia sprawia, że Idiota Polski najlepiej czuje się w towarzystwie ludzi o identycznej percepcji.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Skąd wziął się Idiota Polski? Jakie są jego korzenie? Za początek rozwoju tego specyficznego gatunku uznać możemy transformację ustrojową z roku 1989 i nową dla wielu zasadę "wolności wypowiedzi". Początki nie były oczywiście spektakularne - IP nie miał w pierwszych latach ewolucji wystarczających środków przekazu. Jego wystąpienia ograniczały się do ławek w parku, spotkań przy wódce, komunikacji miejskiej czy kolejek w sklepach lub przychodniach. Dopiero rozwój mediów i Internetu oraz idąca wraz z nim nieograniczona możliwość publicznej wypowiedzi przyspieszyły rozwój gatunku i ukształtowały dzisiejszego Idiotę. Oczywiście nadal można gdzieniegdzie napotkać przedstawicieli poprzedniego stadium - Publicznych Idiotów Polskich, występujących głośno i na temat we wspomnianych wyżej lokalizacjach. Niemniej jednak Internetowy Idiota Polski to jak do tej pory najbardziej zaawansowany ewolucyjnie przedstawiciel gatunku. Anonimowy, aktywny, wszechwiedzący i krytyczny, dodatkowo niereformowalny, zamknięty i występujący powszechnie. Największe polskie fiasko XXI wieku.</div><br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F03%2Fidiota-polski.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&font&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-65788684228326214632011-03-03T18:05:00.004+01:002011-03-03T18:29:22.154+01:00Lubię<div style="text-align: justify;">Lubię jak słońce świeci mi w twarz i razi po oczach i kicham od tego. Lubię lato, bo lubię letnie ciuchy. Lubię marki i metki mówiące, że to markowe oraz sneakersy też lubię. Lubię krótkie spodenki, krótkie rękawki, krótkie skarpetki oraz buty raczej letnie niż nie. Lubię lato, bo lubię patrzeć. Na dekolty, na ramiączka, na spódniczki, sukienki, szorty i pępki. Lubię kobiety z tatuażami, wystające kości biodrowe i te dołeczki nad pośladkami. Lubię kobiety w ogóle. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Lubię wódkę z Red Bullem, gin z tonikiem i whisky z colą. Jointy też lubię. Lubię muzykę. Najbardziej taką, którą aktualnie najbardziej lubię. To się zmienia na osi czasu, ale w konkretnym punkcie lubię zawsze to, czego słucham. Lubię imprezy i koncerty i festiwale i wszystko co brzmi tym co lubię.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Lubię leniuchować. Nic nie robić i myśleć, fantazjować, wyobrażać i zapadać się w tym. Lubię nowe miejsca, ludzi i doznania. Lubię ludzi tak w ogóle. Tych których lubię, bo bez nich się nie liczy i tych których nie lubię, bo zrobili mi źle - tych też lubię, bo dodają koloru, a czarny to też kolor w końcu. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Lubię przeklinać. Lubię obsceniczny żart, dowcipy w tematach tabu i wyśmiewanie świętości. Lubię pisać. Kleić literki w słowa, słowa w zdania, a zdania w akapity. Lubię kiedy czytasz to co lubię pisać i lubisz to też. Lubię komplementy, miłe słówka i komentarze - te wszystkie kropelki wypełniające czarę próżności.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Lubię wierzyć, że będzie dobrze, planować w różowych binoklach i czuć, że się uda. Lubię jak się udaje. Lubię też mieć w dupie jeśli się nie uda. Lubię się nie przejmować.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Lubię nie spać do późna, a potem dla odmiany spać do późna - jedno po drugim. Lubię wydawać pieniądze. Lubię duże i małe przyjemności, jedzenie, filmy, komiksy i książki. Lubię żółte M'n'Msy, "Mikołajka", cheesburgera z McDonald'sa, kawę z mlekiem i cukrem, "Misia", "Futuramę" i seks. Nie na raz, ale lubię.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Lubię jeszcze całą masę rzeczy, szczególnie tych, o których nie pamiętam teraz. Lubię o nich zapominać, bo przyjemnie jest sobie o nich przypomnieć. Lubię to bardzo<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F03%2Flubie.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-72898226469224197652011-02-18T16:13:00.002+01:002011-02-18T16:17:55.370+01:00trzy słowa.<div style="text-align: justify;">Na wstępie - wszystkich pytających o nowe produkcje studia filmowego "Minikadr" informuję, że najbliższe plany obejmują - czarną komedię sci-fi pt. "Uszy z Tyranów / Ears of the Tyrants", a także ambitną mini-kurwa-może-etiudę-a-może-nie pt. "Miejska Komedia", którą uderzymy w Oskary, Złote Globy, Palmy, Niedźwiedzie, Kaczki i Maliny. Wszystko to oczywiście zainspirowane pozytywnym odzewem widzów, zarówno tych, którzy zrozumieli ogrom siedmioznacznego popierdolenia żartów, jak i tych, którym nawiązania nic nie mówiły, ale wyjący pies, Andżela czy reżyser z Budapesztu zrobiły dobrze podczas oglądania. W imieniu ekipy wymyślającej, wydurniającej się, montującej i nagrywającej - dziękuję i obiecuję dalsze projekty w nie mniejszym stopniu nienormalne.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUk807V1RRcp_S4_UboDzGC_Oj87OgHOjwY-OQeEU7318gj3MWkzJINOGdI_zribbCQW0JWnkGepuKfJ1td9dJBCKMGgTl5c0c2o2DSTR2_VD2d9q7tBmRQU4dT5zPXiYt2Pl1W5541oY/s1600/4db77_ORIG-look_at_all_the_fucks_i_give.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><br />
</a></div><div style="text-align: justify;">Na rozwinięciu - nie wiem, czy to kwestia wygasania młodzieńczego zapału (już w tym roku ostatnie urodziny z dwójką na przedzie), czy może postępująca niechęć do udziału w gromadnych inicjatywach (z wyłączeniem "hodobaru" i "pajakiecycki"), ale z niemałym rozbawieniem przyglądam się kolejnym ruchom "pro" i "anty" funkjonującym w sieci (i nierzadko przenoszącym się do "reala"). Obserwuję to oczywiście głównie na Facebooku, bo dziś wszystko rozbija się o ten portal (czasem mam wrażenie, że gdyby Titanic popłynął w dziewiczy rejs w roku 2011, to rozjebałby się nie o górę lodową, a o profil "Stop wielkim statkom pływającym przez Atlantyk!!!111"). Zaczęło się oczywiście gdzie indziej, na zdrowej jeszcze tkance obecnego trupa, czyli NK/Naszej-Klasy. Były protesty gruzińskie, polskie flagi na Euro, protesty przeciwko opłatom za funkcje do tej pory darmowe, był wreszcie zalew fotkami sędziego Webba w kontekście ujebania mu głowy czy połamania kończyn wyciągających kartki z kieszonki. Siermiężne początki przebudzenia Polaka w internecie. Z czasem jednak przyszła przesiadka stamtąd tutaj, czyli z lokalnego portalu na międzynarodowego giganta. Zrobiło się nieco bardziej światowo, wysublimowanie i trendy, ale system pospolitych ruszeń pozostał ten sam. Grupy poparcia, strony protestów, hasła na lu♥bie.to.kurwa w stylu "Precz z tym krzyżem", "Stop dręczeniu Azora", "Solidarność ze Sfinksem", "Kciuki za Kubicę", "Walimytynki" i inne popularne inicjatywy dające złudzenie uczestniczenia w czymś ważnym i/lub modnym. Otóż pozwólcie drodzy uzależnieni od "lubieniatego" czytelnicy powiedzieć sobie jedną rzecz. To, że dodacie sobie do profilu tysięczną stronę naprawdę gówno znaczy. Nie działacie, nie zmieniacie, nie uczestniczycie, nie wpływacie. Płyniecie z prądem jak ta kupa z poprzedniego zdania. Z wysokości fotela może wydaje Wam się, że trzy kliknięcia dziennie robią jakąś różnicę, ale to różnica zachodząca jedynie w Waszym leniwym sumieniu. Moda minie, hasła wywietrzeją (ktoś pamięta jeszcze hałas o Tybet przy okazji olimpiady w Pekinie?), a na ich miejsce pojawią się nowe - końcu natura nie znosi próżni. Wy natomiast będziecie znowu bezrefleksyjnie napierdalać lewym klawiszem myszki, bo przecież trzeba coś robić, a nie tylko siedzieć na dupie i mieć w niej cały świat. Albo przynajmniej pokazać, że się robi i dba i uczestniczy, choćby tylko wirtualnie. Koniec końców przecież dopóki mnie nie to dotyka, to i tak nie moja sprawa (oj, znowu 700km ode mnie ktoś bije pieska, klik, klik).</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: center;"> <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUk807V1RRcp_S4_UboDzGC_Oj87OgHOjwY-OQeEU7318gj3MWkzJINOGdI_zribbCQW0JWnkGepuKfJ1td9dJBCKMGgTl5c0c2o2DSTR2_VD2d9q7tBmRQU4dT5zPXiYt2Pl1W5541oY/s1600/4db77_ORIG-look_at_all_the_fucks_i_give.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="279" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUk807V1RRcp_S4_UboDzGC_Oj87OgHOjwY-OQeEU7318gj3MWkzJINOGdI_zribbCQW0JWnkGepuKfJ1td9dJBCKMGgTl5c0c2o2DSTR2_VD2d9q7tBmRQU4dT5zPXiYt2Pl1W5541oY/s320/4db77_ORIG-look_at_all_the_fucks_i_give.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Na zakończeniu - kiedyś do każdej notki dorzucałem kącik muzyczny i myślę, że warto wrócić do tej świeckiej tradycji (mimo OGROMNEJ popularności moich "Vibes"). Dziś klip do numeru D1 - Flood of Emotions z niezrównaną Jenną G na mikrofonie. Na relaks po dniu pracy, tudzież lekturze owczychnotek. Enjoy.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><object height="266" width="420"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/1jLKY3vTZS0?fs=1&hl=pl_PL&rel=0"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/1jLKY3vTZS0?fs=1&hl=pl_PL&rel=0" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="420" height="266"></embed></object></div><br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F02%2Ftrzy-sowa.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-29436957798312792702011-02-10T13:43:00.001+01:002011-02-10T13:44:17.369+01:00StarSheep Vibes vol. 4 - Love Edition<div style="text-align: justify;">Miało być czternaście numerów na Czternastego Lutego - że niby tak akuratnie liczbowo w sam raz pod datę, a do tego tematyka pasująca, ach i och. Wyszło osiemnaście, co też samo w sobie nie jest złe, bo miłość miłością, ale bez żywej natury to jak w "Zmierzchu" - nic tylko się pociąć i/lub błyszczeć w słońcu, zbierać jagody i trzymać się za ręce czekając na ugryzienie. (Skąd znam fabułę? Nie pytajcie...). Wprawdzie żywa natura jest jak wiadomo dostępna do kontemplacji fizycznej już od piętnastki (a w Watykanie od dwunastki - taki fakt), niemniej jednak to osiemnastka sprawia, że nikt Wam takiej kontemplacji zarzucić już w żaden sposób nie może, więc wszelkie zarzuty o zbytwczesność możecie mieć w nosie, lub - wedle upodobania - w dupie.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Macie zatem dzisiaj czwartą, pełnoletnią część niesławnej składanki "StarSheep Vibes", której motywem przewodnim jest - a jakżeby inaczej - miłość. Sercowa czy fizyczna, platoniczna czy odwzajemniona, do plakatu czy osoby z bliskiego otoczenia, zdrowa czy toksyczna, ulokowana w płci przeciwnej czy tej samej, dojrzała czy szczenięca, otwarta czy skrywana - czai się wszędzie i w każdym. Część z Was prychnie pewnie pod nosem mówiąc, że "to" trzeba celebrować cały rok, a nie tylko w środku lutego, że rzygać się chce od różu wszechobecnego, serduszek które włażą człowiekowi wszędzie jak piasek na plaży i popeliniarskich gadżetów symbolizujących, że to komercyjne, nastawione na zyski "święto", że makdonaldyzacja, amerykanizacja, a Nocy Kupały to nikt nie pamięta i że lepiej Walić Tynki, Drinki i wTyłki. Cóż ja Wam mogę powiedzieć - jedni z Was faktycznie bronią się przed Walentynkami z głębokim przekonaniem o słuszności, niczym Radio Maryja przed Halloween, WOŚP i Harrym Potterem, inni chcąc być na siłę antytrendowi nieświadomie wpadają w kolejny trend bycia "anty" właśnie, a jeszcze inni po prostu wkurwiają się, że ich jedyna miłość (buty, samochód, sukienka lub telefon) nie odwdzięczy się niczym, więc na chuj w ogóle się starać, miłość śmierdzi, a już w Walentynki szczególnie, mimo, że fiołkami. Wam wszystkim również dedykuję poniższą składankę, mimo, że Czternastego raczej będziecie się krzywić niż uśmiechać (chociaż kto Was tam wie). Całej reszcie, która mimo wszystko woli na pozytywnie i nawet nieco cukierkowo niż na kwaśno i mrocznie - dedykuję te osiemnaście numerów przede wszystkim. Lowe.<br />
<br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://www.megaupload.com/?d=SUN6M99P"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZ3LSo7x2URE_RKRa6P6AguIhSUaF2fKlIEdOInwORJY2Iipor7csgcBItctGWnh91rJMfX9YWEHG0wypQJST1DvDjtv4hRTCWeyWKoSUJH1dHUGPzKlDqJ5BvBrTexdJf5Lkx7jDB7ng/s400/VOL.+4.jpg" width="382" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: center;">Tracklista:</div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: center;">01. Cassius - I <3 U So</div><div style="text-align: center;">02. Caspa feat. Mr.Hudson - Love Never Dies (Back For The First Time)</div><div style="text-align: center;">03. Ellie Goulding - Under The Sheets (Jakwob Remix)</div><div style="text-align: center;">04. Magnetic Man - Perfect Stranger (feat. Katy B) (Benga Remix)</div><div style="text-align: center;">05. Example - Watch The Sun Come Up (Joker and Ginz Remix)</div><div style="text-align: center;">06. 2000F & J Kamata - You Don't Know What Love Is</div><div style="text-align: center;">07. Turboweekend - Something Or Nothing (2000F & JKamata Remix)</div><div style="text-align: center;">08. Romuald - A Strange Light In Your Eyes</div><div style="text-align: center;">09. Chromeo - Night by Night (Skream Remix)</div><div style="text-align: center;">10. Bobby Caldwell - What You Won''t Do For Love (DZ Remix)</div><div style="text-align: center;">11. Grovesnor - Taxi From The Airport (Debruit Remix)</div><div style="text-align: center;">12. David's Lyre - In Arms (Pearson Sound Remix)</div><div style="text-align: center;">13. Clare Maguire - The Last Dance (Chase & Status Remix)</div><div style="text-align: center;">14. The Artful Dodger - Twentyfourseven (feat. Nicole)</div><div style="text-align: center;">15. Craig David - Fill Me In</div><div style="text-align: center;">16. Skream - Give You Everything (feat. Freckles)</div><div style="text-align: center;">17. DJ Paleface feat. Kayla - Do You Mind (Controls Remix)</div><div style="text-align: center;">18. Toddla T - Want U Now (f. Ms. Dynamite)<br />
<br />
<div style="text-align: left;"><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F02%2Fstarsheep-vibes-vol-4-love-edition.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div></div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-54497384427327097922011-01-29T22:23:00.001+01:002011-01-29T22:24:02.550+01:00"Minikadr" prezentuje:<div style="text-align: justify;">Dziś na krótko, bo "na krótko" do tematu pasuje jak ulał. 3 dni zabawy w film w amatorskim wykonaniu z profesjonalnym zapałem. Z okazji urodzin tego Pana z tytułu. Wymyślone i złożone przez tych, którzy są w napisach, a zagrane przez innych z tych samych napisów. Pierwsza z zaplanowanych już produkcji nowego studia filmowego "Minikadr" - "Za Co Lubisz Haukę" przed Wami. Enjoy!</div><br />
<br />
<iframe frameborder="0" height="300" src="http://player.vimeo.com/video/19330481" width="400"></iframe><br />
<a href="http://vimeo.com/19330481"><br />
</a><br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F01%2Fminikadr-prezentuje.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-21729890572358949462011-01-24T15:18:00.005+01:002011-01-24T15:23:05.569+01:00samochwała w kącie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihZxkzRocX7gAhfFe-QOlhBF9F4ik9SR4Qp7MmWBLAzN3qiSEuQfaZSXNBsvzr6ZJ8i19ZFFiTr2xxdeRxFLC4tyxYjdqRhkKCiTiyDWx3kdjwX2InVYHBJkafrJXc5Zg6ezxsQrLvgIM/s1600/go-be-fat.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="308" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihZxkzRocX7gAhfFe-QOlhBF9F4ik9SR4Qp7MmWBLAzN3qiSEuQfaZSXNBsvzr6ZJ8i19ZFFiTr2xxdeRxFLC4tyxYjdqRhkKCiTiyDWx3kdjwX2InVYHBJkafrJXc5Zg6ezxsQrLvgIM/s400/go-be-fat.jpg" width="400" /></a></div><div style="text-align: justify;">Ok, już dobrze, zapowiadany dzień nadejszł i to nadejszł wiekopomnie, z hukiem przeskakujących na liczniku cyferek. Dziś się samochwalę wybitnie, gdyż pierwszy raz od przedwojny moje łazienkowe urządzenie wagowe wskazało liczbę poniżej 90kg. Poczułem nawet pod stopami elektroniczne westchnienie z ulgą - waga, dręczona od jakiegoś czasu ciężarami z gatunku trzycyfrowych również oczekiwała tego dnia i nawet się lekko uśmiechnęła, albo chleb ze śniadania miał już jakąś halucynogenną pleśń i mi się popierdoliło. Tak, czy inaczej rok 2011 uważam oficjalnie za otwarty! Oczywiście od razu uściślam - wydarzenie nie ma związku z żadnymi postanowieniami noworocznymi, ciężkim uzależnieniem od heroiny czy przewlekłą chorobą. Po prostu, w momencie kiedy zorientowałem się, że wyglądam jak choinkowa bombka z szyją szerszą niż silos atomowy, doszedłem do wniosku, że kurwa mać, dosyć tego. Ze 106kg w okolicach kwietnia i maja, do 89kg w imieniny Babilasa, Chwaliboga i Mirogniewa - bez diet-cudów, wspomagaczy tego, spalaczy tamtego, reduktorów owego czy suplementów jeszcze innego. Wystarczy, żeby przybić sobie piątkę w lustrze, polubić własny link na FB, czy nawet pogratulować sobie na głos, wręczyć symboliczną nagrodę im. Tomasza Sekielskiego i wygłosić krótką "acceptance speech"... ale to później, teraz umówiony pedicure, regulacja brwi, solarium w kapsule pionowej, mała korekta kurzych łapek, i zaległa <a href="http://kobieta.interia.pl/raport/sprawy-rodzinne/w-najnowszym-numerze/news/chwila-dla-ciebie,1487025">sesja okładkowa</a> . W końcu jak się powiedziało "A", to trzeba powiedzieć też umieć powiedzieć "BEEEE".</div><br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F01%2Fsamochwaa-w-kacie.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-54531452623858031392011-01-12T22:48:00.003+01:002011-01-12T22:56:43.893+01:00prawieżenoworoczny stek<div style="text-align: justify;">Ogarnęło mnie beznatchnienie. Od początku dwatysiącejedenastego trzy razy zabierałem się już do pisania i trzy razy wyklepałem takie bzdury, że szkoda gadać. Raz na poważnie, raz na wesoło, raz bez sensu - wszystko chuj, jak mawiał poeta, w kiblu spuścić i zapsikać odświeżaczem o zapachu morskiej bryzy. To dość dziwne dla mnie uczucie - chcieć, a nie móc. Przyzwyczaiłem się już raczej do niechcenia, do przegapiania możliwości i odpuszczania sobie okazji. Tym razem jednak chcę bardzo, wyjątkowo powiedziałbym. Patrzę na klawiaturę jak na seksowną laskę w klubie, mam ochotę wejść z nią we wszelkie możliwe odmiany obcowania, ale nie domagam. Brakuje mi w głowie małej, niebieskiej tabletki, która postawiłaby mnie do pionu. Zwykle w takich momentach rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu inspiracji. Jakiejś głupoty do wyśmiania, mądrości do docenienia czy hecy do rozpowszechnienia. Tymczasem wokół Owcy jak w polskim filmie - nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Polityka tak zjełczała, że aż cuchnie mi telewizor, TVN24, do niedawna jeden z moich ulubionych kanałów omijam szerokim zamachem pilota. Muzyka? Owszem, wciąż wygrzebuję nowości, ale to postanowiłem zostawić na kolejne edycje "StarSheep Vibes", bo podobno ktoś naprawdę tego słucha! Film? Nadrabiam zaległości i odśnieżam dysk z zaległych pozycji, ale żaden znowu ze mnie krytyk, żeby co chwila pisać o kolejnych dwóch godzinach małego tête-à-tête z losowo wybranym tytułem. Dodatkowo pierwsze dni roku upłynęły mi pod znakiem czytania ulotek dołączonych do opakowań, więc nawet nie było okazji do spotkań ze znajomymi i wyciągnięcia od nich czegokolwiek do przemielenia i opisania. To jest pustka... Pustka proszę, pana... Nic! Absolutnie nic.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Dzisiejszą pisaninę uskuteczniam w zasadzie tylko po to, żeby przypomnieć, że żyję (schudłem nawet!) i ogłosić, że na blogu o familijnej nazwie "Korwytolubia" Nowy Rok się jeszcze nie zaczął - mija dopiero drugi tydzień 2010 i 1/2. Nie zmieni tego ani premiera pierwszej reżyserskiej żenady Pazury, ani nowe show Ibisza w Polsacie, ani zdana matura Adama Małysza. Ale bez obaw - jak już się ten Nowy zacznie, to z hukiem i pierdolnięciem godnym pierwszej lepszej wojny światowej. Wierzę w to mocno - jak wróżbita Maciej w swoje przepowiednie i Marcin Gortat w postęp swojej nowej drużyny.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Tymczasem, żeby nie było tak na nie i tak na ble i fuj, zostawiam Was na 3 minuty z moją nową miłością, Sarą "I'm Fucking Matt Damon" Silverman, która wyjaśni Wam w kilku prostych słowach jak skończyć z głodem na świecie i sprawić, żeby było lepiej. Czyż nie tego Nam wszystkim życzyłem przy okazji ostatniej notki? Happy New Year guys!<br />
<br />
</div><object height="261" width="420"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/3bObItmxAGc?fs=1&hl=pl_PL"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/3bObItmxAGc?fs=1&hl=pl_PL" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="420" height="261"></embed></object><br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2011%2F01%2Fprawiezenoworoczny-stek.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-18419877034467870722010-12-31T12:53:00.002+01:002010-12-31T12:55:36.100+01:00na pożegnanie i powitanie<div style="text-align: center;"> <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWxBbXwLkzrDRox19VQUmYO2AJP5HKqXNkcInWeeiEWRATKoI556PXTNBT84cQoXs3o1YWYdms7p0U4sEv6Y33EuqSR5uE0onc2R751vd3l4ftKFg5J93zUXz5PZqgbSSP1ukRoltc7Ks/s1600/antidepressants-new-years-2011.jpeg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="222" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWxBbXwLkzrDRox19VQUmYO2AJP5HKqXNkcInWeeiEWRATKoI556PXTNBT84cQoXs3o1YWYdms7p0U4sEv6Y33EuqSR5uE0onc2R751vd3l4ftKFg5J93zUXz5PZqgbSSP1ukRoltc7Ks/s400/antidepressants-new-years-2011.jpeg" width="400" /></a> </div><div style="text-align: justify;">Każdy z nas, ale to każdy, każduni i każdziutki robi dzisiaj swego rodzaju podsumowanie tego co za i plany na to co przed. Jeden w głowie, drugi na Facebooku, trzeci w organizerze, a czwarty na blogu. Było dobrze/nieźle/średnio/słabo/źle, ale to nic, bo przecież skoro było, to nie wróci więcej, jak mawia poeta. Ważne jest to co będzie i na to poświęcamy przynajmniej kilka myśli w ten uroczy dzień. Będziemy chudnąć, częściej chodzić na ambitne filmy, słuchać więcej muzyki, poprawiać biceps, więcej zarabiać, mniej palić, więcej się ruszać, mniej pić. Będziemy ładniejsi, żywsi, mądrzejsi i po prostu lepsi. Znajdziemy czas dla rodziny, dla przyjaciół, zakochamy się, będą oświadczyny, śluby, dzieci, nowe mieszkania, nowe samochody, nowe kariery, awansy, zdane egzaminy, obronione prace, szóstki w szkole i pochwały od szefa. Jedzenie będzie zdrowsze, mieszkanie czystsze, język bardziej kwiecisty, ubrania bardziej modne, a buty lepiej wypucowane. Ogólnie rzecz biorąc 2011 to będzie TEN rok, najlepszy do tej pory, ze wszystkim, czego poprzednie lata nie miały, wypchany po brzegi postępem i samodoskonaleniem. 365 dni naszego własnego El Dorado.</div><div style="text-align: justify;"><br />
Niech Wam się zatem pospełnia! Wszystko i wszystkim! Załóżcie okulary w kolorze bladokoperkowego różu i róbcie sobie dobrze. Idźcie do przodu, nie patrzcie do tyłu, rozwijajcie się, korzystajcie z życia, podejmujcie decyzje, osiągajcie cele, spełniajcie marzenia, doceniajcie i bądźcie doceniani, uśmiechajcie się, kochajcie, wybaczajcie, pomagajcie i tak zwyczajnie, tak po prostu - bądźcie lepsi.</div><br />
<div style="text-align: right;">Z oczkiem, buźką, pioną czy klepnięciem w plery, </div><div style="text-align: right;">życzę Wam tego szczerze - Autor</div><div style="text-align: right;"></div><div style="text-align: justify;"><br />
P.S. Co do moich osobistych planów na 2011, to w zasadzie chciałbym tylko dowiedzieć się, z czego jest zrobiony kostium Supermana, że się nigdy nie rwie, czy można zejść do jeszcze głębszej fazy snu, niż sen, we śnie, we śnie, we śnie, dlaczego najbardziej się nie chce wtedy, kiedy najbardziej się chcieć powinno i czy śmigło na pewno zaczepiło się o ten cicik i mama je wytrzepała za okno. Cztery odpowiedzi na cztery pytania. Do uzyskania w 2011. Tego mi życzcie. Miłej zabawy!</div><br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F12%2Fna-pozegnanie-i-powitanie.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-75611664968813505462010-12-23T23:01:00.002+01:002010-12-23T23:12:23.683+01:00dzwonią dzwonki sań<div style="text-align: justify;">To chyba moja pierwsza, stricte świąteczna notka. Nie wiem, czy w poprzednich latach pisałem jakieś okolicznościowe bzdury, niemniej jednak to zdaje się pierwszy wpis jasno zainspirowany kolorowym miksem Świąt i Nowego Roku. Zacznę oczywiście tradycyjnie, od dupy strony, czyli od Nowego Roku. Kiedy piszesz coś w miarę regularnie, okolice 31 Grudnia to prawie obowiązkowy czas na podsumowanie mijającego roku. Możesz być recenzentem muzycznym, komentatorem sportowym, analitykiem politycznym, naczelnym tygodnika kynologicznego czy wreszcie autorem jednego z tryliona blogów - koniec roku, to koniec roku. Nawet Ci "niepiszący" siadają wtedy w kapciach, gapią się w ścianę/kominek/okno i robią bilans minionych dwunastu miesięcy. Co dopiero Ci piszący - skoro mamy okazję na podsumowanie, wspominki i analizy, to korzystamy z niej, bo następna taka przydarzy się dopiero za rok. A wenie trzeba pomagać. Dlatego zacznę dziś od małej prywaty podsumowującej.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">2010 to był rok, który da się zamknąć jedynie w szalenie oryginalnym i nowatorskim porównaniu do kolejki górskiej. Zmiana statusu "matrymonialnego", zmiany pracy, narodziny jednych, śmierci innych, nowe znajomości, stracone kontakty, nie udana przeprowadzka własna, dokonana przeprowadzka jednego z tych najfajniejszych, pamiętne koncerty, niezapamiętane imprezy, garść wspomnień do pamiętnika i kilka klatek urwanego filmu na wysypisko. Trzysta sześćdziesiąt-prawie-pięć dni z gamą wzlotów i upadków, jakiej nie powstydziłby się ten bardzo znany, najdłuższy serial TVP. Kolejny rok, pełen emocji i zwrotów akcji. Podsumowany, zapamiętany i zamknięty w głowie z wystającym tylko z tyłu wyciągniętym wnioskiem. Następny proszę!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Patrząc teraz z perspektywy trzeciego akapitu, to rozpoczęcie nie było chyba tak bardzo z dupy strony, jak by się mogło wydawać. Niby zaburzyłem chronologię, przyjętą w każdych szanowanych się życzeniach świąteczno-noworocznych, ale z drugiej strony doszedłem do wniosku, że to roczne podsumowanie to dobry wstępniak do mojej corocznej refleksji bożonarodzeniowej, którą chciałbym się z Wami podzielić:</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Ludzie moi drodzy, Ci kochani i Ci mniej również - to TYLKO kilka wolnych dni końcówki roku! To moment na wspomniane już zawieszenie się w kapciach na fotelu, na wspomnienie tego co było, na refleksję nad tym, co może być i na kawał soczystego wypoczynku. Nie srajcie żarem, jakby od wyglądu każdego pieroga miało zależeć życie dzieci w Sudanie. Nie pompujcie się niepotrzebnie sprzeczkami o smugę na oknie w kiblu, krzywo wiszącą bombkę, czy lekko przypalony schab ze śliwką. Nie zabijajcie się o formę, błysk, pozory i oprawę. Te kilka wolnych chwil nie jest po to, żebyście zarzynali się próbując wydać ucztę godną średniowiecznej koronacji. Nie jest też po to, żebyście katowali się fałszowanymi piosenkami, śpiewanymi na siłę wraz z telewizorem z Wodeckim w środku. Do cholery - ten czas nie jest nawet po to, żeby wspominać jakąś historyjkę o dziecku, mamie, królach i gwiazdce. Tradycja, kolędy, potrawy, choinka, strój, wystrój, pasterka - to wszystko są najmniej ważne sprawy, przez które co roku podnosi się średnie krajowe ciśnienie krwi. Ja nie marzę o białym Bożym Narodzeniu. Marzę o takim, gdzie ludzie siadają ze sobą do stołu, z uśmiechem każdy ubrany jak chce. Dzielą się nie opłatkiem, ale dobrymi wiadomościami czy miłymi wspomnieniami. Widzą w sobie pozytywy, zapominają o wadach, przepraszają i przebaczają. Śmieją się z dowcipów, kreślą plany, patrzą w przyszłość i mają nadzieję. Powszednie dni są wystarczająco stresujące i dostarczają takiej ilości ciężkich doświadczeń, że kumulowanie tego wszystkiego w "świątecznej gorączce" zakrawa na głęboko posunięty masochizm. Dlatego przyjmijcie ode mnie jedno życzenie - niech te kilka nadchodzących dni będzie czasem, kiedy to my (a nie nasze zwierzaki) w końcu przemawiamy ludzkim głosem. Reszta jest nieważna. Naprawdę.<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F12%2Fdzwonia-dzwonki-san.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe></div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-76951753960552278292010-12-15T22:38:00.003+01:002011-01-21T20:13:36.024+01:00StarSheep Vibes vol. 3<div style="text-align: justify;">Dostało mi się, oj dostało :) Za brak sensu mi się dostało i za poziom humoru również. Dodatkowo dowiedziałem się, że są wśród Was tacy czytelnicy, którzy czekają na notki filmowe i muzyczne, a najbardziej na dołączone do nich linki. Fakt faktem - kiedyś wrzucałem tego całe mnóstwo, potem przestałem wrzucać w ogóle, potem była przerwa nawet we wrzucaniu słowa pisanego. Skoro jednak wróciłem do czynnej służby i w miarę regularnie aktualizuję "Korwy", to wypada mi czasem wrócić do starych nawyków i połechtać za uszkiem tych z Was, którzy pierdolą to co piszę i wpadają tu tylko na małe "le click". Mam Was na względzie i obiecuję większą aktywność na tym polu (co chyba widać po notce z "dziecięcym horrorem" i dzisiejszej właśnie). Tym zaś, którzy mimo wszystko w moim pierdolniku szukają tekstów i to tekstów sensownych, obiecuję więcej notek ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, tematem przewodnim, tezą i argumentami za lub przeciw. Zdarzało mi się to już nie raz, nie dwa, więc nie jest to obietnica bez pokrycia - przysięgam. Dobrze mi to zresztą zrobi, bo w końcu chcę się jakoś w tym moim internetowym wcieleniu rozwijać, a jak kiedyś wspomniał gość uświadamiający słuchaczom, że Jest Bogiem - "w bezsensie sens jest jedynym awansem". Dziś nie przychodzi mi nic innego, jak tylko zastosować się i awansować niniejszą, "w miarę sensowną" notką. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">StarSheep Vibes, vol 3. Jak w obu poprzednich edycjach nie uświadczycie tu ani mixu, ani płynnych przejść, ani tym bardziej efektownych sztuczek didżejskich. Jeśli niestety tego właśnie szukacie, to sprawdźcie koniecznie wyroby Falcona, Twistera, czy chłopaków z Walk This Way. Jeśli zaś macie ochotę na kolejny flirt z moim muzycznym gustem, to zapraszam do klikania w gwiezdną Owcę poniżej.</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://www.megaupload.com/?d=4OPH6ICH"><img border="0" height="338" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEguwsONK6V_f09eo2Lb9G090IfUc5BIkXSWViA8a5B-9s_ijFNXKrL0VlfHEndNwIM2NnDuB5UwBDBsmg7wjHwCMlys-y1kSYypd4vSXnMeXJvMXawY1BI4U-F8_ZZSEE7STQhJMm4wX2c/s400/starsheep-vibes-vol-3.jpg" width="400" /></a></div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: center;">Tracklista:<br />
01. Plan B - The Recluse (Nero Remix)<br />
02. Diplo - Summer's Gonna Hurt You (Diplo 2010 Remix)<br />
03. Magnetic Man - Crossover (feat. Katy B)<br />
04. Kosheen - Guilty (Plastician Remix)<br />
05. N*E*R*D & Daft Punk - Hypnotize You (Nero Remix)<br />
06. I Blame Coco - Self Machine (Sub Focus Remix)<br />
07. Basement Jaxx - Feelings Gone (Rusko's Stadium Rock Remix)<br />
08. DJ Eprom - Dub Woob<br />
09. Flux Pavillion - Night Goes On<br />
10. Rusko - Raver's Special<br />
11. High Rankin - Cut You Down (Original Mix)<br />
12. N*E*R*D. - Hot-N-Fun (Nero Remix)<br />
13. Detboi feat. Ubber Wallya - Voices in Heaven<br />
14. Nero - Innocence<br />
15. Ajapai - Incoming (Taku Remix)<br />
16. Danny Byrd - Hot Fuzz (feat. Tomahawk)<br />
17. Utah Saints - Something Good (High Contrast 2008 Remix)<br />
18. Roni Size - No More (feat. Beverly Knight & Dynamite MC)<br />
19. DJ Fresh - Lassitude<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">P.S. Zaktualizowałem również link pod woluminem numer 1, gdyż podobno wygasło mu się nieco. Jeśli więc nie zdążyłeś/łaś sprawdzić, a bardzo byś chciał/a, to proszę uprzejmie - <a href="http://korwytolubia.blogspot.com/2010/08/starsheep-vibes-vol-1.html">StarSheep Vibes vol. 1</a>.<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F12%2Fstarsheep-vibes-vol-3.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div></div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-91452939670605516032010-12-10T17:19:00.001+01:002010-12-10T17:20:57.555+01:00pomarnuj czas zimową porą<div style="text-align: justify;">Minęła właśnie 16.30, a za oknem ciemno jak w końcowym odcinku jelita grubego. Pieprzyć już temperaturę, olać śnieg i zignorować wiatr, ale ciemności zapadające kosztem słońca jeszcze przed Teleexpresem to już jest czyste kurewstwo. Nie lubię zimy. Nie lubię ubrań na matrioszkę, nie lubię zamarzających glutów, nie lubię mokrych nogawek, nie lubię zasypanych ulic i chodników. Śnieg jest fajny w górach, gdzie jego miejsce i gdzie sprawia frajdę amatorom popierdalania z góry na dół z przyczepionymi do stóp przeróżnymi gadżetami. Szczecin "leży nad morzem" i nadmorskiej pogody od nieba nad Szczecinem oczekuję 24h na dobę, 52 tygodnie w roku. Kropka. Oczywiście, można pójść na sanki, można przyjebać komuś śnieżką, można nawet na łyżwach pośmigać i wtedy zima staje się nieco bardziej zjadliwa. Nie zmienia to jednak faktu, że w kategorii "zalet" ma się do lata tak, jak Kasia Cichopek do Ani Przybylskiej. Nie ta liga, pani zimo zła. Nie-ta-li-ga!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Cóż jednak poradzić, skoro nawet klasyk polskiej myśli rapowanej, Funky Filon, wyjaśniał swego czasu, że "pory roku ktoś tak sprytnie zaprogramował, ze kolejno następują i wyraźny jest ich podział". Filon, jak wszyscy wiemy zna się na niejednej rzeczy, bo i o słońcu w całym mieście powiedział dwa słowa i w tematach imigranckich czikulinek jest oblatany. Nic, tylko przytaknąć, spuścić głowę, napisać w śniegu na żółto "Zimo wypierdalaj!" i czekać na poprawę. Tik, tak, tik, tak...</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Chociaż zaraz, chwila, nie o tym miało być dzisiaj przecież! Zapatrzyłem się bezsensownie w okno patrząc jak zamarznięte gołębie skaczą na główkę z parapetu i zupełnie zapomniałem o prawdziwym temacie dzisiejszej notki. No bo przecież w końcu do cholery, to że piździ, szroni i się ściemnia nie oznacza wcale, że Owca traci humor! Co to, to nie! Ponarzeka, oczywiście, a jakże - takie prawo wyssał z cyca matki jak każdy Polak i z tego prawa korzysta. Nie równa się to jednak jakiejkolwiek zimowej depresji, spadkom poziomu humoru, czy wahaniom nastroju. Nic z tych rzeczy. Co więcej - taka aura sprzyja raczej domatorstwu, a domatorstwo na przełomie 2010 i 2011 roku oznacza z reguły jedno - szperanie w przepastnych zasobach Wszechświatowej Sieci. Na 83% rezultatów szperania spuśćmy oczywiście zasłonę milczenia (spuśćmy w tym drugim, neutralnym sensie ty zboczeńcu!), niemniej jednak podczas czytania internetu od deski do deski co chwila wpadają mi w e-ręce przeróżne fotki, rysunki czy komiksy. Portali z taką rozrywką jest w sieci od człona, a nowe i tak wyrastają jak grzyby po deszczu, albo fotoblogi amatorskich operatorów Canonów z przeceny. Poziom? Jedne trzymają wysoki (9gag, Memebase), inne to kopalnia żenady i tandetnego poczucia humoru (Demotywatorypeel). Mimo wszystko jednak lubię je przeglądać, a jak już znajdę coś sprawiające, że zaśmieję się w Owcy, to kradnę na dysk i wrzucam na FB ku uciesze rzeszy znajomych klikających "lubię to". Ostatnio jednak kilka osób powiedziało mi, że może kolekcjonowanie tego całego gówna w kolejnych folderach "Stuff" na profilu facebookowym nie jest najlepszym rozwiązaniem i że powinienem pomyśleć nad jakąś formą fun-bloga z codziennymi aktualizacjami. Jaki to w gruncie rzeczy pomysł? Dobry? Zły? Sam nie wiem, ale w potyczce "sens zakładania vs. próżność autora" wygrała ta druga i dlatego z dumą prezentuję Wam moje małe, pojebane dziecko:</div><br />
<div style="text-align: center;"><a href="http://www.diggorama.blogspot.com/"><span style="font-size: large;">WWW.DIGGORAMA.BLOGSPOT.COM</span></a></div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Tu gdzie aktualnie jesteście wciąż będzie można poczytać moje wypociny. Tam, gdzie Was zapraszam, będzie można obejrzeć to, co mnie bawi. Subiektywną selekcję śmieszności wyłowionych z tego zasyfiałego jeziora o nazwie Internet. Codzienna porcja fotek, rysunków czy komiksów, mocno związana z moim podejściem do świata i tym, co mnie w tym świecie niezmiernie bawi. Zapraszam serdecznie do zaglądania, podśmiechujek i poleceń innym. "Yet another time waster" jest od dzisiaj kolejnym sieciowym grzybem po deszczu. Have fun.<br />
<br />
<iframe allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no" src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F12%2Fpomarnuj-czas-zimowa-pora.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; height: 80px; overflow: hidden; width: 450px;"></iframe> </div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-83653524035803877902010-12-08T11:58:00.005+01:002010-12-08T13:12:10.279+01:00Who Can Kill A Child?<div style="text-align: justify;">Nadchodzą w końcu upragnione wakacje. Wraz ze swoją lepszą lub gorszą połówką (w zależności od Twojej płci drogi odbiorco) planujecie romantyczny wypad na jedna z wysp przy południowym wybrzeżu Hiszpanii. Jako gorsza połówka byłeś tam wiele lat temu i spędziłeś przemiły, odprężający urlop. Jako lepsza połówka, oczarowana opowieściami o tej małej oazie ciszy i relaksu nie możesz się już doczekać wyjazdu. Pakowanie niezbędnych rzeczy, spodenki, strój kąpielowy, olejek do opalania, jakaś książka, może jajka na twardo, pomidory i woda niegazowana na podróż i jesteście w drodze. Krótki przystanek w przybrzeżnym mieście, przeprawa łódką, przystań, wysiadka. Jest cudownie. Lekki wiaterek od morza, ciepłe promienie od słońca, daleko od cywilizacji, tylko wy, wyspa i jej gościnni mieszkańcy. Właśnie, mieszkańcy. Na przystani widzicie jedynie dziecko łowiące ryby. Nic nie mówi, przygląda się tylko. Wokół brak dorosłych, ale w końcu to środek letniego dnia, dzieci zawsze wolą spędzać wakacje na zewnątrz. "Cześć, co słychać" - pytacie. Cisza. "Pewnie się wstydzi, dzieci z małych miasteczek mają tę cechę" - myślicie. No cóż, czas się zbierać, znaleźć nocleg, odświeżyć i zaaklimatyzować. Idziecie do miasteczka. Idziecie wąską uliczką mijając śliczne, białe domki. Idylla. Docieracie do głównego ryneczku, wchodzicie do kafejki. W środku niestety nie ma żywej duszy. Pusto. Dziwicie się trochę, bo tak na dobrą sprawę od przybicia do brzegu nie spotkaliście nikogo, z wyjątkiem dziecka na przystani. Mijaliście zatrzaśnięte drzwi, pozamykane okna, puste uliczki. "To na pewno pora sjesty" - tłumaczycie sobie. W końcu to Hiszpanie, a Hiszpanie nie lubią się przemęczać w słońcu. Wyjdą pod wieczór i wtedy rozkręci się zabawa. Na pewno. Jedyne co możecie zrobić to sami zająć pokój w hotelu i zrobić zakupy w pustym sklepie. Rozgośćcie się i poczekajcie. Dorośli mieszkańcy wyspy na pewno gdzieś są i lada moment ich spotkacie, bo na razie jedyne napotkane osoby to kolejne dzieci. Dziewczynka w kawiarni, chłopiec z wędką i uśmiechnięta dziewczynka w uliczce. Machacie do niej, ona się do Was uśmiecha. Piękny obrazek. Nagle dziewczynka odwraca się i zaczyna coś szarpać. Widzicie tylko laskę jakiegoś staruszka, którą wyrywa mu z ręki, a następnie uderza kilka razy z furią. Uśmiech zamiera Wam na ustach. Biegniecie w stronę zajścia, dziewczynka mija Was z rozpromienioną twarzą, a wy odkrywacie makabryczną scenę. Starszy człowiek z rozbitą głową leżący na zwiniętych linach. Bez ruchu. Skatowany własną laską przez tą słodką dziewczynkę.<br /></div><br /><div style="text-align: justify;">Tak zaczyna się jeden z najbardziej przejmujących filmów jakie było mi dane obejrzeć. "¿Quien Puede Matar a Un Niño?", czyli "Czy zabiłbyś dziecko?" to hiszpański horror z 1976 roku, opowiadający historię dwójki angielskich turystów, którzy postanawiają spędzić urocze wakacje na fikcyjnej wyspie u wybrzeży Hiszpanii. Okazuję się jednak, że na wyspie nie ma ani jednego dorosłego, a dzieci ją zamieszkujące popadły w tajemniczy, morderczy obłęd. Nie obawiajcie się jednak - nie znajdziecie tu ani grama akcji z amerykańskich horrorów z cyklu "zabili go i uciekł". Nie ma mrożącej krew w żyłach muzyki, wyskakujących zza rogu postaci w kapturach z toporami w ręku, krzyczących studentek pod prysznicem czy efektów specjalnych w klimacie "gore". Jest za to atmosfera kompletnego zaskoczenia, niedowierzania i wreszcie autentycznego przerażenia. Jest strach, jest poczucie osamotnienia, ale jest też wszechogarniająca bezsilność, bo "przecież to tylko dzieci". Motorem napędowym filmu jest dylemat - jak potraktować uśmiechniętego 10latka, który mógłby być Twoim synem, bratem czy kuzynem, a od innych niewinnych dzieciaków w jego wieku różni go tylko to, że jest w stanie cię zabić bez mrugnięcia okiem. To przecież dzieci mają być chronione, to dzieci są ofiarami, to dzieci nie odróżniają często dobra od zła i ich postępowanie często tłumaczone jest niewystarczająco rozwiniętym poczuciem moralności i etyki. One przecież nie są złe, one nie działają z premedytacją dorosłych, one nie rozumieją, one nie chcą, to TYLKO dzieci. Skrzywdziłbyś je? A gdyby były Twoje?<br /><br />Film rozpoczyna sekwencja archiwalnych zdjęć, prezentujących dziecięce ofiary wojen, czy głodu. Jest Holocaust, jest Wietnam, jest Afryka. Wszystko to lokuje sympatię i współczucie widza po stronie tych najmniejszych, niewinnych ofiar "dorosłej" działalności. Wszystko po to, żeby za kilkadziesiąt minut skonfrontować te uczucia z makabryczną sytuacją na wyspie i postawić tytułowe pytanie - ¿Quien Puede Matar a Un Niño? Na zimowe wieczory z ciarkami na plecach gorąco polecam.<br /><br />P.S. Pod plakatem znajduje się link do torrenta. Ściągnąłem w ciągu jednej nocy, ale jakby ktoś chciał, to z pendragonem, tudzież płytką proszę się do mnie zgłosić. Napisy do ściągnięcia <a href="http://napisy.info/Napisy_89993_%3FQuien+puede+matar+a+un+nino%3F.html">TUTAJ</a>.<br /></div><br /><a href="http://btjunkie.org/torrent/iquest-Quien-Puede-Matar-a-Un-Ni-ntilde-o-www-DivxTotal-com-aticus/3865e35cfec7ab0acea4ba75968e61c91095ba315932"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 282px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj80T_bCdewq6ffpkco1Xs_N2_MD2tBm9goLM4LdADMUb68dy5XLpaMBYzbqDAh18XlFUMs0mGORGGVzNm2eg0T_oPl4dIk4uEokgi2DsthdVM2L-5hkYyuLdhWKfsySa40_ZNlWJ4wr9o/s400/cartel_quien_puede_matar_a_un_nino_0.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5548280554929490626" border="0" /></a><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F12%2Fwho-can-kill-child.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-92134196770934489052010-12-04T19:05:00.005+01:002010-12-04T19:30:04.611+01:00iBitwa<div style="text-align: justify;">Jestem raczej, jak dobrze wiecie, dość pokojowo nastawiony do życia. Nie tłukę się ze szczerbatymi dresami, nie rozpierdalam butelek na głowach losowo wybranych przechodniów, przeklinam tylko wtedy, kiedy żartuję (czyli sporo), nie posiadam żadnej broni, a konflikty załatwiam rzeczową dyskusją na argumenty merytoryczne, lub soczystym "a weź spierdalaj".<br /><br />W miniony czwartek sprzeniewierzyłem się swoim zasadom i wziąłem wraz z dysk dżokejem Najtlajfem udział w <a href="http://www.redbull.pl/cs/Satellite/pl_PL/Szczecin---Dru%C5%BCyny/001242930863823">Red Bull I-Battle</a> - bitwie na empetrójki z iPodów, iPhonów iInnych produktów Apple, które robią "lalala". Schemat był prosty: 8 dwuosobowych ekip, ring na podwyższeniu, pełny klub (Lulu) i bójka "numer kontra numer" okraszona wydurnianiem się przy linach w celu zdobycia sympatii publiczności (która przez darcie ryja decydowała o zwycięstwie tych lub tamtych). Dodatkowym atutem był backstage z wódką, red bullami i dziwnymi papierosami, po których masz oczy jak przerwa między jedynkami Sookie Stackhouse. Zabawa była przednia, awans do finału przegraliśmy o przysłowiowy głos czyli jeden decybel z ekipą Sage'a i Dj'a Pete. Oni jednak musieli w finale uznać wyższość takiej dwójki szaleńców, że ja nie mam pytań, odpowiedzi ani nawet komentarzy. Maski jak <a href="http://www.dcsocialite.com/wp-content/uploads/2009/09/Jabbawockeez_-_A_Figment_of_your_Imagination_1220050884104_t520.png">Jabbawockeez</a>, nunczako, salta w tył, choreografie do każdego numeru (she got the moves mate!) - wszystko na misternie przygotowanych podkładach ("<a href="http://www.youtube.com/watch?v=FLyxHGtFBZY">Cockney Violin</a>" mnie zniszczył!) i już było wiadomo, że „<a href="http://www.arcyportal.pl/wp-content/uploads/2010/11/WSZYSTKO-WSZ%C4%98DZIE-TEAM.jpg">Wszystko Wszędzie Team</a>” odprawią z kwitkiem resztę konkurencji. Co zresztą stało się po końcowym darciu mordy, przy którym wuwuzele w RPA są jak ciche pierdnięcie w towarzystwie, żeby nikt nie słyszał.<br /><br />Hulana była przednia, z nieoficjalnych źródeł bliskich fabryce Red Bulla w Bangladeszu wiem, że podobno jedna z najlepszych w Polsce, jeśli nie najlepsza. Tak się bawi Szczecin, tak się bawią szczecinianie, tak my się bawimy. Jeśli chcecie chociaż liznąć przez monitor trochę flejworu z czwartku to zapraszam do filmiku poniżej.<br /><br />Tak - ten z trąbką to ja.<br /></div><br /><object id="RBPlayer" height="253" width="450"><param name="allowFullScreen" value="true"><param name="allowScriptAccess" value="sameDomain"><param name="wMode" value="transparent"><embed src="http://www.redbull.pl/cs/RedBull/flash/socialmedia/RBPlayer.swf?data_url=http://www.redbull.pl/cs/Satellite?c%3DRB_Video%26cid%3D1242933864376%26locale%3D1237406338482%26p%3D1242776441417%26pagename%3DRedBullPL%2FRB_Video%2FVideoPlayerDataXML&quality=low&on_redbull=yup&primary_up_color=0xDD013F&primary_over_color=0x0C2044&primary_down_color=0x0C2044&secondary_up_color=0xDD013F&secondary_over_color=0x0C2044&secondary_down_color=0x0C2044&num_analytics_intervals=5" type="application/x-shockwave-flash" allowfullscreen="true" wmode="transparent" allowscriptaccess="always" height="253" width="450"></embed></object><br /><br /><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F12%2Fibitwa.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-67301428835406562722010-11-26T12:11:00.003+01:002010-11-26T14:11:26.791+01:00kaszanka powyborcza<div style="text-align: justify;">Wybory, wybory i po wyborach. Kiedyś powiedziałem, że polityka będzie tu sporadycznie i mam zamiar się do tego zastosować - to ostatnia politycznie powiązana notka na jakiś czas, więc jeśli szukacie celnych komentarzy, trafnych analiz i błyskotliwych, a nierzadko żartobliwych tekstów sprawdźcie dwóch moich ulubionych autorów w tej tematyce - <a href="http://wo.blox.pl/">Wojciecha Orlińskiego</a> i <a href="http://passent.blog.polityka.pl/">Daniela Passenta</a>. Pierwszy to nerd, wielbiciel popkultury, podróży i autostrad, przeplatający tematy filmowo-muzyczno-gadżetowo-społecznościowe z prześmieszną krytyką polskiej prawicy i jej naczelnego "organu prasowego" - Salonu24. Drugi zaś, to najlepszy polski felietonista, wieloletni pracownik Polityki, którego wyważone komentarze na bieżące tematy bardzo często pokrywają się prawie całkowicie z moim skromnym zdaniem. Obaj panowie, choć w różnym stylu, piszą o polityce ciekawiej ode mnie, dlatego ja będę się zajmował tym tematem od święta, a zainteresowanych odsyłam do powyższych linków.<br /><br />Tyle tytułem wstępu - teraz zasadnicza zasadniczość. Ja mawiają niektórzy - "pierwsze koty za płoty", "nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku" oraz "drogie Bravo, czy pierwszy raz bardzo boli?". Pierwsze wybory mam za sobą, wynik nie jest może imponujący, gdyż nie udało mi się porwać setek zafascynowanych moją nietuzinkową osobowością wyborców, ale jak na "kampanię", którą prowadziłem, miejsce które na liście zajmowałem i w odniesieniu do innych wyników "anonimowych polityków" nie jest najgorszy. "Lokomotywy" z naszej listy zdobyły powyżej tysiąca, "parowozy" po kilka setek, a "drezynki" jak ja zmieściły się w wynikach dwucyfrowych. Oczywiście znajdzie się jeden z drugim, który oceni to jako "porażkę", "żenadę" tudzież "żal.pl" (ostrzegam - używających tego ostatniego określenia wypieprzę na zbitą japę). Niemniej jednak Ci którzy mnie znają, wiedzą, że mnie cieszą nawet małe rzeczy i nawet w małych rzeczach szukam pozytywów. Było to ze wszech miar interesujące doświadczenie i bardzo pouczająca lekcja polityki od kuchni, łazienki i zlewozmywaka na zapleczu. Jednym słowem - pierwszy krok w branży zaliczony. Z tego miejsca dziękuję wszystkim, którym chciało się ruszyć w niedzielę dupy sprzed telewizora/komputera/mikrofalówki i postawić na mnie krzyżyk. Nie jest to dla mnie jednorazowa zabawa w elekcję, więc obiecuję następnym możliwym razem dać Wam więcej powodów do zadowolenia :)<br /></div><br /><div style="text-align: justify;">Tymczasem zostawiam Was z tytanami polskiego kabaretu - ekipą z "Za Chwilę Dalszy Ciąg Programu" i klipem "W Rodzinie O Wyborach". Pamiętajcie - Liga Czystości nie pali, nie pije i to trzecie... też tego nie robi!<br /></div><br /><object height="344" width="425"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/M8MQdzyJ6ZY?fs=1&hl=pl_PL"><param name="allowFullScreen" value="true"><param name="allowscriptaccess" value="always"><embed src="http://www.youtube.com/v/M8MQdzyJ6ZY?fs=1&hl=pl_PL" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" height="344" width="425"></embed></object><br /><br /><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F11%2Fkaszanka-powyborcza.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-57249443821990607872010-11-20T11:00:00.001+01:002010-11-20T11:21:31.764+01:00Silence! I kill you!<div style="text-align: justify;"><object height="344" width="425"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/OdnmZbetUXQ?fs=1&hl=pl_PL&color1=0x2b405b&color2=0x6b8ab6"><param name="allowFullScreen" value="true"><param name="allowscriptaccess" value="always"><embed src="http://www.youtube.com/v/OdnmZbetUXQ?fs=1&hl=pl_PL&color1=0x2b405b&color2=0x6b8ab6" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" height="344" width="425"></embed></object><br /><br />Nastała cisza, więc nie mogę ani agitować, ani namawiać, ani promować ani przekonywać. Powiem więcej - gdyby owa cisza nie nastała to i tak bym nie agitował, namawiał, promował czy przekonywał. W poprzedniej notce wyłożyłem wam biało na granatowym powody, dla których jestem obecny na liście kandydatów na radnego. Większość z Was zna mnie osobiście i wie, że nie jestem typkiem, który wprosi się bez zaproszenia na domówkę, wyżre lodówkę (chyba, że macie tam żółty ser), nasika do kuwety waszego kota, rozsiądzie się wygodnie na sofie i nie wyjdzie do wczesnych godzin porannych. Jestem tam gdzie mnie chcą, a nie tam gdzie ja na siłę chcę być. Z tego powodu nie prosiłem i nie proszę o niczyje głosy. Nie uważam, żeby strategia "ej, ty, ziomuś, idziesz do wyborów? ta? a głosujesz? ta? a na kogo? nie wiesz? ta? to weź ziomuś pierdolnij na mnie głosik, co ci zależy. pierdolniesz? dziękówa" była w jakikolwiek sposób zahaczona w definicji "społeczeństwa obywatelskiego", którego jestem zwolennikiem. Nie zabiegam na siłę o poparcie, wolę raczej, żeby ewentualne głosy na mnie oddane były oddane z przekonaniem "że warto". Wychodzę z założenia, że jeśli idziesz do wyborów to rób to ze świadomością swojej decyzji. Nie głosuj "dla jaj", "z nudów", "bo mama kazała", "bo znam gościa", "bo mnie ktoś poprosił". Zastanów się, poczytaj, dowiedz, przemyśl i zdecyduj. Za duży procent stawiających się przy urnach głosuje mechanicznie, bezmyślnie, na etykietkę, czy wrażenie. Za duży procent skreśla pierwszego z brzegu z takiej czy innej listy, bo zupa na gazie kipi, a dziecko zesrało się w pieluchę i drze mordę niemiłosiernie. Nie zaliczaj się do tej grupy. Stawiaj krzyżyk mądrze i odpowiedzialnie, świadom swoich praw i obowiązków. W końcu będziesz ze swoją decyzją przez następne cztery lata, "dopóki wybory Was nie rozłączą".<br /><br />P.S. Jeśli przy okazji myślisz, że fajnie byłoby mieć w Radzie Miasta reprezentanta, który i o kulturę postara się powalczyć i sportowo się zaangażuje i kilka promocyjnych pomysłów ma w zanadrzu, to wiesz co robić - ciach, ciach i do urny.</div><br /><br /><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F11%2Fsilence-i-kill-you.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-25808449455262298162010-11-09T21:37:00.005+01:002010-11-09T23:16:54.183+01:00co tam Panie w polityce?<div style="text-align: justify;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX2ZM21M4YbD3lVm0ZKaK0hyphenhyphencgMIbhwDGUmCsoT9miSIwm9T8HJ7ywFmxu6Yma4kjh4nemVsZUVUHHjZaEOLOzHdJz7tQOJsPbXnwI6_gHJnlnABHpbUwoetVdehEsO4CkEMBk4-_V25E/s1600/tn_Owca_przemek_plakat_duzy.jpg"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 281px; height: 400px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX2ZM21M4YbD3lVm0ZKaK0hyphenhyphencgMIbhwDGUmCsoT9miSIwm9T8HJ7ywFmxu6Yma4kjh4nemVsZUVUHHjZaEOLOzHdJz7tQOJsPbXnwI6_gHJnlnABHpbUwoetVdehEsO4CkEMBk4-_V25E/s400/tn_Owca_przemek_plakat_duzy.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5537652031206855506" border="0" /></a><br /><span style="font-style: italic;font-size:85%;" >"To nie jest notka humorystyczna. Podobieństwo występujących w niej osób do postaci prawdziwych jest w pełni zamierzone, chociaż potraktowane Photoshopem, co widać na załączonym obrazku."</span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Polityka</span>, to wg. Słownika PWN "działalność władz państwowych, zwłaszcza rządu" lub "działalność jakiejś grupy społecznej lub partii mająca na celu zdobycie i utrzymanie władzy państwowej; też: cele i zadania takiej działalności oraz metody realizacji takich zadań", tudzież "sposób działania osoby lub grupy osób kierujących jakąś instytucją lub organizacją", albo "zręczne i układne działanie w celu osiągnięcia określonych zamierzeń". Tyle teorii. Czym jest polityka w praktyce? Pierwsze skojarzenia większości z Was oscylują zapewne w okolicach określeń "bagno, gówno, burdel" doprawianych co jakiś czas "złodziejstwem, korupcją, kurewstwem i kłamstwem". Polityk kłamie, kradnie, leni się i ma wszystko w dupie. Wszystko to mocne słowa, ostre skojarzenia i dotkliwe porównania - niestety w większości całkowicie uprawnione. Styl, w jakim słownikowa polityka jest uprawiana, tak na szczeblu centralnym jak i lokalnym przyzwyczaił nas do tego, żeby traktować polityków jako zawód (a w zasadzie "zawód") o najniższym społecznym zaufaniu, oscylującym w przeróżnych rankingach wokół kilku procent. Nic więc dziwnego, że każdy, kto angażuje się w politykę automatycznie staje się jednym z "nich" - karierowiczów w drodze do koryta.<br /><br />W tym momencie odczuwam pewien dysonans (dla nieznających poprawnej polszczyzny - wewnętrzną rozpierduchę). Sam często krytykuję styl uprawiania polityki, brzydzę się przeróżnymi faktami, które za pomocą mediów do mnie docierają, obdarzam uczestników przeróżnych rozgrywek dość mocnymi epitetami i często zwyczajnie zbiera mi się na cofkę gdy muszę być świadkiem żenujących spektakli rozgrywanych na każdej chyba scenie politycznej w tym kraju. "Gdzie tu dysonans/rozpierducha?" spytacie. Otóż, jak kilku z Was wiadomo - startuję w tym roku w wyborach do Rady Miasta (Szczecina oczywiście) z listy Komitetu Wyborczego Wyborców Bartłomieja Sochańskiego "Obudźmy Szczecin". Lista nr <span style="font-weight: bold;">15</span>, okręg 4 (Głębokie, Pilchowo, Zawadzkiego, Klonowica, Krzekowo, Bezrzecze, Pogodno, Świerczewo, Łękno, Arkońskie, Niemierzyn), miejsce nr <span style="font-weight: bold;">9</span>. Tych z Was, którzy zamierzają zamknąć okienko i nigdy już do mnie nie wrócić proszę o chwilkę cierpliwości, mam bowiem kilka słów, które być może wytłumaczą tą poniekąd dziwaczną decyzję.<br /><br /><div style="text-align: justify;">We Wrześniu zaangażowałem się czynnie w prace komitetu, który zawiązał się wokół kandydatury Bartłomieja Sochańskiego na Prezydenta Szczecina. W jego programie spodobał mi się w zasadzie jego fundament - przesunięcie akcentów decyzyjnych zza biurek w pokojach Urzędu Miasta do rąk mieszkańców Szczecina. To mieszkańcy, będący najbliżej swoich problemów, a nie kierujący się własnym widzimisię urzędnicy, mają być punktem odniesienia w planowaniu zmian, dzieleniu środków finansowych czy wreszcie współautorami strategii dotyczących rozwoju ich najbliższego sąsiedztwa. Podsumowując - Szczecinianie działający w instytucjach pozarządowych, niezależnie od koloru rządzącej ekipy, zmagający się z problemami z zakresu swojej działalności to ważne ogniwo w procesie polityczno-decyzyjnym. Można to nazwać tanim chwytem wyborczym, sugestią kosmetycznych zmian czy tworzeniem złudzenia wpływu na decyzje polityczne. Oczywiście, że można, ale przy odrobinie dobrej woli i pozytywnego myślenia można to potraktować jako preludium do zmiany statusu <span style="font-weight: bold;">mieszkańców</span> Szczecina na <span style="font-weight: bold;">obywateli</span> Szczecina - ludzi zainteresowanych jego sprawami, uczestniczących w szeregu inicjatyw, świadomych siły swojego głosu i chętnych tej siły używać. W tym mieście naprawdę jest masa ludzi, którzy wiedzą, że "można!".<br /><br />Jak jednak zapewne zauważyliście - jest różnica między popieraniem jednego z kandydatów, a startowaniem z jego listy w wyborach. Nie ukrywajmy - nie posiadam doświadczenia w polityce, nie znam jej mechanizmów, nie jestem ani pierwszoplanowym graczem, ani kuluarową szarą eminencją, ani nawet anonimowym działaczem niższego szczebla, który raz zainicjował oczyszczanie miejscowej piaskownicy z kociego łajna. Politykę studiowałem, polityką się interesuję, o polityce czytam, ale takich jak ja jest wielu, więc dlaczego to właśnie Owca ma być tym, który nagle zapragnął wejść w to "bagno"?<br /><br />Kasa? Układy? Kariera?<br /><br />Nawet nie liczcie, że będę czemukolwiek zaprzeczał i w jakikolwiek sposób zapewniał Was, że jestem idealistą, który natychmiast zrezygnuje z uposażenia na rzecz biednych dzieci i w zaciszu biura pisał projekty naprawiające świat. Nic z tych rzeczy. I tak nie uwierzycie. Myśl, która przekonała mnie do spróbowania sił w tych zawodach była następująca:<br /><br />Wciąż jestem młody (politycznie mój wiek plasuje mnie w kategorii "osesek". Niemniej jednak przez 10 lat, które minęły od momentu nabycia praw wyborczych nie usłyszałem od nikogo spójnej, ani nawet fragmentarycznej oferty dla ludzi w moim wieku. Kandydaci na prezydentów i radnych skupiali i wciąż skupiają się wyłącznie na "dużych obrazkach" - stoczni, przemyśle, budownictwie, komunikacji miejskiej, inwestycjach, rewitalizacjach dzielnicowych, parkach technologicznych itp. - i nie sposób odmówić im racji. To ludzie z reguły doświadczeni, mający często świetne pomysły na rozwiązanie "dużych problemów". Bezdyskusyjnie są to ważne, jeśli nie najważniejsze wyzwania stojące przed ewentualnymi włodarzami. Nie zmienia to jednak faktu, że te problemy są w większości abstrakcyjne dla ludzi młodych - maturzystów czy studentów tudzież świeżych absolwentów bez sprecyzowanego planu na "dojrzałe" życie. Nie wynika to bynajmniej z ich ignorancji - te sprawy ich po prostu nie dotyczą. Oni , a w zasadzie my, bo czuję się wciąż częścią tej grupy, żyjemy muzyką, sztuką, filmem, sportem, wolnym czasem spędzanym wśród znajomych i doświadczeniami, które będziemy wspominać jeszcze długie lata po tym, jak wejdziemy w dorosłość właściwą. Czemu w żadnej ofercie politycznej nie ma słowa skierowanego do nas? Czemu żaden z kandydatów nie chce przyjąć na siebie odrobiny infantylnej "gęby" tylko po to, żeby powiedzieć nam - "Wy <span style="font-weight: bold;">też</span> jesteście mieszkańcami Szczecina! Wam <span style="font-weight: bold;">też</span> należy się uwaga! Wasze problemy <span style="font-weight: bold;">też</span> są ważne!"? Nie czujemy się reprezentowani, nie czujemy się rozumiani, nie czujemy, że nasze problemy, sugestie czy propozycje są w jakikolwiek sposób zauważane. Całe szczęście robimy wszystko, żeby nie poddać się "szczecinizmowi" (któremu swego czasu poświęciłem tu <a href="http://korwytolubia.blogspot.com/2009/03/szczecinizm-mozna-leczyc.html">kilka słów</a>) - angażujemy się w przeróżne inicjatywy kulturalne, wspieramy artystów, udzielamy się w działaniach na rzecz rozwoju sportu amatorskiego - robimy to wszystko, czego urzędnicy i tak by za nas nie zrobili. Czy to źle? Czy potrzebujemy polityki ingerującej w nasze działania? Broń Jahwe, Allahu, Brahmo czy <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Lataj%C4%85cy_Potw%C3%B3r_Spaghetti">Latający Potworze Spaghetti</a>! Radzimy sobie świetnie - jedyne czego potrzebujemy to pomysłu, jak zagospodarować nasze działania, nasz entuzjazm oraz naszą energię i wpleść to wszystko w strategię promocji Szczecina. Mamy coraz wyższy poziom nauczania, ale młodzi ludzie wciąż wybierają inne ośrodki akademickie. Jaką część tych "emigrantów" można by było zatrzymać u siebie, gdyby miasto położyło większy nacisk na wspomaganie, rozwój i promocję lokalnych inicjatyw kulturalno-sportowych? Ilu z nich wyjeżdża, nie dlatego, że Uniwersytet Tamtejszy ma lepszą kadrę, tylko dlatego, że Tam więcej się dzieje? Ilu z nich w rozmowach z mieszkańcami Poznania, Trójmiasta czy Wrocławia wstydzi się etykietki "mieszkańca wioski z tramwajami" tudzież "beduina z pustyni kulturalnej"? Czy można ich za to winić? Z poważnymi tematami jeszcze będziemy mieli okazję się zmierzyć. Młodość to dla nas czas ładowania akumulatorów na resztę życia - a gdzie lepiej to robić niż w rodzinnym mieście, w gronie wieloletnich przyjaciół przy okazji głośnych na całą Polskę wydarzeń?<br /><br />Ta właśnie myśl była w zasadzie jedynym argumentem "za" decyzją o wejściu na listę wyborczą. Chcę być tym jednym przedstawicielem młodych, który może im powiedzieć - wiem co Was boli, bo mnie boli to samo. Zmieńmy to, <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Miko%C5%82ajek_%28posta%C4%87%29">no bo co w końcu kurcze blade</a>!<br /><br /><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F11%2Fco-tam-panie-w-polityce.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe><br /><span></span></div></div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-77870362614806158342010-10-31T12:16:00.005+01:002010-11-03T10:10:06.083+01:00StarSheep Vibes vol. 2<div style="text-align: justify;">Obiecanki, cacanki, a na blogu wrzutka. Tym staropolskim akcentem z końca XIX wieku witam dziś wszystkich czytelników, zaglądaczy i przypadkowo zawieruszonych tu poszukiwaczy porno z owcami. Dla pierwszych niestety nie mam dziś zbyt wiele słowa pisanego, dla drugich jedynie kilka być może interesujących pierdół, a trzecim linki wyślę na priv, bo całą kolekcję mam pochowaną w "Ulubionych", w katalogu... chwila... powiedziałem to na głos? Cofam, cofam!<br /><br />Tymczasem przejdźmy do przysłowiowej rzeczy (kto zna przysłowie o "rzeczy"? noga do góry!). Dziś druga odsłona legendarnej już w kręgach producentów mięsa z Dworca Centralnego oraz beznogich prostytutek z Kabulu składanki "Starsheep Vibes". Na wycieczkę po ostatnich, przedostatnich i całkiem już dawnych fascynacjach muzycznych autora niniejszego bloga zapraszam po kliknięciu w poniższy obrazek, na którym hulam w przestworzach odległej galaktyki z ziomkami z branży przemytniczo-rebelianckiej. Tracklista oczywiście pod okładką, jakby ktoś nie chciał kota w worku ściągać, bo co to w sumie za zabawa taki w worku kot. Miauczy, wierzga i spać w nocy nie daje. Dlatego też sprawdzajcie tytuły, klikajcie w okładkę, słuchajcie, śpiewajcie, pląsajcie, albo chociaż wystukujcie rytm na kolanie. Czego byście w związku z odsłuchem nie robili - bawcie się tak dobrze, jak ja układając ten zestaw.<br /></div><br /><div style="text-align: right;">Enjoy!<br /></div><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://www.megaupload.com/?d=02ODWDF0"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 400px; height: 375px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigvZ3CTQAyoO6GqQaG3q_an8xsige4rfGroRuLkyIvAWHP3If1D-P-QzroPFr9bbuT3iVQ8idcjO-WQPtd-Qug-dBVwmd5F5cLZ6Q5f99ZsRADhnI9A99fItoiKImnXJDDAAUG7ZCMDhA/s400/opwca.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5535244320021776114" border="0" /></a><br /><div style="text-align: center;">(Wspomniana) Tracklista:<br /><br />01. Magnetic Man feat. Ms. Dynamite - Fire<br />02. Katy B - Katy On A Mission<br />03. Redlight feat. Ms. Dynamite - What You Talking About<br />04. DJ Defkline & Red Polo - Remember Dre (Dubstep Remix)<br />05. Audio Bullys - Only Man (Jakwob Remix)<br />06. Deadmau5 - Ghosts N Stuff (Nero Remix)<br />07. Sub Focus - Could This Be Real (Joker Remix)<br />08. Subscape - Nothing's Wrong<br />09. Mujava - Township Funk (Skream Remix)<br />10. Die & Interface feat. William Cartwright - Bright Lights (Joker Remix)<br />11. L-Wiz - Girl From Codeine City<br />12. La Roux - In for the Kill (Skream's Let's Get Ravey Remix)<br />13. I Blame Coco - Quicker (RackNRuin Remix)<br />14. Magnetic Man feat. Katy B - Perfect Stranger<br />15. Alex Roots - Don't Stop Looking (High Rankin Mix)<br />16. High Rankin - Meow Meow (132BPM)<br />17. LV feat. Okmalumkoolkat - Boomslang<br />18. Plump DJs - Boomer<br />19. David E. Sugar - Oi New York, This Is London! (Oi This Doesn't Sound Like Skream Remix)<br />20. Yeah Yeah Yeahs - Heads Will Roll (A-Trak Remix)<br /><br /><div style="text-align: left;"><br /><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F10%2Fstarsheep-vibes-vol-2.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe><br /></div></div>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8605782025780328391.post-28754303923689792422010-10-18T23:42:00.006+02:002010-10-18T23:54:16.376+02:00mam prostą lirykę dla prostych ludzi<div style="text-align: justify;">Przychodzi taki czas w życiu każdej owcy, że albo wystąpi w reklamie, albo inaczej będzie chciała się spełnić. Wczoraj, w przeróżnych godzinach dziennych naskrobałem sobie wierszyk. Taki odnośnie i w temacie kobiet w wieku postprodukcyjnym, okupujących przystanki tramwajowe. Podzielę się z Wami tą liryką niewyszukaną, bo w końcu to mój blog i takie mam na nim prawo. Panie i Panowie - oto pierwszy w historii korewtolubiacych wiersz (eksperymentalny w sensie).<br /></div><br /><div style="text-align: center;">Na przystanek<br /><br />"Śliskim torem w dzień deszczowy tramwaj raźno sunie.<br />Oczekują go seniorki w niecierpliwym tłumie.<br /><br />Każda z siatką i w berecie, w końcu moda taka -<br />do przychodni i na pocztę lub do warzywniaka.<br /><br />Jak na Wielkiej Pardubickiej konie wyścigowe,<br />w gotowości pełnej zwarte, do biegu gotowe.<br /><br />Dylematem wszystkie ważnym spięte niesłychanie -<br />"Które drzwi przyatakować, jak już tramwaj stanie?"<br /><br />Sapią równo, pianę toczą, wzrok w torach utkwiony.<br />Nagle radość! - "Och! Już jedzie! Transport upragniony!"<br /><br />Już im miejsca wymarzone stają przed oczami,<br />już się cieszą na ten krótki dystans z nagrodami.<br /><br />Wtem histeria, lament, dramat, mdleją nam matrony...<br />"Cóż się stało? Panie, klęska! Tramwaj uszkodzony!"<br /><br /></div><iframe src="http://www.facebook.com/plugins/like.php?href=http%3A%2F%2Fkorwytolubia.blogspot.com%2F2010%2F10%2Fmam-prosta-liryke-dla-prostych-ludzi.html&layout=standard&show_faces=true&width=450&action=like&colorscheme=light&height=80" style="border: medium none; overflow: hidden; width: 450px; height: 80px;" allowtransparency="true" frameborder="0" scrolling="no"></iframe>owiechttp://www.blogger.com/profile/08469821055748245287noreply@blogger.com6